wtorek, 22 października 2019

Od Romulusa do Alexandra

Położyłem przeczytaną książkę na stół i odchyliłem się na krześle, wyciągając ręce za siebie, aby się trochę rozciągnąć. Przesiedziałem właśnie całą godzinę nad dokończeniem historii, tylko dlatego, że wkroczyłem w ważny moment, pełen akcji i ważnych przemyśleń bohatera, które wyjaśniły całą powieść – i jak tu przerwać czytanie? Chociaż teraz czułem się zmęczony i głodny, a tyłek mi zdrętwiał od ciągłego siedzenia, niczego nie żałuje. Podniosłem się i jeszcze raz się wyciągnąłem w kierunku nieba, przymknąłem oczy i szeroko ziewnąłem. Zerknąłem za okno, było po południu, więc powoli powinienem szykować się do obiadu. Przebrałem się z pidżamy w czarne spodnie i białą koszulę, a po załatwieniu porannej toalety, zastanowiłem się, jak wykorzystać resztę dnia. Po obiedzie mógłbym siąść do trucizn, a raczej do uzupełniania zapasów trującymi roślinami, których nie miałem za wiele, ale najpierw chciałem zajść do biblioteki, aby sprawdzić, co mam do wyboru. Książka, którą właśnie skończyłem, była moja i więcej nie miałem, gdyż zawsze brałem lektury od ojca, a on je wypożyczał z biblioteki miasta specjalnie dla mnie.
Wyszedłem z pokoju i… to było na tyle z mojej wiedzy. Nie chciałem oprowadzania, bo nie chciałem się z nikim integrować i chociaż wiedziałem, że potem będę miał problemy z odnalezieniem się w budynku, nie zmieniłem swego zdania. Teraz musiałem błądzić… ale wiedziałem chociaż, że dzięki mojej orientacji, nie zajdę w miejsce dwa razy i sam zapoznam się z budynkiem, nie ważne ile czasu mi to zajmie. Najpierw wylądowałem na pierwszym poziomie, głównie to w lecznicy. Pozwoliłem sobie na jej szybkie obejście, aby dowiedzieć się, czym Gildia dysponuje, zrezygnowałeś zaś ze zwiedzania laboratorium. Zszedłem na niższe piętro, czyli na parter. Tam wylądowałem w holu i wybierając przypadkowy kierunek i wchodząc do przypadkowego pomieszczenia. Była to Wielka Sala, w której siedziało już kilka osób. Miałem zamiar stąd wyjść, gdy zobaczyłem drugie drzwi, a na nich słabo widoczny z mojego punktu widzenia napis „Biblioteka”. Żwawym krokiem, nie zerkając na nikogo, przeszedłem przez pomieszczenie i wszedłem do miejsca docelowego. Zamykając za sobą drzwi, rozejrzałem się po wielu regałach. Pomieszczenie było spore i mieściło wiele półek i jeszcze więcej ksiąg. Niedaleko drzwi stało biurko z papierami, gdzie pewnie się wypożyczało książki. Najpierw jednak postanowiłem znaleźć ciekawy dla mnie dział.
Najpierw znalazłem się wśród mitów i legend, które omiotłem wzrokiem. Potem trafiłem na regionalne powieści dla zakochanych, na które nie zwróciłem szczególnej uwagi. W końcu jednak znalazłem powieści w sam raz dla mnie. Dotykałem palcem każdą okładkę i czytałem tytuły, gdy któryś mi się spodobał, wyciągałem i czytałem fabułę. Kiedy byłem w trakcie poznawania „Tajemnic Averny”, stałem obok regału, naprzeciwko okna. Zamknąłem książkę i podniosłem wzrok, wtedy zobaczyłem jakiegoś chłopaka. Był ode mnie nieco niższy, miał jasną skórę i ciemne włosy, ale jednak rzecz bardzo przykuła moją uwagę; na parapecie stała doniczka z małą roślinką, która zaczynała usychać. Widać było, że po prostu była zapomniana wśród tych półek i nie za często ją podlewano. Wracając do obcego; nachylał się nad nią, dotknął jednej gałązki i ona bardzo powoli stawała się zielona. Wstrzymałem oddech i długo mu się przyglądałem, aż w końcu się podniósł. Kiedy się odwrócił i zobaczył, że mu się przyglądałem z zachwytem, odwróciłem się na pięcie i zniknąłem wśród półek. Było mi okropnie głupio, dlatego nie wróciłem już w tamto miejsce. Gdy zatrzymałem się wśród magicznych ksiąg, spostrzegłem, że dalej trzymam tę zieloną książkę o tajemnicach Averny. Westchnąłem i znowu spojrzałem na okładkę. Zapatrzyłem się na chłopaka, ponieważ zaimponowała mi jego moc, która ratowała rośliny.
Dalej czując lekki wstyd, że pozwoliłem sobie na tak długie przyglądanie się komukolwiek, przesiedziałem z jakieś piętnaście minut przy stole, z rozłożoną książką przed nosem i czytałem, aby zdecydować, czy warto wziąć tę powieść. Z początku wydawała się nudna, ale potem doszedłem do bardzo ciekawego momentu, przez który zdecydowałem się ją wziąć. Chwytając księgę w dłoń, ruszyłem do biurka z papierami. Byłem wpatrzony w okładkę, a kiedy położyłem ją na meblu i uniosłem wzrok na bibliotekarza, zobaczyłem tego samego jegomościa, który odrodził roślinkę.
- Chciałbym to wypożyczyć – powiedziałem dość cicho, kierując wzrok na stos papieru.

<Alexander?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz