piątek, 27 grudnia 2019

Od Narcissi cd. Rawena

⸺⸺✸⸺⸺

Coś w środku mówiło jej, że gorzej być nie mogło. Przynajmniej to próbowała usilnie sobie wmówić i przez krótką chwilę nawet działało. Jednak bańka mistycyzmu i złudnej beztroski pękła prędko, do tego wszystkiego nagle i niespodziewanie. Wparowanie do pomieszczenia osoby, której obawiała się najbardziej, bowiem stała wysoko ponad wszystkimi zwiastowało najgorsze, szczególnie jeśli osoba ta zaczęłaby się dopytywać, co dziewczyna tu robi, a Rawen, którego jednak tak dobrze nie znała, nie daj los, ją wsypał. Przy okazji pojawił się też Cervan, jednak jego obecność nieszczególnie zmartwiła blondynkę, której brązowy wzrok bystro łypnął w stronę staruszki, pani nieba i ziemi, wykarmiaczki brzydkich gęb i do tego wszystkiego mentorki Rawena. Piekielnego demona, na widok, którego Khardias również podkulał ogon.
Wzrok Narcissi skakał, biegał w panice, wędrując między Kurokamim, Mistrzem i Iriną, jej dłonie dalej trzymały zapasy, które zdołała kitrać, a spojrzenia wszystkich padły na nią i przyrzec mogła, że chwila ta, dosłownie kilka sekund, dla niej samej dłużyło się. Przeciągnęło do niemal połowy doby, ściągnęło słońce z nieba, spowiło pomieszczenie mrokiem, bo lufcik nie dopuszczał już światła.
A później, gdy Rawen tylko otworzył złote usta, wszystko nagle wróciło do normy, a z każdym kolejnym słowem, które wypływało spomiędzy dobrze wykrojonych warg, wszelkie obawy nagle zostały starte. Wdzięczność malowała się w szeroko rozwartych oczętach, które dokładnie czytały mimikę twarzy, rozumiały, co jest do niej mówione, a gdy tylko otrzymała odpowiedni sygnał, skinęła pospiesznie głową i posyłając mu szczery, szeroki uśmiech, ulotniła się do swojego pomieszczenia, a pędziła tam prędko, siląc krótkie nogi, bo nie potrzebowała do tego wszystkiego natrafiać na kolejne, ewidentnie niepotrzebne w tamtej chwili jednostki. Rumieniec, który oblewał w tamtym momencie jej twarz, mówił wyraźnie sam za siebie. Nie chciała mieć wtedy z nikim nic wspólnego.
Gdy udało jej się spokojnie dotrzeć do pokoju, w którym na łożu czekał Khardias, trzasnęła wręcz drzwiami i oparła się o nie tak prędko, jak tylko potrafiła.
— Tylko nic nie mów — syknęła w stronę biesa, który zdążył jedynie unieść łeb i skierować uszy w jej stronę.
— Jeszcze się nie odezwałem — ochrząknął pretensjonalnym tonem, krzywiąc mocno pysk. Cyzia spiorunowała go spojrzeniem i pewnie, gdyby mógł, wzruszyłby w tamtej chwili ramionami, jednakowoż, że takowych nie posiadał, skusił się jedynie na wyduszenie z piersi czegoś na kształt westchnięcia połączonego z piskiem.
— I nie zaczynaj.
— Dobrze, no — odburknął, odkładając łeb na łapy. — Mówiłem, że tak będzie — dodał w pewnym momencie, cicho, wręcz pomrukując. Nie umknęło to jednak uwadze Narcissi, która odwróciła się w jego stronę, gdy tylko skończyła rozpakowywać nakradzione rzeczy.
— Jeszcze nawet nie wiesz, co się stało.
— Ale widzę, tyle mi wystarczy. — Błyśnięcie kła nie było dobrym rozwiązaniem w tamtej sytuacji. Aigis nadęła się i taka naburmuszona niczym mała dzieweczka, założyła ręce na piersi.
— W takim razie co widzisz. Co się niby takiego wydarzyło, co?
— Przyłapali cię, ot co. Pewnie zwiałaś, a wcześniej zdołałaś jeszcze przypieprzyć Kurokamiemu patelnią.
Cisza ze strony blondynki wzbudziła poczucie zwycięstwa po stronie biesa. Uśmiechnął się, tak pysznie i do tego wszystkiego wypiął dumnie pierś, przeświadczony o własnym tryumfie.
— Mam rację, czyż nie? — zaśmiał się parszywie.
— W połowie — odpowiedziała, sięgając po ciastko, by przysiąść następnie na skraju łoża i tam je zjeść. Wzbudziła zainteresowanie Borzoja, tego zdecydowanie nie mógł ukryć. Ogon nagle się wyprostował, uczy również, mimowolnym, urwanym w połowie ruchem skierowane zostały w jej stronę. Narcissa niejednokrotnie była pod wrażeniem tego, w jakim stopniu zdołał upodobnić się do czworonogów. Jak bardzo zaczął oddawać ich rzeczywiste zachowania jak wysokiej klasy aktor. Wolała również wypierać myśl, że może rzeczywiście, demon po prostu zaczyna zmieniać się w potulnego pieska, takiego, jakiego spotkać można na dworach. Posłusznie wtulającego się w nogę pańci. Przerażająco głupiego i zdanego jedynie na łaskę bądź niełaskę opiekuna. Cyzia nie chciała takiego losu dla Khardiasa.
Chciała, by mimo wszystko pozostawał wolnym bytem. Niezależnym i zależnym od siebie samego. Obawiała się, że zmuszona będzie kiedyś po prostu pozwolić mu odejść. Odesłać go w zaświaty w trakcie jednego z obrzędów.
Nie chciała go żegnać, tak bardzo nie chciała go żegnać, jak bardzo bała się jego ubezwłasnowolnienia.
Teraz jednak wyczekiwał odpowiedzi i ewidentnie zaczął się niecierpliwić.
— To czym jak nie patelnią?
— Nie uderzyłam go, do cholery jasnej — warknęła, na co Khardias prychnął nieco wymuszonym śmiechem. — Uratował mi skórę. Gdyby nie on, to pewnie ja zostałabym ofiarą łyżki Iriny.
— Brzmi ciekawie — odparł, pozwalając na to, by w głębokich, ciemnych ślepiach błysnęła iskra radości pomieszana z delikatną, niezauważalną wręcz kpiną.
— A zresztą, po co ja ci w ogóle o tym mówię — burknęła, machając ręką. Straciła większość cierpliwości do tej paskudy.

— Dobrze — odparła krótko, gdy Cervan skończył tłumaczyć jej, co właściwie miał na myśli. Zaprosił ją do swojego pokoju, gdzie Ignatius zajmował się jakimiś papierami. Widok stosów przyprawił kobietę o zawroty głowy i sprawiło, że zaczęła poważnie się zastanawiać nad tym, jak właściwie niektórzy tak wytrzymują. Spędzając długie godziny z dokumentami, zapoznając się z nimi, wprowadzając poprawki i spisując coraz to nowe akta. Wolała dłużej się nad tym nie zastanawiać, wróciła więc prędko myślami do Mistrza i propozycji, którą jej złożył. Wizja wybrania się na festiwal, gdzie miało być pełno jedzenia? Ot tak? Po prostu, bez żadnego haczyka, nie licząc klejącego się do każdej istoty płci żeńskiej jegomościa.
— Naprawdę? — spytał, jakby niedowierzając w to, co powiedziała mu właśnie blondynka. Zdołał nawet unieść brwi w geście zaskoczenia, na co kobieta jedynie zaśmiała się pod nosem, kiwając głową.
— Naprawdę. Powiem nawet, że i z wielką chęcią się tam wybiorę. Może nawet uda mi się ocalić gildię przed listami wzywającymi do zapłaty alimentów — dodała radośnie, na co Cervan zareagował jedynie prychnięciem. Ignaś oblał się gorącą czerwienią.
— Jak dobrze, już się bałem, że będę zmuszony przywołać fragment o bogini.
— O bogini?
Czarnowłosy spostrzegł się, że może powędrował z myślami o jeden krok za daleko, pozwalając językowi nabrać zbytniego rozluźnienia. Machnął jedynie ręką, decydując się na to, by nie udzielić kobiecie odpowiedzi na kolejne pytania, które jednak pchały się na język.
— Rawen z pewnością wszystko ci wytłumaczy, ja teraz muszę zająć się... — spojrzał wymownie na Ignatiusa, który to dopiero po chwili zorientował się, że oczekuje się pomocy z jego strony. Do tego momentu w pokoju stała tak, głucha cisza, bardzo niewygodna swoją drogą.
— Polepszaniem stosunków z druhami z Tirie — odparł prędko, wybałuszając niebieskie oczy i nim Narcissa mogła się spostrzec, wypchnięto ją za drzwi, poklepano po plecach, uprzedzając to krótkim „Dokładnie tak, polepszaniem stosunków” i zostawiono tak, samopas. Westchnęła głośno, kręcąc głową.
— Bogini... — parsknęła, jakby niedowierzając w to, co właśnie usłyszała.

Zapukała we framugę drzwi. Niebieskie ślepia zostały w niej utkwione, prędko zalewając się pięknym, radosnym błyskiem. Narcissa odwzajemniła ten gest, pozwalając, by uśmiech mocno wypchnął jej policzki do przodu, marszcząc nieco kąciki oczu.
— Dziękuję za wcześniej — zaczęła zdecydowanie jeszcze zanim blondyn zdążył otworzyć usta. Jednak przed tym, jak kontynuowała, upewniła się jeszcze, że w pokoju nie znajduje się gildyjska bestyja. — Przyrzekam, że już widziałam, jak łyżka nieuchronnie zmierza w moim kierunku — dodała, parskając cichym śmiechem i pozwalając sobie na niego głębsze wtargnięcie do pomieszczenia, nawet oparcie się o jeden z blatów, przy którym stał Kurokami. Starała się ignorować fakt, jak mocno musiała zadzierać przy nim głowę, nawet jeśli powinna się już do tego przyzwyczaić, zważając na średni wzrost tutejszych gildyjczyków.
— Z chęcią wybiorę się z tobą w podróż. Potrzebuję jednak wiedzieć, kiedy się odbędzie i kiedy mamy zamiar wyruszyć. Cervan jakoś nieszczególnie kwapił się, żeby udzielić mi odpowiedzi na moje pytania. Szczególnie te dotyczące jakiejś bogini. Słyszałeś coś na ten temat? — dodała z chytrym uśmiechem malującym się na twarzy. Uśmiechem lisim i cierpliwie wyczekującym odpowiedzi, na każde zadane mężczyźnie pytanie.

⸺⸺✸⸺⸺
[Rawen?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz