piątek, 1 lutego 2019

Od Ignatiusa cd. Philomeli

Ignatius w skupieniu słuchał sokolniczki starając się zapamiętać jak najwięcej informacji i posegregować je w miarę logicznej kolejności. I musiał tutaj niestety stwierdzić, że było tego zdecydowanie za dużo. Był to jeden z niewielu przypadków, w których nie nadążał, chociaż był zdania, że jakby teraz zaczął na spokojnie wszystko sobie notować i analizować to udałoby mu się to ogarnąć. Albo było to wywołane faktem, że jego rozmówczyni zbyt szybko opowiadała o swoich znaleziskach?
Kiedy zniknęła między regałami jego wzrok padł na leżące na stole książki i tubę, list oraz podejrzaną dachówkę. Wziął do ręki to ostatnie i powolnie przejechał palcami po jego powierzchni. Philomela mogła mieć rację, dachówka mogła być wykonana z innego tworzywa niż metal. Jednak wydawało mu się, że materiał był zbyt gładki, by być smoczą łuską. Wypolerowany? Dużo roboty, ich skóra była gruba i chropowata... I chłopak nie miał pewności, czy po długim wygładzaniu nie byłaby bardziej giętka niż to, co trzymał w dłoni. Chyba, że wygląd łuski zależał od gatunku gada...
Jednak gdyby założyć, że nie była to smocza skóra? Niebieskooki spojrzał na książkę, którą jasnowłosa wcześniej mu pokazała i zostawiła otwartą na rozdziale traktującym o latających gadach. Niewiele myśląc złapał ją i usiadł przy stole. Mógł sobie nazadawać pytań, ale zdecydowanie nie znajdzie odpowiedzi, jeśli nie zacznie czytać.
Sekretarz nie zwrócił uwagi na powrót Phil do stołu. Skupiony na przeglądaniu informacji o smokach i podobnych im rasach jak raz zapomniał o posiadanym towarzystwie i wertował tylko kolejne stronice. Co raz przerywał, by zapisać na małym zwitku papieru jakąś kluczową jego zdaniem informację. I musiał przyznać, faktycznie pozwoliło mu to zawęzić pole poszukiwań wśród starych alfabetów. Na pewno zostanie mu jeden góra pięć, ale lepsze to niż kilkadziesiąt. O ile ostatecznie się nie okaże, że to jakiś szyfr, który znali tylko przedstawiciele konkretnych rodzin czy coś.
Właśnie miał sięgnąć po następną książkę, kiedy to Philomela momentalnie usiadła normalnie na krześle, by podzielić się znalezioną informacją. Wysłuchał jej uważnie i zmarszczył czoło próbując przypomnieć sobie, dlaczego ta nazwa wydawała mu się odrobinę znajoma. Jednocześnie nie brzmiała przyjaźnie i nieco go zaniepokoiła. Co, prawdopodobnie ważna i tajna rzecz takiej gildii, jakby tego było mało, zakazanej, mogłaby robić tutaj, w Tirie?
- Mistrz mógłby coś o nich wiedzieć... - odparł bez namysłu, gdy kobieta skończyła mówić, bo wydawało mu się to bardziej niż oczywiste. Kto mógł wiedzieć więcej organizacji mającej związek z magią niż człowiek, który chyba najbardziej w świecie się takimi tematami interesował. - Mogę go później spytać... - zerknął na jeden z regałów zastanawiając się, gdzie mogliby dowiedzieć się jeszcze więcej o tych magach. - W każdym razie! - Wrócił wzrokiem do swoich notatek. - Myślę, że dobrze by było dowiedzieć się, czy ci magowie mieli gdzieś swoją siedzibę, czy raczej błąkali się po świecie. Albo czy nie posiadali własnych szyfrów. A jeśli idzie o łuski... Wydaje mi się, że to nie są łuski smoka, a wywerny - przerwał na chwilę analizując jeszcze raz to co zapisał. - Ich skóra nie była tak twarda jak smoków, giętkość dachówki by mogła do tego pasować. Fakt, że są i były rzadziej spotykane, jednak znacznie łatwiej było je wytropić i pokonać niż dorosłego smoka. Pamiętając, że smoków nie widziano od dawna, nikt nie trafił na ich ślad. Smoki z ostatniej katastrofy były chyba ostatnimi widzianymi do dziś, a przed nimi, trzy lata wcześniej krążyły plotki o jednym zabitym gadzie, jednak nie wiem, czy była to prawda. Niemniej ten z plotek miał być pierwszym smokiem widzianym od dziesięcioleci... Więc wywerny bardziej tu pasują, moglibyśmy sprawdzić, czy ta grupa nie miała z nimi nic wspólnego...

Phil?
Pada na kolana P R Z E P R A S Z A M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz