wtorek, 26 marca 2019

Od Kai CD Nagi

I choć uchyliła zielone oko, bo w pewnym momencie ciało w końcu się rozgrzało, to nadal dłonie drżały, a paliczki bolały.
I choć stała prawie o własnych siłach, tylko odrobinę podpierając się na ramieniu drugiej kobiety, to kolana trzęsły się niemiłosiernie, raz po raz uginały, a biodra ciągnęły. Nie wspominając o całkowicie obitych plecach i palącej ranie na skroni.
A gdy weszły do środka, ogień w trzewiach wybuchł jeszcze mocniej, podżegany przez nagłą zmianę temperatury. Skóra, gdyby była bledsza, zaczerwieniłaby się okropnie, jakby wylano na nią wrzątek. Erlanka skrzywiła się, nawet nie starała się powstrzymać syku, który uciekł spomiędzy ust czy złorzeczeń płynących po cichu, pod nosem, tak, by oczywiście nikogo nie urazić, choć tego w głowie w tej sytuacji raczej nie miała. Podążała powolutku za praktycznie ciągnącą ją nieznajomą zesłaną prosto z niebios, a kruk dreptał powolutku, po cichutku za nimi i bardzo możliwe, że w zupełnie innych okolicznościach Montgomery uśmiechnęłaby się szeroko, parsknęła śmiechem i, kto wie, może przygotowałaby nawet krótką rymowankę na cześć tak wiernego, inteligentnego towarzysza, prawdopodobnie będącego wzrokiem swojej pani.
Dębowe drzwi zostały w końcu uchylone, obie kobiety wręcz wpłynęły do środka, by ostatecznie ułożyć poszkodowaną pod ciepłą pierzyną, która otuliła, przytuliła i pozwoliła po prostu się odprężyć. Bardka wypuściła głośno powietrze z płuc, uśmiechając się pod nosem na tyle, ile mogła, a następnie, bardzo prawdopodobnie, po prostu odpłynęła do krainy sennych marzeń.
— Pokrzywa z pieprzem i czosnkiem — słowa dotarły do uszu pojękującej po cichutku Montgomery, która wyjątkowo niechętnie otworzyła jedno oko.
W końcu tak rzadko udawało jej się zasnąć z tak wyjątkowym spokojem w głowie, a teraz, tak nagle, budziła się bez zupełnego powodu, gdy ciało przecież potrzebowało odpoczynku.
— Dobrze rozkwitłe, z Wysp. Winny przede wszystkim pomagać, a nie smakować. — Bardka jęknęła ponownie, tym razem już doskonale świadoma słów drugiej kobiety.
W końcu wychowała się na Wyspach, doskonale znała ten smak jeszcze z czasów, gdy biegała od rana do wieczora po tych cudownych plażach, by następnie wrócić do matki i babki w zupełnie przemoczonym ubraniu, co zazwyczaj skutkowało okropną gorączką dnia następnego. Skrzywiła się, marszcząc nos i czoło.
— To konieczne, prawda? — mruknęła, bardziej do siebie, podciągając się przy okazji odrobinę do góry, by móc wypić ten niecudowny napar.
I nawet nie czekała na odpowiedź, bo ta przecież była zupełnie oczywista. A więc pozostawało podnieść kubeczek z napojem do ust, zatkać nos i duszkiem, choć gorące niezwykle, wypić to, co przygotowało dla niej jej zbawienie. Kai pokrzywiła się przez chwilę, z ust wydobyło się ciche, wyjątkowo infantylne "ble", a po chwili odłożyła naczynie na stoliczek. Zerknęła kątem oka na kruka, następnie przeniosła wzrok na siedzącą na uboczu kobietę.
— Jeszcze raz dziękuję — zaczęła Erlanka, uśmiechając się słabo. — Naprawdę nie wiem, w jaki sposób się odwdzięczyć za tak ogromną i znaczącą przysługę. — Skinęła głową, jakkolwiek starając się ukazać szacunek, którym dzieliła nieznajomą.
Zapadła chwilowa cisza, Kai zamknęła na chwilę oczy, starając się jeszcze odzyskać upragnioną trzeźwość umysłu, bo ta jeszcze nie do końca powróciła. W końcu ponownie uchyliła powieki.
— I przepraszam za nieprzedstawienie się, Kai Montgomery z Wysp Fliss, bardzo miło mi poznać — przedstawiła się, ostatecznie uśmiechając się szerzej, promienniej, nawet jeżeli z trudnością, bo skóra na twarzy nadal paliła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz