wtorek, 19 grudnia 2000

Przyjaźń



Niewysłany

Droga Kristy, Arielu

Nigdy nie chciałem, aby nasza historia... nasza przyjaźń... zakończyła się w ten sposób. Nie chciałem, abyśmy stali po przeciwnych stronach barykady. Byli wrogami dla siebie. Jednak niestety tak się stało. Wyznajemy teraz inne poglądy. Nie potrafimy się porozumieć tak jak kiedyś.
Przepraszam za wszystko. Za to, że myśleliście, że Was ot, tak zostawiłem i zapomniałem o Was. Za to, że nie pojawiłem się w tak ważnym dla Was momencie. Na pogrzebie Waszego ojca, a także potem. Kiedy straciliście wszystko. Nie było mnie, aby Wam pomóc. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie. A także, że uda Wam się zaznać spokoju w życiu, że będziecie w końcu szczęśliwi. Po cichu liczę także na to, że zejdziecie z przestępczej ścieżki życia, ale nie mi decydować.
Także chciałem powiedzieć, że wybaczam Wam. Podczas naszego ostatniego spotkania wiele się wydarzyło. Raczej trudno byłoby je nazwać czymś przyjemnym. Co prawda pozostało mi po nim kilka blizn czy to na ciele, czy psychice, ale... To nic nie zmienia. Można powiedzieć, że zasłużyłem sobie na nie. Nie żywię urazy.
Na koniec chciałbym tylko jeszcze raz powiedzieć: Przepraszam. 

William

Autor arta: sun & moon

Nadzieja

 Strona w budowie

Miłość



26.07.1783r


 Drogi Ojcze

Tak bardzo Cię przepraszam za to, że nie było mnie przy Tobie w tamtym momencie. W momencie gdy dowiedziałeś się o  swojej chorobie. To ja powinienem zwrócić wcześniej uwagę na wszystkie najmniejsze oznaki. To ja powinienem być tym, który się tobą opiekował i, który wezwał medyka kiedy było to konieczne. Emma nie powinna być obarczona tym wszystkim. Ta ja jestem twoim dzieckiem, nie ona. Zawiodłem Cię. Możesz temu zaprzeczać. Możesz mówić o tym, że to nie moja wina, że nie mam o co się obarczać, ale i tak mnie nie przekonasz. Wiem, że mam rację.
Dziękuję jedynie wszystkim siłom wyższym za to, że Emma akurat wtedy postanowiła Cię odwiedzić. Gdyby nie ona to nie wiem, jak to mogłoby się dalej potoczyć.
Obiecują Ci, że będę przyjeżdżał do domu, najczęściej jak to będzie możliwe. Jak bardzo chciałbym być przy Tobie przez cały czas, tak wiem, że jest to niewykonalne. Twoje leczenie na pewno będzie kosztowne. Z moich wyliczeń wynika, że nasz majątek może nie wystarczyć. Dlatego też nie mogę teraz wrócić. Muszę zdobyć pieniądze dla nas. Dla Ciebie.
Kocham Cię Ojcze.


William
Autor arta: manchatchat

czwartek, 14 grudnia 2000

Pajęcze życie

Autor: Edikt Art
 Dziewczyna posiada dość silną głowę do alkoholu.

 Jest uczulona na jad pszczeli.

 Świetnie jeździ konno.

 Wywodzi się z dość zamożnej rodziny, w której jej ojciec i matka pobrali się przez układy ich rodziców..

 Jako swego pupila i towarzysza podróży wybrała sobie wielkiego węża, którego nazwała Fenrir. Stał się on jej bardzo lojalny. Słucha tylko dziewczyny i jest gotowy wykonać niemalże wszystko co ta mu każe.

 Ma okropne kontakty z matką. Można powiedzieć, że wręcz się nienawidzą.

 Świetnie śpiewa i gra na lutni. Posiada także własny zespół, który założyła wraz z trójką przyjaciół. Aktualnie grają jedynie kilka piosenek. Jednak w najbliższym czasie dziewczyna ma zamiar napisać ich o wiele więcej.

 Uwielbia wszelkiej maści noże do rzucania. Kolekcjonuje je od dobrych kilku lat. Aktualnie posiada ich dwadzieścia dwa. Nauczyła się niemalże idealnie nimi posługiwać. Praktycznie nigdy nie chybia. Dlatego też, to właśnie ich używa do obrony. Zawsze ma przy sobie minimum trzy takie noże.

 Matka już wybrała jej partnera, Nicolasa. Jednak Madeleine nie zgadza się na to i za wszelką cenę stara się zaprzepaścić tę umowę.

 Nienawidzi gdy ktoś jej rozkazuje. Działa to na nią jak płachta na byka.

Aranea Sorribus

Prawdopodobny autor: Igor Grechanyi

Aranea Sorribus - potocznie Pajęcze Siostry- nie jest za bardzo znaną rasą. Niewiele osób wie o niej więcej niż sam fakt, że jest powiązana z pająkami. Nieoficjalna nazwa wzięła się od tego, że należą do niej tylko kobiety. Sporadycznie, raz na kilka lat zdarza się męski przedstawiciel owej rasy. Cechą charakterystyczną Aranea Sorribus jest to, że władają pająkami, a także to, że rozumieją ich język. Dlatego też bardzo często można ich spotkać w towarzystwie tychże ośmionogich istot. Można powiedzieć, że są przyjaciółmi. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się aby którakolwiek z Pajęczych Sióstr skrzywdziła w jakikolwiek sposób te stworzenia. Trzeba wiedzieć także, że osoby należące do tej rasy potrafią się przemieniać. Czasami jest to zaledwie połowiczne, a czasami całkowite. Jeżeli chodziłoby o tę pierwszą wersję to nie można za bardzo jej określić. Wszystko przez to, że każdy posiada inną. W przypadku Madeleine polega ona na tym, że z pleców wyrastają jej ogromne pary pajęczych odnóży. Oczywiście o wiele bardziej spektakularna jest przemiana całkowita. Wtedy to połowa ciała dziewczyny przedstawia ogromnego pająka. W człowieczej postaci pozostaje od tułowiu. Jednak i ta część zmienia się na swój sposób. Posiada tylko króciutką koszulkę, ledwo zakrywającą biust. Na jej rękach pojawiają się przedramienniki. Włosy zmieniają swój kolor na blond, a oczy zaczynają świecić na czerwono. Rasa ta posiada także pewne zdolności. Oprócz oczywistej przemiany, charakterystyczne są także dwie inne. Pierwsza raczej nikogo nie dziwi. Nawet w ludzkiej postaci dziewczyna potrafi wytwarzać lepką nić, którą może "wystrzliwać" z dłoni. Wystarczy, że uniesie rękę i skieruje otwartą dłoń w danym kierunku. Druga jest natomiast dość specyficzna i na pewno osoby z arachnofobią by ją znienawidziły. Jest to możliwość przyzywania małych pajączków. Louise często wykorzystywała to do zemsty na kimś. Stawała przy tej osobie, mamrotała pod nosem dobrze znaną jej sentencję, a potem działo się co działo. Nie mijało wiele zanim wroga dziewczyny obchodziły tysiące małych pajączków. Jednak jedno na pewno trzeba zapamiętać. Jak większość przedstawicieli tejże rasy Madeleine nie do końca panuje nad swymi mocami. Często pod wpływem emocji wymykają się jej one spod kontroli.


sobota, 18 listopada 2000

czwartek, 16 listopada 2000

mmmm











Deryn Veitch
Dwadzieścia dwa lata | Mroźny poranek trzeciego marca | Ethija, Vanneberg | Hodowca


Trzask mrozu, świst wiatru, płacz dziecka.
Skrzypnięcie drzwi, stukanie obcasów, szmer rozmów.
Wiele wyniosła z sierocińca; tego wyniosłego, mrocznego, ale biednego miejsca. Pamięta długie korytarze, wysokie, puste ściany, skrzypiące podłogi, stęchły zapach. Kwaśne miny przełożonych, surowe nauczycieli. Pamięta blask uśmiechów niektórych dzieci, delikatne dłonie jej opiekunki. Pamięta, że było to miejsce ciemne, a jednocześnie jasne; zimne, a ciepłe; straszne, ale przytulne.
Osiemnaście lat spania w jego murach, a dalej nie potrafi go określić. Kolejnych dwadzieścia nie byłoby wystarczające.

Wiele wyniosła z sierocińca.
By przeżyć, nie można trzymać się samemu - trzeba znaleźć grupę. Potrzebni są sprzymierzeńcy, zbędni są wrogowie. Należy być lojalnym; wspierać swoich, pomagać w potrzebie. Przymknąć oko, gdy łamane są zasady - nikt nie lubi wtyk.
Nie można być ślepo dumnym; gdy jesteś za coś karcony, spuść ze wstydem głowę, bądź pokorny, wypluj resztki godności. Wszystko przyjmować należy z milczeniem; nie wybrzydzaj, nie narzekaj.
I choć wrze w tobie wściekłość, zduś ją; choćby ci się serce krajało, drżało z poczucia niesprawiedliwości. Cicho.
Kto przy zdrowych zmysłach brałby dziecko w trakcie Katastrof?
Wypuszczono ją w wieku osiemnastu lat, jesienią; nie stawiała się, poszła. Podejmowała się wielu prac - szyła, prała, sprzątała, zbierała owoce, plotła koszyki, wypasała zwierzęta, raz jeden kopała nawet dziury na groby. Spała w hotelikach, u pracodawców, na zielonej jeszcze trawie.

Nie mająca jeszcze kształtu, piękna przyszłość. Daje nadzieję, pozwala snuć plany. Uwalnia w niej dziecięce marzycielstwo, wzbudza uśpioną wyobraźnię. Zamyka oczy, a wtedy leży w czystej pościeli, je pyszne posiłki, czuje ciepło skóry - kogoś nawet przytula. Gdy je otwiera widzi tylko chmurne niebo.
Koło niej beczy owca.
Lubi zwierzęta - jakie one są proste! Praca z nimi jest ciężka, ale przyjemna. Nie odtrącą cię, gdy śmierdzisz po całym dniu, pozwolą położyć koło siebie. Nie mówią; nie narzekają, nie plotkują, nie ględzą. Są czystą formą, bez wyższego intelektu, bez kłamstw, bez intryg. Uczuciowe.

Nie modli się już wieczorami - wychodząc, porzuciła tę praktykę. Zamiast tego ma lepszy, dłuższy sen.
Rodziców, przyjaciół, autorytetu - nie mam.
Praktyczność, zaradność, samodzielność - zachwalam.
Wrażliwość, troskę, nadzieję - ukrywam.


Autor wizerunku: Charlie Bowater
Autor nocnego nieba: Michal Kváč 

niedziela, 12 listopada 2000

Nie doczekasz świtu nie odbywszy drogi przez noc


art by: Inari123




Wiele więcej możnaby dodać do tego co już zostało powiedziane o Wandzie, bo w swoim jeszcze dość krótkim, ale już burzliwym życiu nie próżnowała wyzyskując każdą okazję na wpakowanie się w kolejne kłopoty. Przede wszystkim wspomnieć trzeba, że każdy kto decyduje się na bliższą z nią znajomość musi liczyć się z koniecznością akceptacji jej dwóch pupilków, których zwie pieszczotliwie darmozjadami
i tu nie bardzo mija się z prawdą.






Prospero - starszy ze szczurków, futerko ma lekko brązowawe, łapki różowawe, a oczka jak węgielki w znacznym stopniu przypomina swoją właścicielkę Wybuch wulkanu prawdopodobnie nie ściągnąłby go z wyra i w żaden sposób nie zmusił do zagęszczenia powolnych i przemyślanych ruchów. Pan "P" ma w sobie też coś z eleganta, bo czyści swoje futerko aż nadto często, tak że możnaby podejrzewać go o lekceważenie wszystkich i wszystkiego. Na życie patrzy z dystansem i nie lubi pakowa się w sytuacje niejasne lub w jakikolwiek sposób stwarzające bezpośrednie zagrożenie śmierci. Jest raczej pesymistą i chętnie oddaje się narzekaniu szczególnie na swoich towarzyszy. Lubi przesiadywać na kolanach swojej opiekunki i grzać się w połach jej płaszcza.

Faustus - Młodszy futrzasty przyjaciel ma szaro, czarno, białe umaszczenie, a jego sierść jest nieco dłuższa niż drugiego szczurka, łapki i ogonek ma różowe, a oczy czarne. Znany jest ze swego łakomstwa i ciekawości. Jest niezwykle ruchliwy i trudno mu usiedzieć w miejscu. Często Wanda musi go ratować z różnych opresji. Zwierzak lubi skupiać na sobie uwagę i chętnie przechwala się, iż zjadł kiedyś wielką poważną powieść. W porównaniu do Prospera jest zwyczajną fleją: wszędzie zostawia za sobą okruchy i ślady łapek. Lubi towarzystwo ludzi, choć nie koniecznie z wzajemnością. Najczęściej towarzyszy swojej opiekunce w wyprawach kryją się w kieszeni płaszcza. Faustus jest też bardzo odważny, choć może to wynika z nieświadomości zagrożenia. Łatwo się obraża i chętny jest do bitki. Na świat patrzy bardzo pozytywnie.

Co do samej Wandy warto też o niej wiedzieć, że:
- Jej fizyczne cierpienia w znacznym stopniu wynikają z pozostającego w jej sercu odłamka sztyletu i może je uśmierzać poprzez użycie odpowiednich ziół, jednak nie robi tego zdając sobie sprawę, iż efektem ubocznym jest znaczne upośledzenie magicznych mocy na czas ich działania.
- Nigdy nie ma przy sobie drobnych, więc wyruszają z nią na wyprawę trzeba się liczy także z tym, że na niemalże sto procent będzie je pożyczać przy każdej okazji, a biorąc pod uwagę jej krótką pamięć nie warto liczyć na ich zwrot
- Lepiej nie ufać przesadnie jej magicznym wyrobom, szczególnie jeśli wręczając je z przepraszającym uśmiechem oznajmia: "to powinno", albo "jeśli zadziała", bo wówczas można by pewnym, że wcale nie zadziała tak jak powinno.
- Najbardziej Wyprowadza Wandę z równowagi gdy ktoś fałszuje śpiewając pieśń halabardnika. Nigdy się do tego nie przyzna, ale czuje jakby tekst dotyczył jej osobiście czemu trudno się dziwić:

poniedziałek, 2 października 2000

Jeszcze ten jeden raz
Kości rzucić ot tak
I całkiem nowy los
Wylosować w ciemno, w ciemno

🙘
🙘
🙘
Adel i vennas dartha aen
I ven eden, annon thurin;
Ar ae na-lim im bant nef hain,
I aur telitha na-vedui
Ir aphadathon i min haill
annûn od Ithil, rhûn 'd Anar
Ayrenn

środa, 6 września 2000

Liczy się tylko tu i teraz

Po opuszczeniu ukrytego wśród szczytów Beuri klasztoru Akamai często odnosił wrażenie, że los to prawa ręka Truina, która działa niezależnie od boskiej woli i robi wszystko, aby sprawdzić wytrwałość zwykłego człowieka. Zapełnia karty danego żywota, aby potem najwyższy mógł przeglądając zamkniętą już księgę stwierdzić, czy dana istota zasłużyła na nowe życie.
Dlatego też Akamai robił wszystko, aby tylko przypodobać się losowi. Nieważne jak wielkie kłody ten rzucał mu pod nogi, pokonywał przeszkody i parł przed siebie. Liczy się tylko tu i teraz, powtarzał sobie. To co przeminęło zostało już w księdze życia zapisane, jakiekolwiek konsekwencje to przyniesie, on będzie gotowy zarówno ponieść karę jak i otrzymać nagrodę. Truin zdecyduje, Truin będzie wiedział, co powinno stać się dalej.
Przemierzał więc świat poznając cudze historie, stawał się ich częścią i tworzył własną opowieść. Przeznaczenie przywiodło go na iferyjskie ziemie, gdzie, po poznaniu historii tej krainy, zdecydował się zostać na dłużej. Z początku ludzie byli w stosunku do niego nieufni. Nie mógł się dziwić, sam by nie zaufał komuś, kto wzrostem góruje nad innymi, a swoją budową ciała przynosi na myśl niedźwiedzia. Jakby tego było mało, nie wyznawał tej samej wiary i nawet się z tym nie ukrywał. Takie zachowania, nawet jeśli ozdobione szczerym i szerokim uśmiechem, nie mogły mu przynieść natychmiastowej sympatii.
Jednak opinie da się zmienić. Postępował tak jak przysiągł przed laty w klasztorze i z czasem spotykani ludzie zaczęli się dla niego otwierać. Odkryli wówczas, że chociaż na pierwszy rzut oka wydawał się groźny, tak naprawdę należał do osób niezwykle ciepłych i dobrotliwych. W oczach o barwie ciemnego ametystu nigdy nie napotkali złości czy najdrobniejszej irytacji, a na wsparcie z jego strony mogli liczyć nawet o to nie pytając.

| Mierzy 210 centymetrów | W Tirie zjawia się nieregularnie, najczęściej na żniwa, przez resztę roku podróżuje po Iferii | Bardzo dobrze znosi niskie temperatury | W wolnym czasie najczęściej medytuje | Uwielbia ptaki | Istoty magiczne uznaje za wyższe od siebie | Uważa, że ich moce to dar od Truina za dobre postępowanie | Mimo bycia pacyfistą, posiada broń, konkretniej odachi | Szybko zaskarbia sobie sympatię dzieci | Zapewne jest to spowodowane jego zamiłowaniem do opowiadania historii i wesołym usposobieniem |

37 lat | 9 października | Rolnik | Hodowca | Góry Beuri


poniedziałek, 28 sierpnia 2000

Kaczki

 STRONA W BUDOWIE

Śpiew

 STRONA W BUDOWIE

Podróż

 STRONA W BUDOWIE

czwartek, 17 sierpnia 2000

Astrology is a language. If you understand this language, the sky speaks to you.

wersja z 2020-06-16


Mattia D'Arienzo

Astrolog | 26 lat | 14.07 | Tiedal
Na pierwszy rzut oka to Mattia jest tym bardziej udanym z braci D'Arienzo. Zawsze ubrany stosownie do sytuacji, o nienagannych manierach, rozmowny i uprzejmy. Potrafi odnaleźć się na salonach, łatwo też nawiązuje kontakty i nigdy nie przyniósł rodzicom wstydu. Uczył się sumiennie, a postawione przez niego horoskopy zawsze się sprawdzały. Tak, był synem, z którego każdy rodzic byłby dumny.
Sam Mattia dobrze wie, że to nieprawda. Mimo licznych przymiotów niezmiennie pozostawał w cieniu swego młodszego o parę minut brata i nic nie potrafiło tego zmienić. Żadne sukcesy na innych polach nie rekompensowały tego, że w kwestii astrologii Mattia jest tylko przeciętny. Tak, to słowo najlepiej reprezentowało umiejętności mężczyzny. Był sumienny i dokładny, długie godziny spędzał nad każdą mapą nieba i skrupulatnie łączył cienkimi liniami gwiazdy, by z powstałego wzoru wyczytać ludzki los. Był jednak tylko maszyną do wypisywania wróżb na podstawie daty urodzenia, brakowało mu tego specyficznego daru, który posiadał Isidoro. Rodzice to widzieli i nie omieszkali mu tego wytknąć przy każdej nadarzającej się okazji.
Można by pomyśleć, że w ten sposób Mattia wyrośnie albo na wiecznie zahukanego i spętanego kompleksami człowieka, albo na mężczyznę o zimnym sercu, które rozgrzewać będzie jedynie nienawiść do własnego brata. Tak się jednak nie stało. A brało się to z tego, że Mattia nigdy nawet nie zamierzał stawać wraz z bratem do jakiegokolwiek wyścigu. Widząc, jak bardzo się różnią i jak wielka siła tkwi właśnie w tych różnicach po prostu trwał u boku Isidoro, mianując się w pewien sposób jego opiekunem i doradcą.
Z tej przyczyny rzadko się zdarza, by braci zobaczyć osobno i jeśli już, jest to właśnie Mattia załatwiający jakieś sprawy. W każdej rozmowie to Mattia zabiera głos, zajmuje się zleceniami i absolutnie wszystkimi przyziemnymi rzeczami, toteż ludziom wydaje się, że nie ma czegoś takiego, jak duo braci D'Arienzo. Jest Mattia D'Arienzo, astrolog, i jego zdziczały brat, którego niewielu w ogóle widziało, a jeśli już, to nawet nie zaszczycił ich spojrzeniem lub wypowiedzią. Prawda jest zgoła odmienna - to Isidoro podejmuje niemal każdą ważną decyzję i to według jego przewidywań Mattia planuje ich każdy dzień. Nie inaczej było w kwestii przybycia do Gildii. Isidoro po prostu pewnej nocy wyjątkowo długo patrzył w mapy nieba, następnie westchnął przeciągle i powiedział "Już czas". Zaś Mattia, bezbłędnie czytając każde niewypowiedziane słowo brata, zajął się przygotowaniami do podróży.
Witam się ze starszym D'Arienzo. Art pochodzi z gry Bungo to Alchemist, przedstawia Hirotsu Kazuo. Nowe wątki zawsze na propsie (chyba, że urlop). Można używać w opowiadaniach po konsultacji ze mną (najlepiej przez Discord, nick mam ten sam).

dfghj

Elra Magratta
Córa, co czwartego dnia stycznia
urodzona na defrosiańskich ziemiach,
dwie i pół dekady przeżyła,
pływa w minionych dziejach tego świata.
Bom kochała, kocham i będę kochać.

Charakter

Powinnam wiedzieć.
Głoszę, żem oczytana. Że przewertowałam stron tysiące, że milijony przeczytałam słów. Świadkiem byłam miłosnych wzniesień, rzewnych, słonych łez wylewanych potokami, zemst zrodzonych z zazdrości, okrutnych tragedii, krwawych rzeźni.
Twierdzę, żem pracowita. Że ręka moja przekształciła litry atramentu w zgrabne litery, że zapisała pliki kart. Noc zlewa się z dniem zawsze, gdy siadam do biurka, sekundy ulatują, godziny topnieją, a zegary istnieją same dla siebie.
Mówię, żem pełna pasji. Że smakowałam niezliczoną ilość herbat i w planach mam rozkoszować się kolejnymi. Że oddycham poezją, że zachwycam się pięknem i studiuję architekturę, rzeźbę, malarstwo, a zasypiając słyszę wspaniałą muzykę.
Przypominam, żem porządna. Że wypatrzę drobinę kurzu schowaną za wazonem, że poukładam wszystko równo. Że wypiorę i będę nosić przyjemnie pachnące, czyste materiały.
Przekonuję, że znam się na ludziach. Że wyczuję złe zamiary, że uchronię się w porę. Potrafię spokojną prowadzić rozmowę, nawet jeśli temat jest delikatny. Schować emocje do kieszeni i powstrzymać swoje uwagi.
A jednak nie znam się na świecie. Potrafię wymienić nazwy państw, w jakich nigdy nie byłam, opisać kultury, których nie doznałam. Więc po co mi ta mądrość? Po co mi sumienność i uparcie, skoro moja praca trzyma mnie w miejscu? Na co mi pasje, jeśli siedzę przy biurku, jak staruszka zgarbiona, metalowym pazurkiem skrobiąc po kartce?
A skupienie nie przyjdzie, jeśli przesunięta jest książka, jeśli smuga wedrze się na nabłyszczone drewno. Zarzekam się, że choćbym miała zedrzeć sobie całą skórę z rąk i zabarwić wodę na czerwono, spiorę tę plamę z mojej sukni.
I naiwność mną kieruje, głupia pewność siebie, że wszyscy odsłaniają się przede mną przy pierwszym spotkaniu.
Powinnam wiedzieć, a nie wiem.
Nie wiem, kim jestem.

Wygląd

I choć w pięknie lubuje się me serce, tak postać ma nie znajdzie w nim uznania.
Smukłą, prostą i mało ponętną sylwetkę zwykłego wzrostu odziewają zawsze najprostsze suknie skrzętnie zakrywające każdy możliwy skrawek bladej skóry. Zszyte z porządnych materiałów, bawełny, lnu, układających się w niewymyślne kroje, nie olśniewają cudownymi kolorami, które by mogły nadrobić ten brak piękności. Czernie, szarości, brązy, beże, sprane granaty - one wystarczają tej praktycznej kobiecie. Na nogach skórzane, znoszone buty, konwencjonalne i prozaiczne, z mocną podeszwą, co głośnego stukotu dodają do kroku owej postaci, która idzie wyprostowana, z należytą postawą.
Kasztanowe włosy na co dzień czesane w schludne upięcie, nocą wciąż tkwią w surowym reżimie, tym razem w szablonowym warkoczu. Oczy, co ciepłą barwą są okraszone, rzucają spojrzenie mądre, ale mało sprytne, jakby niewiele jeszcze w życiu widziały. Osadzone w twarzy o trójkątnym kształcie ogólnie symetrycznej; z wysokim czołem, pełnymi ustami, które najczęściej są zaciśnięte w linię, lekko zadartym do góry nosem. Owe oblicze jednak posiada w sobie za dużo powagi i wstrzemięźliwości, przez co jest miłe w odbiorze, ale nie intryguje i odrobinę odpycha.

Listy

Podąża za mną, gdy wydaje mi się, że umysł mój jasny,
cień dawnego poczucia winy.
Kochany Wuju
31.01.1787r
(nadane)
wybacz mi, proszę, te wszystkie krzywdy jakie Tobie wyrządziłam. By oczyścić się choć z części grzechów, co brudzą moją duszę, pragnęłabym powiedzieć, że żadna z nich nie była wynikiem moich planów, że nigdy umyślnie bym Cię tak okrutnie nie zraniła. Ale oboje wiemy, że nie jest to prawdą, a ja nie chcę kłamać Ci w twarz, już dość. Nie mogę zmienić przeszłości i choć tak bardzo tego chcę, nie będę w stanie wynagrodzić Ci tego do końca mojego życia. Ale błagam, weź te pieniądze i zadbaj o siebie, jak i o matkę. Kup na co tylko będziesz miał ochotę! Kup cieplejszą kołdrę, miękką poduchę, sycące jedzenie i leki. Te nieszczęsne leki, dla siebie i dla niej.
Jak się czuje? Czy z nią lepiej? Czy w przebłyskach świadomości mówi o mnie? Nieważne jakim tonem, przyjmę zarówno złość jak i radość, byleby tylko o mnie pytała. Prawdopodobnie kochasz ją bardziej ode mnie, zawsze kochałeś, jednak i tak czuję potrzebę, by prosić Cię o opiekę nad nią. Egoistyczna pobudka, wiem, być może chcę poczuć, że mam jeszcze jakiś wpływ, jakieś znaczenie w waszym życiu. Przypisać sobie zasługi, wygnać z umysłu wyrzuty sumienia…
Jakkolwiek byś o mnie nie myślał, jakkolwiek byś mnie nie cierpiał za zostawienie Cię w tych ciężkich chwilach wiedz, że o Tobie myślę i kocham.
Szczerze i niewzruszenie.
A serce me głupie, naiwne, bo choć ran i zawodów wiele doznało
ono dalej za oprawcą tęskni.
Szanowna Matko
16.05.1787r
(niewysłane)
wybacz mi, proszę, moje wady. Świadomam, że mam ich dużo, dlatego tak bardzo pragnęłaś je za młodu wyplenić. Przepraszam, że Ci się nie udało, przepraszam, że nigdy nie dałam Ci czegoś, co mogłabyś wziąć za fundament swojej dumy ze mnie. Nie byłam córką jaką chciałaś mieć, przepraszam. Skalałam się w życiu wieloma grzechami. Jest ich tak dużo, iż nie wiem czy odkupienie znajdzie mnie na łożu śmierci. Jednak chcę spróbować, albowiem przeraża mnie wizja potępienia zarówno Twojego, jak i Bogów.
Tęsknię, matko.
Nie doceniałam swojego szczęścia, póty go nie wypuściłam z objęć, a ono wyfrunęło go góry, przemierzając bezkresny, błękity ocean, co to ma gwiazdy zamiast ryb. Pamiętasz, gdy ojczym robił to porównanie? Czasem w snach nawiedzają mnie wspomnienia dawnych dni, które bez wątpienia były najlepszymi, jakich doświadczyłam. Czy je pamiętasz? Czy pamiętasz mnie?
Czy pamiętasz moją miłość do Ciebie? To ona mną kierowała, gdy próbowałam Cię przytulić mimo Twego płaczu i silnych, odpychających rąk. Ona tłumiła przerażenie i nakazała mi zostać, gdy sekundę później śmiałaś się głośno i ciągnęłaś mnie do siebie, a łzy na Twoich policzkach moczyły i moją skórę. Ona dalej jest w moim sercu, ale tym razem mój strach jest silniejszy.
Wraz ze sznurem pękła moja nadzieja i wiara,
że jutro będzie lepiej.
Drogi Ojcze
22.02.1784r
(niewysłane)
wybacz mi, proszę, moje błędy. Ile bym dała, by odwrócić los, zmienić przeszłość! Moją duszę, serce, wszystko gotowam jest oddać. Tęsknię. Tęsknię tak szalenie, że czasem, otwierając rano zmęczone oczy wydaje mi się, że stoisz przede mną, a ja łapię to ciepłe spojrzenie, które kiedyś mnie usypiało i dawało odwagi. Jesteś w mojej pamięci, tak wyraźny i tak żywy jak gdybym Cię była wczoraj ujrzała.
Za każdym razem za bardzo skupiam się na przyjemnym, miłym wyrazie Twoich oczu, by poznać czy i Ty mnie nienawidzisz. Boję się odpowiedzi, więc może robię to umyślnie. Tak długo w Ciebie wątpiłam, wstyd mi to przyznać, lecz wątpię nadal. Ale pragnę, byś wiedział, musisz wiedzieć, że cokolwiek byś nie zrobił, jakiejkolwiek zbrodni byś nie popełnił, to nie ma dla mnie znaczenia. Złodziej, oszust, morderca. Nic, żadne określenie, żadna obraza nie jest w stanie wymazać uwielbienia jakim do Ciebie pałam.
Bom Cię kochała, kocham i będę kochać.
Wygląd postaci: Tomasz Namielski, Gnosis oraz Ron Hicks, "To Myself"
Ostatnia aktualizacja: 09.02.2020r.

I will look on the stars and look on thee, and read the page of thy destiny.

wersja z 2020-06-16


Isidoro D'Arienzo

Astrolog | 26 lat | 14.07 | Tiedal
"To ten dziwak i mruk" słyszał nie raz za plecami Isidoro, jednak gdyby faktycznie był dziwakiem i mrukiem, pewnie nic by go to nie obeszło. Problem był tylko taki, że bycie uznawanym za dziwaka i mruka było ostatnim, czego sobie Isidoro życzył, brakło mu jednak otwartości i odwagi, by udowodnić, że jest inaczej.
Przeznaczenia nie dało się zmienić, nikt nie był tego tak mocno świadom, jak sam Isidoro. Genialny astrolog i oczko w głowie rodziców, któremu wybaczano wszelkie potknięcia. Jeśli Isidoro czegoś zapomniał, to nic się nie stało, jeśli popełnił gafę w towarzystwie, zbywano to śmiechem, jeśli czegoś nie potrafił, cóż zdarza się najlepszym. Wszystko zwalano na karb tego, że geniusz przecież musi być roztrzepany, że skoro ma wzrok utkwiony w gwiazdach, to jak ma zwracać uwagę na sprawy przyziemne? Sam Isidoro nie potrafił zaś znaleźć w sobie głosu sprzeciwu, chociaż łatka szalonego geniusza kojarzyła mu się bardziej ze wstydliwym piętnem niż czymkolwiek innym.
Isidoro jest boleśnie świadom tego, że jego umysł i serce muszą być jakoś inaczej zbudowane, niż u większości ludzi, jako że każda jego interakcja z kimś, kto nie jest Mattią kończy się jakimś katastrofalnym nieporozumieniem. Mężczyzna słyszy słowa, ale nie potrafi zinterpretować gestów, tonu głosu i wszelkich tych drobnych wskazówek, które stanowią lwią część wiadomości. Nie rozumie też, że sam nieświadomie tego typu informacje wysyła, i że zazwyczaj są one niezbyt uprzejme. Isidoro okazjonalnie tylko patrzy na swego rozmówcę, zaś każdą swoją wypowiedź poprzedza długą pauzą nie widząc nic niestosownego w daniu sobie mnóstwa czasu na przemyślenie każdego słowa.
Isidoro najpewniej do reszty utraciłby zdolność mowy, gdyby nie jego starszy brat, Mattia. Mattia stanowi dla niego swego rodzaju łącznik ze światem i pomost, który pomaga mu dotrzeć do innych. To on rozmawia z klientami, dopytuje się o szczegóły horoskopu i załatwia wszelkie codzienne sprawy. Jako jedyny słyszy słowa w milczeniu Isidoro.
Jest i młodszy D'Arienzo. Art ponownie z Bungo to Alchemist, przedstawia Hagiwarę Sakutarou. Nowe wątki zawsze na propsie (chyba, że urlop). Można używać w opowiadaniach po konsultacji ze mną (najlepiej przez Discord, nick mam ten sam).

środa, 16 sierpnia 2000

"Rodzinę ma się tylko jedną, bo dwóch nikt by nie zniósł."

autor: Michelle Tolo
Samantha Squarepants || 45 lat || Zielarka

autor: Nieznany
Arthur Squarepants || 48 lat || Hodowca i trener koni

autor: anotherwanderer
Quinlan Squarepants || 23 lata || Bibliotekarka w Gildii

autor: Claparo-Sans
William Squarepants || 20 lat || Pomaga ojcu w hodowli konii

autor: Nieznany
Beatrice Squarepants || 18 lat || Szkoli się na medyka || Jedyna magiczna osoba w rodzinie
Trice jest najmłodszym dzieckiem z rodzeństwa Squarepants.



"Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich."


- Biseksualny

- Pije jedynie wodę i herbatę

- Dobry aktor

- Uwielbia większość zwierząt

- Całkiem nieźle śpiewa

- Ale w tańcu jest łamagą

- Fascynują go gwiazdy i kosmos

- Ma łaskotki, ale gdzie wie tylko Quin

- Lubi sobie czasami dobrze wypić

- Ma alergię na ryby



poniedziałek, 19 czerwca 2000

"Przecie każda książka jest żywym stworzeniem... Każda ma duszę i każda ma serce."


"Nieszczególnie zależało jej na towarzystwie innych dziewczynek,
 ale jeśli będzie miała dużo książek, 
znajdzie w nich pociechę. 
Lubiła książki bardziej niż cokolwiek innego."
Frances Hodgson Burnett – Mała księżniczka


• Quinlan uwielbia lilie. Jednak nie może się do nich zbliżać. Posiada dość silną alergię na nie. Przy kontakcie z nimi momentalnie zaczyna kaszleć, a na rększach pojawia się jej drobna wysypka.

• Nikt nie wie czemu, ale dziewczyna boi się wody. Mówiąc dokładniej pływania. Kiedyś nawet chciała się tego nauczyć, ale nie mogła się przemóc. Czyła strach, który nie pozwalał jej na to. Niektórzy uważają, że mogło stać się coś jej dzieciństwie co spowodowało tę "panikę". Jednak ona sama nie wie co takiego mogło się wydarzyć. W sumie to i tak pogodziła się już z tym lękiem oraz tym, że najprawdopodobniej nigdy nie nauczy się pływać.

• Szatynka wręcz kocha czekoladę. W każdej formie. Można powiedzieć, że jest to takie jej małe uzależnienie. Wiele razy próbowała przestać ją jeść i przerzucić się na coś innego. Jednak ani razu jej się to nie udało.

• Quin uwielbia śnieżne dni. Obserwowanie małych śnieżynek, powali opadających na ziemię... Fascynuje ją to. Do tej pory potrafi jak małe dziecko wystawić język, aby na niego złapać drobinki śniegu, spadające z nieba.

• Kiedy jeszcze mieszkała z rodzicami posiadała kota. Był on dość specyficzny. Nie widział na jedno oko i do tego nie posiadał prawej, tylnej łapki. Dziewczyna bardzo chciała zabrać go ze sobą, ale wolała nie ryzykować. Mimo, że kot radził sobie dość dobrze to bała się, że coś mu się stanie w Gildii.

• Jej ulubionymi kolorami są biały i żółty.

• Nie jest jakąś wielką fanką alkoholu. Jednak mimo to uwielbia wypić lampkę wina do obiadu.

• Quinlan uwielbia obserwować wschody, jak i zachody słońca. Uważe, że te chwile mają w sobie coś magicznego.


"Chciał, by poczuła nieskończoność, jaką oferują książki. 
Ich nigdy nie zabraknie. 
I nigdy nie przestaną kochać swojego czytelnika lub czytelniczki. 
Wobec wszelkiego, co nieobliczalne, 
są jedynym elementem, na którym można polegać. 
Wobec życia. Wobec miłości. Także po śmierci."
Nina George – Lawendowy pokój

Autor: Nieznany
 • Quini Questro - Zacznijmy może od tego jaki Ester jest przy bliskich, zaufanych mu osobach. Można powiedzieć, że zachowuje się wtedy dość “grzecznie” i przyjaźnie. Jest on bardzo spokojny i łagodny. Nie denerwuje się. Nie ma nim grama agresji. Czasami nawet sam przychodzi do innych i trąca ich łbem, aby ci go po prostu pogłaskali bądź przytulili. Jednocześnie jest on pełen energii i wigoru. Potrafi godzinami biegać po pastwisku czy latać w przestworzach. Wszędzie go pełno. Spuścisz go na chwilę z oczu, a ten już zdąży gdzieś pobiec. Quini jest także bardzo inteligentny i bystry. Bez problemu potrafi otworzyć sobie boks. Po prostu stwierdza, że starczy mu siedzenia w nim i sobie wychodzi. Jednak w stosunku do nieznajomych nie jest już taki przyjazny. Nie pozwala się dotykać i zawsze utrzymuje odpowiednią odległość. Dość trudno zyskać jego zaufanie. Do tego w skrajnych przypadkach potrafi być nawet agresywny. Kiedy ktoś przekroczy jego strefę komfortu, jest zdolny bez wahania kopnąć bądź ugryźć tę osobę. Jedyni obcy, których akceptuje od razu to dzieci. Quini po prostu uwielbia je.


Autor: Apofiss
• Neferette - Jest to taka bardziej wycofana kotka. Trzyma się tylko przy tych, których zna i im ufa. Przy obcych jest bardzo płochliwa. Jedynie przygląda im się, oceniając czy to nie jest niebezpieczeństwo. Potrzebuje po prostu czasu na oswojenie się z nowymi osobami czy otoczeniem. Co w sumie równa się z tym, że kotka nie lubi zbytnio zmian. Bardzo przywiązuje się do miejsc i osób. Potem trudno jej się rozstawać z tym wszystkim. Jednak wiedzcie, że jak już się oswoi, to nieźle się rozkręca. Zaczyna harcować i staje się bardzo pewna siebie. Miewa także swoje humorki. Najczęściej można ją spotkać przy Quin w bibliotece. 

"Do tego, aby zwierzęta mogły być wolne 
i przestały być krzywdzone przez ludzi, 
potrzebna jest tylko chęć i dobra wola. 
Jeśli w swoim sercu odnajdziesz taką wolę, 
proszę, bądź aktywny i zaangażowany, 
przynajmniej do pewnego stopnia. 
Być może treść tej książki będzie inspiracją do działania"
Ingrid Newkirk – Wolność dla zwierząt - prawdziwa historia Animal Liberation Front

środa, 10 maja 2000

Things happen very often to one

Leithel
ISTOTA MAGICZNA 
•  CHOWANIEC WOJOWNIKA • POMOCNIK • SUMIENIE

   Odkąd ród von Rafgarelów zaczął istnieć i pojawiły się ich wszelkiego rodzaju tradycje, jedną z nich było oswojenie istoty magicznej, która pozostanie towarzyszem wędrówki przez życie. Niekiedy bywały to tygrysy o nadludzkiej sile, bądź skarłowaciałe wywerny, które pomagały w boju. Blennen przywłaszczył sobie prawa do Leithela, inteligentnego, bardzo zwinnego stworzonka wielkości owcy. Leithel wydaje jedynie ciche odgłosy podobne do popiskiwań wiewiórki czy innego gryzonia. Bardzo prędko wspina się na drzewa i można mu przyznać sokoli wzrok i doskonały słuch. Pełni rolę zwiadowcy, a rozmachanymi uszami szybko sygnalizuje nadchodzące niebezpieczeństwo. Bujny ogon najtrudniej jest ukryć, ale dobrze jest wykorzystać go jako kamuflaż. Z prawej części piersi wyrasta niewielka gałązka z leczniczymi liśćmi. Zerwanie jej nie sprawia bólu Leithelowi. To stosunkowo potulne stworzenie o zębach nie większych od kocich, ale za to masywnych pazurach, które pozwolą gabarytowej owieczce wspiąć się na drzewa czy klify. 
   Leithel jest oddany swemu panu, zawdzięczają sobie wiele wzajemnie. Zawsze skory do pomocy, choć może nie siłowej, gdyż biologia nie wyposażyła go w broń naturalną. Można określić go również jako sumienie Blennena, który zabija bez mrugnięcia okiem. To Leithel, gdy tylko ma okazję - zatrzymuje się nad ofiarą i roni jedną łzę. Powiadają, że łza tak wdzięcznego stworzenia pozwala duszy przejść w opiekę bogów, a ci, mimo grzechów, patrzą na nią inaczej. 

• • •
autor arta: GryAdventures

środa, 12 kwietnia 2000

In memoriam



Gabriel  Canto
Myśl ta, jakoś niemiłosiernie mi wadzi, jednak nie mogę zaprzeczyć, że najprawdopodobniej to tylko dzięki Niemu udało mu się tyle przeżyć. Chowając moją prawdziwą naturę i nazywając mnie swoim zwierzęcym towarzyszem, nie tylko uchronił mnie przed ogniem inkwizycji, a również umożliwił mi doświadczenia i zobaczenia rzeczy, o któryś niegdyś nawet nie śmiałbym marzyć. Zwiedziłem prawie cały kontynent, widziałem wszystkie stolice, czy ważniejsze miejsca. Obserwowałem pracę uczonych, spacerowałem po korytarzach kolegiów, czy przymilałem się osób, które normalnie wbiły mi nóż w gardło. Miałem bowiem Pana, a Pan miał koneksje, szlacheckie pochodzenie i moc, o której śmiertelni nawet nie mogli marzyć.

Wprawdzie niedawno zostaliśmy rozdzieleni i to w dość tragiczny sposób, lecz nie oznacza, że teraz zamierzam się wyprzeć wszystkiego, co nas łączyło. Pozostanę wśród ludzi do dnia, gdy ponownie powrócisz, aby zedrzesz ze mnie czar. Mogę Ci zagwarantować, że wówczas ponownie uwolnisz bestię, z pomocą której staniesz się nową katastrofą tego świata.




Cervan Teroise
Spotkaliśmy go przypadkiem w trakcie naszej podróży, gdy zatrzymaliśmy się na noc w jakieś podrzędnej karczmie. Pamiętam, że wówczas planowaliśmy z Panem odwiedzić jedno z większych portowych miast, a następnie udać się na wyspy. Pechowo jednak wyruszyliśmy w czasie, gdy kontynent nawiedził ten paskudny sztorm, który jeśli się nie mylę, został później zakwalifikowany, jako przypadek katastrofy. To właśnie Mistrz Teroise był tym, który uświadomił nas i ostrzegł przed nawałnicą, a tym samym najprawdopodobniej uchronił nas również przed możliwymi nieprzyjemnościami.

Wiem, że po tym Pan mocno zaintrygowany wiedzą tego człowieka, wciągnął go do dalszej rozmowy. Cervan przyznał się przed nami do swojego zainteresowania owymi zjawiskami, a także zdradził, że udał się w te strony właśnie po to, żeby obadać ich naturę, czy coś w tym stylu. Nie będę ukrywać, że temat ten kompletnie nie leżał w kręgu moich zamiłowań, a zatem kompletnie nie przykładałem uwagi do tego, co mówił. Przyznam się nawet, że wynudziło mnie to przeokropnie i gdy tylko nadarzyła się okazja, opuściłem pomieszczenie, podczas gdy tamci niezrażeni kontynuowali swoją dyskusję. Nie wiem, czy przypadkiem nie zeszło im do bladego świtu, a może nawet dłużej.

Nie pamiętam jednak, żebyśmy kiedykolwiek indziej go spotkali, czemu też dość się zdziwiłem, gdy nakazałeś mi go odnaleźć. Nie mam pojęcia, co planujesz i jaki jest tego sens, lecz póki będzie mi dane, pozostanę w Gildii, tak jak sobie tego życzyłeś. Mistrz wydaje się dość ciekawy, a ludzie, którzy go otaczają, mogą mi przynieść odrobinę frajdy w czasie, gdy będę na Ciebie wyczekiwać.