wtorek, 24 grudnia 2019

Od Cahira cd. Elry

Było ci zginąć w płomieniach...
Zaciął wargi. Jego spojrzenie zrobiło się chłodne, niechętne. Cofnął się o krok, w głębszy cień, zacisnął pięść na niechciane wspomnienie szubienicy i placu straceń w Ovenore.
Nie. Było mi zginąć już wtedy.
W jego głowie wciąż rozbrzmiewał skrzek kruka Nagi. Ochrypły, niski, ponury jak pogrzebowy dzwon. Po plecach Cahira przebiegł dreszcz. Tamtego dnia, kilka lat temu, też słyszał kruki. Było ich wiele, cała czereda. Jedne kołowały nad szubienicą, sunąc nisko nad tłumem gapiów, inne, śmielsze, skakały po podeście, przekręcały bystro głowy, patrząc, jak skazańcom zakłada się pętlę na szyję. Ich oczy były błyszczące, głodne, gdy uciekały przed krokami strażników ze skrzydłami rozrzuconymi do lotu. 
Cahir odpędził od siebie widmo tamtego dnia. Spojrzał na Nagę, na jej proste, długie włosy, na jej jasną skórę, na czarny, powłóczysty strój. Oczy miała pokryte bielmem, puste, niewidzące. Jej sylwetka kryła w sobie coś niebywale mrocznego. Zupełnie jak jej słowa.
Ruszyła do wyjścia krokiem powolnym, bezszelestnym, wręcz dostojnym. Cahir miał wrażenie, że kobieta sunie kilka minimetrów nad podłogą. Wyglądała jak ożywiony cień, postać ze starej, przerażającej baśni. Nim opuściła bibliotekę, obróciła się tylko raz. Uśmiechnęła się blado, niewyraźnie w kierunku Elry. Gdy obróciła twarz do Cahira, cień uśmiechu spełzł z jej ust.
Wyszła. 
Spojrzał na Elrę. 
Jedną ręką opierała się o regał, drugą przecierała czoło. Jej głowa była zwieszona, ramiona miała lekko uniesione, cała jej sylwetka drgała jakimś wewnętrznym, cichym gniewem, i Cahir odnosił wrażenie, że gniew ten może wybuchnąć w każdej chwili, za sprawą najlżejszego impulsu. Milczał. Zamknął oczy, skrzyżował ręce na piersi, westchnął bezgłośnie. Nie był dumny z tego, co za jego sprawą zdarzyło się w bibliotece, nie był dumny z tego, jak przez niego wyglądała i czuła się Elra.
— Nic nie powiesz?  — syknęła w końcu, gwałtownie uniósłszy głowę. Przewierciła go kolejnym wrogim spojrzeniem, jej pięść drżała bezsilnie. Usta miała zaciśnięte w wąską kreskę.
Cahir nie poruszył się. 
— Przykro mi.
— Przykro ci? — powtórzyła, uśmiechając się posępnie. Wzięła głęboki oddech, jakby próbowała się uspokoić, po czym dodała cicho, ponuro, do siebie: — Przykro to ci dopiero będzie.
Cahir delikatnie zmarszczył lewą brew, posłał jej pytające spojrzenie, ale Elra nie patrzyła w jego stronę. Poprawiwszy mankiety, odgarnęła z czoła kilka luźnych pasm, które wymknęły się z jej fryzury. Puściła regał, uniosła podbródek, jakby chciała przekonać Cahira i samą siebie, że wszystko już z nią w porządku. Nieco chybotliwie ruszyła do biurka, porwała z niego imbryk, napełniła jego zawartością filiżankę, wychyliła ją do dna. Po czym jeszcze jedną. I kolejną.
Gdy skończyła, dyskretnie otarła usta wierzchem dłoni. Mruknęła, kierując się w stronę drzwi: 
— Idziemy.
— Gdzie?
— Do Ignatiusa — wyjaśniła sucho.
Nawet nie drgnął.
— W jakiej sprawie? — zapytał, choć doskonale znał odpowiedź.
Rzuciła mu niedowierzające spojrzenie.
— Zgłosić mu, że spaliłeś dość pokaźną część naszej biblioteki — powiedziała powoli, jakby do małego dziecka.
Cahir odwrócił wzrok, spojrzał na zasłonięte okno, wsunął jedną rękę do kieszeni. 
— To był przypadek — mruknął.
— Nie mnie będziesz się tłumaczył — skwitowała, otwierając na oścież ciężkie drzwi prowadzące na korytarz. Stanęła w przejściu, niecierpliwie wskazując je dłonią. — No dalej, zapraszam.
Bez słowa wyszedł z biblioteki, po czym obrócił się, obejrzał na Elrę. W przelocie zauważył, że znaczna część jej dłoni jest szara, brudna od sadzy i zwęglonych kartek, że jej suknia miejscami przyprószona jest popiołem. Jeden rękaw narzutki miała ciemniejszy — musiała zamoczyć go, gdy próbowała gasić pożar wodą z wazonu.
— Może najpierw pozwolisz mi wytłu...
Elra niecierpliwie machnęła ręką, między jej brwiami pojawiła się nieznaczna bruzda irytacji.
— Dość. Już dość. Ani słowa. Po prostu chodźmy. Znasz drogę do jego gabinetu czy ja mam prowadzić? 
Cisza. Półmrok. Smród spalenizny. Wyczekujące spojrzenie. 
Stłumił westchnienie, uniósł przednią część buta, która po chwili stuknęła cicho, znów spoczęła na posadzce.
— Prowadź.
Elra? ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz