piątek, 8 grudnia 2023

Od Nalanisa — Motif-srotif

poprzednie opowiadanie

Szedłem przez ogród, zobaczyłem, że O'Harrow idzie z naprzeciwka. Dumnie zadarłem głowę, specjalnie zmieniłem trasę, zacząłem kroczyć prosto na niego, żeby musiał zejść mi z drogi. Normalna sytuacja, biedaki i prymitywy tej kategorii muszą ustę...
— TY KRETYNIE SKOŃCZONY, JAK ŚMIESZ NA MNIE WPADAĆ, OCZY CI CHYBA ZAPLEŚNIAŁY, ZAPOMNIAŁEŚ, KIM J A JESTEM, MYŚLISZ MOŻE, ŻE PUSZCZĘ CI TO PŁAZEM, PAROBKU PIEPRZONY, JAK U SIEBIE SIĘ JUŻ CZUJECIE, W DUPACH SIĘ WAM OD CIEPŁA I WYGODY POPRZEWRACAŁO, ŻADNEGO RESPEKTU WOBEC ARYSTOKRACJI, W SORII ZA TAKĄ BEZCZELNOŚĆ DOSTAŁBYŚ SROGIE BATY, OSOBIŚCIE DOPILNUJĘ, BYŚ PONIÓSŁ NAJWYŻSZE KONSEKWENCJE SWOJEGO ZUCHWALSTWA.
O'Harrow obrócił się przez ramię, spojrzał na mnie trochę nieuważnie, jakby dopiero teraz zorientował się, że przyrżnął mi z bara. Patrzył, jak z ziemi wygrażam mu pięścią, bo impet uderzenia ściął mnie z nóg. Upadając, boleśnie stłukłem sobie kość ogonową, nawiasem mówiąc.
— Soria czy Tirie — powiedział — pchanie mi się pod nogi to niemądra decyzja. 
— Ohohohohoho, pięknie-pięknie! Tak wygląda twoja skrucha? Dobrze, sam tego chciałeś, sam mnie do tego zmusiłeś, pamiętaj, sam się skazałeś na tę straszliwą mękę. — Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni płaszcza, dramatycznym tonem i gestem podkreślając, że zostałem zmuszony do zastosowania środków ostatecznych, a na samą myśl o karze, jaka zaraz zostanie wymierzona, jestem strwożony nawet ja. — Stefano, bierz go!
O'Harrow spojrzał na wycelowanego w swoją twarz gołębia. Stefano, jak na złość, nie był w nastroju bojowym, zagruchał pytająco, chyba nie do końca rozumiejąc moje polecenie i swoje aktualne zadanie. Dałem mu chwilę, żeby poczuł zew krwi i obudził w sobie drapieżnika, ale ptak tylko przechylił dziób, zamajtał w powietrzu różowymi nóżkami. O'Harrow uśmiechnął się jakoś litościwie, posmyrał Stefano po brzuchu. I sobie poszedł.
— Jeszcze nie skończyłem! Wracaj tu w tej chwili! Halo! — Rzuciłem za nim pierwszym kamieniem, jaki wpadł mi w rękę. Nie trafiłem. —  Kurwa mać, jeszcze pożałujesz! 
Podniosłem się szybko, wypuściłem Stefano, wściekle otrzepałem zakurzone ubrania. Próbując odzyskać sponiewieraną godność, majestatycznie zarzuciłem pelerynę na ramię, odwróciłem się z głośnym prychnięciem. Kontynuowałem spacer z miną bardzo urażoną, zadzierając głowę jeszcze wyżej niż poprzednio (teraz stało się to trochę niewygodne). 
Byłem tak wewnętrznie wzburzony, że nie zwróciłem uwagi, gdzie idę. Krocząc ogrodowymi alejkami, natknąłem się na tą nową rudą małpę, która, jak na małpę przystało, kucała z łopatką w ręce i dłubała w ziemi.
Kurwa, jak ten facet się tak właściwie nazywał? Kasjan? Nigdy nie mogłem zapamiętać, mówiłem po prostu Małpa. Niemiło? Trudno, nie pałałem do niego sympatią. Nie przepadałem za ładnymi młodzieńcami, nie bratałem się z konkurencją, a tak się niefortunnie składa, że mieliśmy już wiosce dwóch pięknych-młodych-bezrobotnych. Gildia była dla mnie i Xaviera za ciasna, a ten jeszcze miał czelność pchać się na trzeciego. Rozumiecie ewidentny konflikt interesów?
W sumie może nawet dobrze się stało, że na Małpę wpadłem, i tak zamierzałem z nim porozmawiać, miałem do niego biznes, taki w ogóle z innej beczki.
— Ty. — Zbliżyłem się dostojnie, władczo uniosłem podbródek, popatrzyłem z góry, rzuciłem książęce spojrzenie. — Podobno jesteś goblinem.
— Hobgoblinem — śmiał mnie poprawić. — To nie to samo.
— No dobrze, chujgoblinie, słyszałem o tobie nieco. — Nie odpowiedziałem uśmiechem na uśmiech, O'Harrow popsuł mi humor, wewnętrznie nadal mnie nosiło. — Podobno umiesz spełniać życzenia.
Małpa nie dawał mi tyle atencji, na ile zasługiwałem, jakoś tak nie bardzo się mną interesował, nadal robił coś przy tych wiechciach zdychających. Nie patrząc na mnie, uśmiechnął się pod nosem, machnął ręką, jakby chciał powiedzieć: e-tam-szkoda-gadać.
— Umiesz czy nie? — zniecierpliwiłem się.
— Co?
— Spełniać życzenia.
Spojrzał na mnie po raz pierwszy, patrzył długo, dotknął ręką piersi.
— Ja?
— Tak, ty, do cholery.
Zaśmiał się wesoło, szczerze, z, jak na mój gust, trochę zbyt wielkim rozbawieniem. Wskazał upieprzony ogrodniczy fartuch, ujebane buty i czarne od ziemi rękawice.
— Ależ ja tu tylko sprzątam.
Przeszedłem się wte i wewte, zirytowany.
— To który nowy to potrafi?
Patrzył na mnie z iskrą zainteresowania w oczach, szczerzył się jakoś dziwnie w chuj, w ogóle mi się ten wyraz twarzy nie podobał.
— To któryś nowy to potrafi?
Myślałem, że zaraz trafi mnie jasny szlag.
— Marta słyszała, że kozioł podsłuchał, jak ruda kaczarka gada z pajęczarą, że psiarnia wspominał w rozmowie z kimś-tam, że O'Harrow ma znajomego, a znajomy tego znajomego jest tu nowy, ma ciekawe umiejętności i potrafi spełniać życzenia. To ty czy nie ty? Czy ta nowa szarpidrutka od siedmiu boleści? 
Małpa wydął wargi, uniósł ramiona, rozłożył ręce.
— Więc to ta nowa muzykantka, tak? — Kręcąc się w kółko, wyrobiłem na ścieżce ślad. — Ona jest tym całym dżinem-srinem, goblinem-chujinem, czy diabli-was-wszystkich-znają, mam rację? Do niej mam iść z moją listą?
— Nieważne — mruknąłem, widząc, że nic nie wskóram z tym matołem. Przyznam, może nawet ulżyło mi nieco, że facet to skończony kretyn i nie stanowi dla mnie zagrożenia. Ładna buźka w tym biznesie to nie wszystko, bardziej liczy się inteligencja i charakter. — Trzymaj, ty to za mnie załatwisz. Ładny rulon, co? To moja lista życzeń. Daj to tej nowej, powiedz, że to od Wielkiego Nalanisa, Najwspanialszego Malarza na Całym Kontynencie, przekaż, że dostąpiła zaszczytu wyświadczenia mi kilku drobnych przysług. Jak zapozna się z treścią, ma się zgłosić do mnie szybko, wiesz, jestem poważnym człowiekiem, zależy mi na czasie. Spisz się, jak ładnie rozegrasz tę sprawę, kto wie, może nawet pozwolę ci kiedyś wyczesać Elegantkę.

ja nie jestem w formie, ale on jest zawsze 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz