czwartek, 28 marca 2019

Od Aries c.d. Selvyna

Wpisy Selvyna zostały usunięte z bloga, dostępne są tylko odpisy Aries

~*~

Teleportacja. To była rzecz, której jednak można było magom pozazdrościć. Zdolność do natychmiastowego przeniesienia się z jednego krańca kraju na drugi, była czymś czego ludzie jednak nigdy nie dadzą rady osiągnąć. Niby nie trafili prosto do celu, lecz bądź co bądź zaoszczędzili mnóstwo czasu i wysiłku na przedzieraniu się przez lasy i wsie. Mieli o tyle szczęście, że wylądowali w pobliżu siebie i teraz nie musieli się szukać. Ale jak na razie musiała się skupić na odnalezieniu ich położenia. Aries zaczęła się wspinać na najwyższe pobliskie drzewo, przy okazji licząc wysokość na jaką musiała wziąć poprawkę. Gdy dotarła na dostateczną wysokość by żadne drzewo nie przesłaniało jej widoku na słońce i horyzont, wyciągnęła z torby mały sekstans i busolę. Rozsiadła się na gałęzi tak by nie przejmować się utratą równowagi. Zerwała w miarę prostą gałązkę by sprawdzić czas, po czym przystąpiła do pomiarów wysokości słońca. Musiała jeszcze tylko przy pomocy busoli wyznaczyć azymut i będą mogli ruszyć w dalszą drogę. 
Po skończonych pomiarach uśmiechnęła się do siebie. Spodziewała się, że wywiało ich nieco bardziej na południe. A tu proszę, ot kilka godzin marszu na północny-zachód. Zapisała ich obecne współrzędne oraz kierunek do wioski w notatniku i zaczęła, dosłownie, zeskakiwać z gałęzi na gałąź. I tak oto w kilka chwil znalazła się znowu na ziemi obok wynalazcy.
- No, jesteśmy niemalże na miejscu. Musimy tylko się trochę przejść do wioski. - otrzepała spodnie z kory i śniegu. Poprawiła kurtkę, po czym ruszyła naprzód przejmując rolę przewodnika. Raźno parła naprzód przez śnieżne zaspy sięgające jej niemalże do pasa, zostawiając dla wynalazcy utorowane już przejście. Pomyśleć by można, że taka ilość śniegu byłaby problemem dla kogoś o jej posturze. A tu proszę, wolno bo wolno, ale przepychała się przez śnieg, aż w końcu trafili na trakt prowadzący do wioski.
***
Późnym popołudniem siedzieli już w gospodzie grzejąc się przy palenisku. Niebieskowłosa piła gorącą herbatę analizując w głowie wszystkie informache jakich udzielił im Amryn. Tereny które wskazał mag niepokoiło panią kartograf. Nie ze względu na niebezpieczne ukształtowanie terenu czy wulkany. Nawet nie, zamieszkujący je, opisywani jako skrajnie niebezpieczni, Ślepi Sędziowie. Z tego co kojarzyła, to na jednej z tych gór maiała, lub co gorsze dalej ma, matka Unniasa. I to stanowiło poważny problem. Niby powinno być wszystko w porządku, przecież była matką jej brata. Jednak była ona dosłownie wyjęta z dziecięcych koszmarów i opowieści o rycerzach i smokach. Ilekroć Unnias jej tam nie zabierał, tylekroć smoczyca starała się ją spalić. I tak pewnie będzie tym razem jeśli na siebie wpadną. Nie mogła również zapomnieć o swoim towarzyszu. O ile sama mogła ryzykować życie dla swojego celu, tak nie mogła wymagać tego samego od Selvyna. W końcu miał on jej pomóc znaleźć towarzysza, nie bestię. Miał jej doradzać, nie pchać się w paszczę lwa. I jak zakładała, Mistrz wysłał go tu by odwodzić ją właśnie od takich pomysłów. Chrząknęła przyciągając uwagę mężczyzny.
- Um... Selvyn... Ja nie uważam, żeby to był dobry pomysł, żebyś szedł dalej ze mną.. - opuściła wzrok po czym dodała pośpiesznie - Oczywiście bardzo cenię sobie twoje towarzystwo i rady, ale... Słyszałeś co mówił o nich Amryn, są najgroźniejszymi stworzeniami zaraz po smokach w tamtym rejonie. A nie będą one naszym największym zmartwieniem. Nie kiedy trafimy na nią... - umilkła na chwilę i upiła trochę stygnącej herbaty. Zaczęła po upływie paru sekund dalej wymieniać zagrożenia w postaci aktywnego geologicznie terenu i możliwych tam osuwisk czy nawet erupcji wulkanów. Wspomniała co nieco o żyjących tam dwóch smokach w tym o owianej złą sławą smoczycy Tidirn. Matce Unniasa.

<Selvyn?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz