środa, 11 grudnia 2019

Od Nagi cd. Kai

Głęboka zmarszczka pojawiła się między brwiami, falą skwaszenia i ogólnego niesmaku rozlewając się po twarzy kobiety. Zamruczała do siebie przeciągle, palcami w przeszywających ciemnościach znajdując sprawnie potrzebne rzeczy. Błądziłaby, przeciągając dłońmi po wygrzanym drewnie po omacku, gdyby sama owych rzeczy nie ustawiała. Znany jej był ten pokój, spędziła w nim kawałek czasu. Znała ułożenie mebli, każdą deskę podłogi, każdy ton, który z siebie wydawały, gdy się na nie stanęło. Pamiętała świeży zapach nieużywanej pościeli, woń, jaką pozostawiła po sobie Kai, gdy przez kilka chwil się w niej wylegiwała, aromat przypraw i ziół rozwieszonych pod sufitem i na ścianach, nawet odór ptasich piór, zmoczonych w deszczu.
Dlaczego tak bardzo grzeszyła? Z pewnością nie otrzyma żadnej pochwały z nieba, gdy Bogowie się dowiedzą. Cóż za podłe łgarstwo.
Oni już wiedzą, Oni widzą i słyszą wszystko, zaglądają do środka ludzkiego umysłu, przeszywają na wskroś serce, odgadują nasze zamiary, nawet jeśli sami nie jesteśmy ich świadomi. Widzą. Słyszą. Wszechpotężni, czuwają nad nami. Lecz nas kochają, bo nas ulepili. Mimo wad, mimo zgnilizny, która jątrzy się w naszym wnętrzu. Bezinteresowni. Wielkoduszni.
Winna być wdzięczna, winna im dziękować co dzień. A Oni wiedzą, że wypełnia swe obowiązki starannie, uczynnie, z należytą pieczołowitością. Więc przebaczcie jej, ach, przebaczcie Wszechmocni, bowiem nie pragnie waszego potępienia. Nie będzie czcić niczego niemal w połowie z takim oddaniem, jak Was. Nie łoża wyściełanego aksamitem, nie dachu nad głową, nie żadnej ludzkiej formy.
Zamknie ślepe oczy, rozedrze swoje przywiązanie. Niech nie mąci jej wiary, nie rozpieszcza jej ciała. Dusza i tylko dusza. Z Ducha Świętego powstałeś, Ducha będziesz pielęgnować, niczego ponad Ducha nie będziesz widzieć.
Jak bezdomny pies, który pozostał w jednym miejscu na dłużej, tak i ona nie będzie miała oporów przed wyruszeniem w dalszą tułaczkę. Bo nie ma dla ciebie ni miejsca, ni czasu, w którym nie będziesz czcić tych nad tobą.
Nie miała wiele; większość jej dobytku stanowiły przedmioty religijne, a i one nie były liczne. Zmieściły się całkowicie w małej torbie i nieporadnie przyszytych kieszeni do wnętrza jej ubioru. Mimo ciepłego dnia i mocnego spojrzenia Nathoriego, który ciskał promieniami w skorupę ziemi, na ciało egzorcystki narzucone były poły grubego, znoszonego materiału, pod którymi chowała również i czarno upierzone ptaszysko, które zgubiło gdzieś swoją dawną żywotność i hałaśliwość. Gdyby mogła, utrzymałaby jego stan na dłużej.
Przy stajniach czekała pierwsza, czas zapełniając słuchaniem parskań koni, stukotem mocnych kopyt i ryciem nimi w rozłożonej ściółce. Zdaje się, że nadchodziła pora wypuszczenia ich na łąkę; czuły to, te mądre zwierzęta, a ekscytacja i nadmiar energii nie pozwalał im wytrwać w jednej pozycji. Podparła się na zgrubiałej gałęzi, z wyrobionym, ubrudzonym błotem jednym końcem i wytartym, oberwanym z kory drugim. Swoją rolę wypełniał znakomicie — jeszcze nie zdarzyło się, by jeden kij służył jej za laskę przez tyle sezonów.
— Nie mam za towarzysza żadnej innej istoty, niż te kłopotliwe stworzenie, a te nie zostało stworzone pod siodło — odezwała się pierwsza, gdy posłyszała rozweselone kroki Kai, która odległość od progu Gildii do wejścia stajni musiała pokonać w kilka sekund. — Podczas moich pielgrzymek zwykłam zdzierać podeszwę własnych butów, niźli końskie podkowy. Nie pragnę tego zmieniać, więc jeśliś chętna, jedź na swoim wierzchowcu. Będę w krok za tobą.
Kai?
(czas rozkręcić tę imprezę)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz