czwartek, 1 czerwca 2023

Od Diny CD. Calithy

  Dina, nieco osłupiona, przyglądała się, jak olbrzym osuwa się na ziemię. Bardzo nie chciała się odwrócić i spojrzeć na Calithę. Zastała ją w żenującej sytuacji, a dodatkowo zaczęła nawijać coś o napastowaniu, odszkodowaniu i chuju. Ale Dina średnio rozumiała, co mówi. Pokręciła w zaprzeczeniu głową i sama usiadła na ziemi.
— To nic takiego — wydusiła w końcu, wypluwając przy tym trochę krwi.
Mimowolnie rozejrzała się wokół siebie, choć głowa pulsowała jej przy każdym ruchu. Parę gapiów straciło już zainteresowanie i zaczęło iść w swoją stronę, ale wiele z nich wciąż im się przyglądało i szeptało coś między sobą. Od razu ją to orzeźwiło. Wstała gwałtownie i poprawiła swoje włosy, zarzucając je do tyłu i dmuchnęła na kosmyki grzywki (dla dramatycznego efektu). Trochę się przy tym zatoczyła, niczym po dobrej potańcówce w karczmie, ale zdołała utrzymać równowagę.
— No dobra, koniec przedstaffienia. Już, poszli se! Poszli! — zawołała głośno, ostentacyjnie wpatrując się w oczy tych, którym wciąż się nie śpieszyło. Lekko sepleniła ze spuchnietą wargą, ale i tak brzmiało to dość groźnie. Mniej więcej w kategoriach “zaraz oberwiesz mandarynką w twarz”. — Sory, koleżanko. Jak f-fidzisz, średnio jestem przygotof-fana na przyjęcie gości.
W tym czasie z domu zdążyła wyjść starsza Zibrael i opierała się właśnie o płot, przysłaniając dłonią rozdziawione usta.
— Mamciu, złapałabyś dla mnie któregoś z chłopców? Może dfóch. Trzeba zrobić coś z tym szanow– Ał. Szanonym jegomościem. Nie mogę teraz nawet powiedzieć kurffa. Pozbawił mnie mojego najgroźniejszego zaklęcia! — zaśmiała się głośno z własnego żartu, ale to też przyprawiło ją o ból.
Gabriella Zibrael nieco chwiejnie, ale udała się z powrotem do domu, a po chwili wyszła z ‘chłopcami’, postury nie gorszej niż barczysty brat Beniamina.
— Dzięki — rzuciła i uśmiechnęła się do nich przepraszająco, choć zaraz skrzywiła się z bólu.
Jegomość z pomocą chłopców został wkrótce przeniesiony do pokoju gościnnego, a Dina w końcu mogła zająć się swoim nowym gościem.
— No to zapraszam do środka. Fody? Kafy? Pifa? Fszystko z tym przeklętym f-f — zarechotała, stając obok drzwi, aby przepuścić Calithę przodem. — Czuj się jak u siebie f-f domu albo lepiej. 
Dom Zibraelów był dość przestronny i wystrojem bardziej przypominał knajpę niż budynek mieszkalny. Od razu przy wejściu znajdowały się stoliki, stołeczki, ławki, barek, a na ścianach wisiały mapy krain, o których mało kto w Tirie słyszał. Drewniana podłoga niemiłosiernie skrzypiała, ale było to nic w porównaniu z odgłosem rozmów co najmniej parunastu osób przesiadujących w ‘przedsionku’ Zibraelów. Przy ścianach stały półki, eksponujące przywiezione przez Dinę z podróży pamiątki. Kawałek za barkiem znajdowały się drzwi do kuchni, akurat lekko uchylone, z których unosiły się zapachy pieczonego mięsa i kiszonej kapusty. Schody na górę prowadziły do tej bardziej mieszkalnej części i mniej uczęszczanej przez stałych bywalców… no właśnie, czego? Dina nieraz zastanawiała się, czy to już nie pora pogodzić się z faktem, że “Dom Zibraelów” to jak nazwa miejscowej karczmy. Natomiast nie chciała robić z tego żadnego biznesu, działalności gospodarczej, ani niczego podobnego. Zawsze traktowała wszystkich swoich gości jak rodzinę i obawiała się, czy zrobienie z tego porządnego interesu nie ochłodziłoby nieco atmosfery. Równie ciepło zamierzała przyjąć Calithę, choć miała przeczucie, że kobieta nie zamierzała zatrzymać się tu na dłużej i przy wyjeździe może zabrać przemytniczkę ze sobą. Coś wisiało w powietrzu, a Dina czuła narastającą ekscytację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz