poniedziałek, 23 grudnia 2019

Od Cahira cd. Madeleine

Głos Madeleine rozpłynął się w powietrzu słodko, niewinnie, przymilnie.
Cahir milczał. Stał za plecami mistrza nieruchomo, cicho, jego sylwetka była przyczajona w mroku, nieuchwytna, niewyraźna jak cień. Jedynie jego usta wykrzywiły się nieładnie, jakby mimowolnie, w wyrazie jakiejś źle skrywanej wzgardy. 
— Z pewnością domyślasz się, co nas tu sprowadza — zaczął Cervan głosem spokojnym, wręcz przyjacielskim. Na jego twarzy rysowała się powaga, jego spojrzenie, choć życzliwe, wyrażało pewne zatroskanie. 
Mistrz stał w cokolwiek niedbałej pozie. Bokiem nonszalancko opierał się o framugę pokoju, prawą ręką obejmował klatkę piersiową, lewą, wspartą łokciem na prawej, drapał się po brodzie z charakterystycznym chrzęstem. 
Cahir stał tuż za nim, bokiem do drzwi, przez ramię mistrza patrzył, jak na twarz Madeleine  wstępuje parodia zdumienia. 
— Czyżby chodziło o ten mały psikus z pajęczyną? — udała zatroskanie, przykładając smukłą dłoń do ust. — Och, to był tylko niewinny, niegroźny żart. Zresztą z tego, co widzę (tu ponownie obrzuciła twarz Cahira szybkim spojrzeniem) wszystko jest już w porządku, nie ma najmniejszego śladu po tym incydencie. Nie została nawet blizna.
Kącik ust Cahira uniósł się nieznacznie, drgnął w nieładnym półuśmiechu. Jego oczy wionęły przejmującym chłodem. 
Może i nie został ślad, może i nie miał blizny. Niemniej jednak nie zamierzał puścić tej zniewagi płazem. Nie należał do tych, co wybaczali łatwo, gładko, prędko. Chciał satysfakcji za doznany afront, wiedział, że nie odpuści, póki nie otrzyma moralnej rekompensaty. 
Tak, teraz wszystko było w porządku. Ale jeszcze kilka godzin temu leżał na kozetce w gabinecie Raviego, medyk dwoił się i troił, za wszelką cenę starając się zdjąć pajęczynę z jego ust. Cahir zaciskał bezsilnie pięści, ilekroć Ravi szarpał za lepkie, mocne, na wpół przezroczyste nitki, które nadzwyczaj mocno przywarły do skóry, za nic nie chciały się odkleić. Ostatecznie na nic się to nie zdało, medyk rozłożył ręce, odesłał go do Tadeusza. Cahir, krążąc wcześniej przez pewien czas po kwaterach i korytarzach, odnalazł w końcu właściwe drzwi. Ale przedtem wpadł na Cervana. Mistrz zainteresował się stanem jego ust, zaoferował, że będzie mu towarzyszył podczas wizyty u medyka. Szpieg nie mógł zaoponować, więc poszli razem.
Tadeusz sprawnie rozwiązał kłopot z pajęczyną. Wystarczyło, by Cahir spędził kwadrans nad miską z wrzącą wodą, a ta usunięta została szybko i bezboleśnie. Szpieg był dość zadowolony z wizyty u medyka, nawet jeśli musiał w trakcie jej trwania słuchać, jak ten burczy pod nosem, wyzywa go od wolnomyślicieli. Gdy w towarzystwie Cervana opuścił gabinet, mistrz szybko zaczął ciągnąć go za język. Cahir po dość długich namowach w końcu wtajemniczył go w okoliczności incydentu ze sztyletami.
Mistrz pokręcił głową, wyglądał, jakby tłumił westchnienie.
— Tu nie chodzi tylko o mały psikus z pajęczyną — zapowiedział, patrząc na Madeleine uważniej, jakby nieco surowiej. — Chodzi także o drzwi. Są uszkodzone, ostrza pozostawiły w nich wiele wąskich szczelin, niektóre ubytki są tak głębokie, że można przez nie zajrzeć do środka.
— Nie wspominając o tym, że wokół dziur jest mnóstwo drzazg — wtrącił Cahir aksamitnie, cicho, jakby szeptem. Cofnął się o pół kroku, do głębszego cienia. Blade słoneczne światło, wlewające się na korytarz przez otwarte na oścież drzwi, zaczynało nieco go drażnić.
— Trzeba rozwiązać ten problem — zapowiedział Cervan.
— Wypłacenie mi odszkodowania powinno załatwić sprawę — dodał Cahir, uśmiechając się pod nosem. Oczy miał nieruchome, wbite w sylwetkę Madeleine, lodowate, jadowicie złote. — Z drzwiami. Kwestia pajęczyny to zupełnie co innego.
Cervan bezradnie rozłożył ręce, wyczekująco spojrzał na Madeleine, obejrzał się przez ramię na Cahira.
— Tak czy inaczej, będziecie musieli jakoś to załatwić — uznał. Po chwili dodał pod nosem, jakby do siebie, ponownie drapiąc się po brodzie: — W zasadzie pomysł z odszkodowaniem wcale nie wydaje się taki zły... Co na to powiesz, Madeleine?
Jego oczy spoczęły na sylwetce dziewczyny. Cahir poszedł w jego ślady, przesunął się nieco, by lepiej widzieć. Liczył, że Madeleine nie sprawi mu dalszych problemów i zgodzi się pokryć wszelkie koszta. Jeśli rzeczywiście była wysoko urodzona, wyłożenie skromnej sumy na renowację drzwi nie powinno być dla niej zbyt obciążające. 

Mad?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz