czwartek, 28 marca 2019

Od Xaviera cd. Philomeli

Chłopak również zdecydował się opuścić towarzystwo krótko po Philomelii. Wzniósł ostatni toast za miłe spotkanie, ukłonił się nisko i pożegnał się z towarzystwem. Mówiąc szczerze, trochę żył nadzieją, że jeszcze uda mu się dogonić dziewczynę, czemu też po tym, jak oddalił się od oberży, zdecydowanie przyśpieszył kroku. Ni to biegł, ni to szedł, a nawet parę kroków pokonał w susach, co z pewnością musiało wyglądać dość komicznie. Bard jednak w ogóle się tym nie przejmował, wszak wątpliwe czy w ogóle się nad tym zastanawiał. Jego duszy przygrywał dobry humor, którego pochodzenie złośliwi mogliby doszukiwać się w szalejących po trzewiach promilach, pazernie nie dopuszczając do siebie myśli, że Xavier mógł po prostu odnaleźć uciechę w tak drobnym sukcesie.
Niezaprzeczalnie ludzie, których przedstawiła mu Phil, jawili się, jako dość niezwykłe indywidua i to do tego stopnia, że początkowo chłopak nie wróżył z tego niczego dobrego. Zdecydowanie podchodził do tego sceptycznie, kompletnie nie widząc sensu we wprowadzaniu takiej hałastry na parkiety. Jednakże, gdy sylfa zaprezentowała mu, a także reszcie, dość logiczny plan, zaczął zdecydowanie bardziej wierzyć w to całe przedsięwzięcie. I to do tego stopnia, że szczerze uśmiechnął się, gdy tamci wspólnie zarzekli swój udział.
— Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że źle zrobiłam, pozostawiając cię z nimi. — wtem niespodziewanie czyjś głos zaatakował go z bocznej uliczki, całkiem wybijając go z rytmu. Serce gwałtownie szarpnęło się w jego piersi, a sam odskoczył gwałtownie w bok, tylko resztkami godności nie czyniąc tego w akompaniamencie wrzasku. Wyprostował się gwałtownie i na wdechu obserwował, jak z cienia wyławia się osoba sylfy.
— Czyżby panienka zapomniała drogi do domu? — odetchnął, próbując oszołomienie zamaskować mało wymyślnym żarcikiem — A może podziela moją opinię, że w tak urokliwy wieczór nie wypada samotnie podróżować?
W nikłym świetle latarni dostrzegł, jak kobieta się uśmiecha, taktownie wstrzymując się przed zdecydowanie bardziej dosadnym skomentowaniem jego zachowania.
— A co jeśli to drugie?
— Wtedy z racji, że nikogo innego w pobliżu nie ma, zaproponuje swoje towarzystwo.
Śmielej postąpił w jej stronę, dwoma krokami zrównując się z nią. Wykonał jakiś mało zrozumiały gest, lekki ukłon czy jakby zaproszenie na spacer po tym, jakże obskurnym miasteczku. Dziewczyna spojrzała na niego jakoś dziwnie, mruknęła coś pod nosem, lecz jednak widocznie przystając na propozycje, ruszyła z nim w dalszą drogę.
To niewielka mieścina, którą wybrali na miejsce spotkania może i była dobrym postojem w drodze między gildią, a ziemiami LaMarche, lecz na wieczorne przechadzki zdecydowanie się nie nadawała. Była pełna błota, ulicami ściek płynął niczym po długiej słocie, a latarnie uliczne były również rzadkie, jak latarnie morskie na brzegu oceanu. Jedynie dzięki księżycowi, który jaśniał w swojej pełnej okazałości, dało się swobodnie podróżować przez zawiłe uliczki, którymi prowadził ich Xavier. Nie można powiedzieć, aby chłopak zbytnio wiedział, dokąd idzie, jednak przyświecała mu idea odnalezienie umownego centrum, a tym samym traktu prowadzącego do Tirie. I może nawet kogoś, kto mógłby ich tam zabrać.


Philomelia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz