sobota, 18 września 2021

Od Cahira cd. Echa

Chyba tyle, niechętnie przyznał Cahir przed sobą.
Miał nadzieję, że nie doliczy do trzech, że Echo z własnej woli opuści jego pokój wcześniej. Wierzył, że wystarczy trochę go postraszyć, by spuścił z tonu, że krzywe spojrzenia i stanowczy ton załatwią sprawę. Nie miał pomysłu, co zrobi, jeżeli skończy liczyć, a mężczyzna nie ruszy się z miejsca, nie miał przygotowanego planu na taką ewentualność. Wiedział jedynie, że nie ucieknie się do rękoczynów. By dostać od niego w zęby, trzeba było bardziej się postarać.
Gdy wypowiedział trzy, a Echo chwycił łuk, uśmiechnął się pod nosem. Sądziłeś, że się na ciebie rzucę? Że cię uderzę? Że to byłby dla mnie wystarczający powód?
Był świadomy, że znajduje się w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia, nie wiedział, jak powinien postąpić. Nie zamierzał w zaparte odmawiać podniesienia się z łóżka i pójścia na trening, taki upór jemu samemu wydawał się bezcelowy i niepotrzebnie złośliwy. Echo, budząc go wcześnie, może i miał dobre intencje, Cahir tego nie negował. Po prostu podszedł do sprawy w najgorszy możliwy sposób, a w Cahirze, gdy był bezpodstawnie źle traktowany, budził się wojowniczy nastrój. 
Nie miał ochoty także wstawać od razu, pokornie robiąc to, czego żądał od niego mężczyzna. Nie chciał dawać mu asumptu do myślenia, że może wchodzić sobie z buta do jego pokoju, krzykiem czegoś się od niego domagać, a potem jeszcze łatwo to dostać.
Stłumił westchnienie, czując, że pierwsze zdenerwowanie zaczyna go opuszczać.
— Sukinsyn — powiedział pod nosem, do siebie, mając w pamięci ironiczny ukłon Echa, jego arogancki uśmieszek. Pobieżnie pogładził kocura po głowie, wydobył go spod ramienia, wręczył mężczyźnie: — Zajmij się nim.
Podniósł się wolno, ostentacyjnie przeciągając ruchy, demonstracyjnie odrzucając kołdrę. Nie poprawił pościeli, pozostawił ją rozrzuconą, pogrążoną w nieładzie. Najchętniej ułożyłby ją od razu, lubił pozostawiać po sobie porządek, ale robienie tego, gdy stał nad nim Echo, wydawało mu się z gruntu poniżające.
Podszedł do miski, przyklęknął na jedno kolano, zaczerpnął wody rękami, opłukał twarz.
— Która godzina?
— Piąta rano — odparł Echo. Mówił spokojnym tonem, ale słowa, wypowiadane z obcym akcentem, brzmiały w uszach Cahira dziwnie twardo.
— Piąta rano — powtórzył, kładąc subtelny, ledwie słyszalny nacisk na ostatnie słowo. Wskazał okno ruchem brody. Niebo za szybą miało smętną, popielatą barwę. — Piąta w nocy.
Echo, zajęty trzymanym w ramionach kotem, nie obrócił się, nie zaszczycił Cahira spojrzeniem. 
— Nie ma takiej godziny.
— Nie ma — zgodził się Cahir, otwierając szafę. — Dla normalnych ludzi. Bo wtedy śpią.
Przebrał się szybko, sprawnie, w to, co miał pod ręką. Stanąwszy przed lustrem, poprawił kołnierz, wywinął rękawy powyżej łokci, wsadził koszulę w spodnie. Ocenił, że wygląda dość porządnie, a przynajmniej zdecydowanie schludniej, niż kilka chwil wcześniej. Jego mina za to się nie zmieniła, spojrzenie nadal miał zmęczone i chłodne.
Wrócił, by poprawić pościel, ostatecznie nie wyobrażając sobie, że mógłby pozostawić ją w nieładzie na cały dzień. Bałagan go rozpraszał, w jego kwaterze zawsze było pedantycznie czysto. Gdy widział, że któreś krzesło stało nierówno, musiał je poprawić, gdy na komodzie pojawił się kurz, kompulsywnie musiał go zetrzeć, gdy szyby przestawały być idealnie przejrzyste, musiał je umyć. A gdy zobaczył, że Echo naniósł mu trochę piachu do pokoju, wiedział, że wieczorem, po treningu, wyszoruje sobie jeszcze podłogę. Bo czemu by nie. 
— Możemy iść — mruknął po chwili, wciągając na nogi buty do jazdy konnej. Obrócił się przez ramię, zobaczył, że Sho, bezczelnie rozwalony, leży na przedramieniu Echa brzuchem do góry. Kocur mrużył oczy, mrucząc tak głośno, że Cahir słyszał go z drugiego końca pokoju. Dodał, patrząc na niego z cieniem wyrzutu: — Śpisz dzisiaj na wycieraczce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz