niedziela, 15 grudnia 2019

Od Feliksa CD Philomeli – Event

Nie do końca wiedział, co robił w Ovenore i dlaczego w ogóle zabrał się z całą drużyną na tę może i trochę samobójczą przygodę. W końcu nie przepadał za tym miastem, nie ma co. Śmierdziało, duchota straszna i choć blisko gór powinno znaleźć się upragnione sanatoryjne powietrze, która trzeźwiło zatoki oraz umysł, tak tu znajdowało się jedynie palący płuca dym płynący prosto z fabryk zachodniego wybrzeża, bynajmniej nieposiadający właściwości leczniczych. Zresztą, Feliks, choć w swoim czasie odrobinę po świecie się pałętał, tak te miejsce omijał szerokim łukiem.
I to wcale nie dlatego, że akurat w tej karczmie stracił palec, co to, to nie, honor oraz godność jeszcze posiadał. 
Bujając się na krześle z nogą zarzuconą na nogę, stukając palcami w drewno stołu oraz uważnie przysłuchując się całemu monologowi Philomeli, który w jego skromnej opinii miał niezwykle dużo sensu, oraz komentarzom Xaviera, które, cóż, choć sens również posiadały, tak w porównaniu do drogiej pani, miały go odrobinę mniej, zanurzył się we własnych myślach. Podrapał się po nosie, raz, drugi, bez targania się na dodatkowe, nikomu niepotrzebne wypowiedzi. Przyzwyczajony zawsze był do konkretnych rozkazów oraz poleceń, spełnianych przez mężczyznę bez zająknięcia, niźli długich dysput na temat wykonywanego zadania, bo te, prócz rozterek moralnych, mało co dawały.
Zresztą, siedzenie przy kieliszku bez konkretnej osoby, której cała rzecz dotyczyła, raczej efektów nie dawało, prócz suchego podniebienia oraz pulsującej od bólu głowy dnia następnego.
Dlatego też podniósł w zdziwieniu jedną brew, gdy tylko usłyszał wspominkę o Lutówce, tych okropnych szczynach, którymi kilka (może już kilkanaście) lat temu jeszcze zapijał się z chłopakami, gdy jeszcze miał na to siłę, energię oraz czas. W końcu jednak zrezygnował z tego stylu życia, czy to zmuszony przez karcący, oceniający wzrok Tosi, która, podczas ciężkich poranków, siadała przy nim z chłodnym kompresem oraz szklanką wody, kiedy jeszcze przebywała z nimi w domu bez obrączki na swoim palcu, czy może jednak przez kilka szaleńczych ekscesów, po których wylądował w celi, by następnie zostać wyciągniętym przez ojca za mniejszą-większą opłatą oraz obietnicą, iż to się nigdy więcej nie powtórzy. Oczywiście, niezwykle często się powtarzało, a on nawet zbytnio nie żałował, bo przynajmniej będzie miał o czym opowiadać siostrzeńcom czy bratankom.
Wiedza Xaviera o alkoholach w tym przypadku okazała się niezwykle pomocną oraz przydatną.
— Czyli wiemy, gdzie działać i jak mamy działać oraz na kogo skierowana zostanie nasza uwaga — stwierdził, uspokajając dłoń, bo ta nieposłusznie zaczęła stukać czterema palcami w jeszcze szybszym tempie. Niecierpliwił się, wręcz rwał się do działania, bo ileż można siedzieć w jednym miejscu. Twarz pozostawała tak spokojna, jak zawsze, błękitne oczy studiowały uważnie otoczenie. — Choć zabrzmi to dziwnie, bardzo chętnie wezmę na siebie zadanie głuchoniemego, nie takie rzeczy robiłem, a zresztą, jak pewnie wszyscy zdążyli zauważyć, do gadania nigdy nie jest mi spieszno — parsknął, w końcu odrywając dłoń od stołu i potarł nadgarstek o nadgarstek.
Wstał z krzesła. Przeciągnął się, coś przeskoczyło w plecach. Przez chwilę prezentował się nawet dumnie, nawet szlachecko, szybko jednak powrócił do charakterystycznej dla siebie sylwetki. Zgarbionej i niedbałej.
— Wyśpijmy się, póki możemy, jutro chyba czeka nas długi dzień. Desideriusie, Ravi, czy będę mógł od was użyczyć wiązanki ziół oraz jakiegoś pasa, który przewieszę sobie przez ramię? Przydadzą mi się też okulary, ale te już postaram się zdobyć samemu. Zresztą, nie są one obowiązkowe. Głuchoniemy balwierz raczej nie powinien zwrócić zbytnej uwagi, a osoba, której trzeba wyrwać zęba czy ogolić zawsze wśród służby się znajdzie. Dzięki bogom, że nie takie rzeczy robiłem. — Odchrząknął, chwytając za rękawiczki. — Rozumiem, że widzimy się z samego rana? — zapytał, zerkając na Philomelę, posyłając jej cieplejsze spojrzenie.
Ta skinęła głową, odwzajemniając uśmiech. Feliks pożegnał się ze wszystkimi, a następnie, chwytając za pelerynę, którą przerzucił przez ramię, udał się na spoczynek.

[ niezwykle przepraszam za późne wzięcie się w garść i do roboty ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz