środa, 25 grudnia 2019

Od Tiago cd Adonisa

Po tym, jak medyk skończył zajmować się Lumisem i dał mu zioła, w końcu mógł wrócić do swego pokoju. Nie chcąc zwlekać ani chwili od razu zabrał się za przygotowywanie lekarstwa. Nawet się nie zastanawiając dłużej, postanowił, że także będzie je brał przez pewien czas. Tak dla pewności, że nic nie przejdzie na niego. W końcu nie mógł pozwolić, aby pasożyty zaatakowały go czy jego przyjaciół. Na razie ofiarą był tylko Lumis, ale kto wie, jak szybko to cholerstwo się rozmnaża. Wolał działać od razu. Dmuchać na zimne. Sam zioła wypił razem z herbatą — musiał przyznać, że smak miała okropny, ale czego się nie robi dla zdrowia... — a psom włożył je do mięsa. To była jedyna droga, za której pomocą mógł przemycić je dla nich. W innym wypadku szybko by je znalazły i nie zjadły.
W ten oto sposób zaczęła się u Tiago nowa rutyna. Codziennie rano i wieczorem przygotowywał zioła dla nich wszystkich. Czasami było to męczące, gdy przez przypadek źle wkładał je do mięsa, i stworzenia nie chciały ich tknąć, ale no cóż... Musiał sobie jakoś radzić. Tak minął mu tydzień.
Dzień zapowiadał się jak każdy inny. Mężczyzna wstał o tej porze co zawsze i zaczął swą codzienną rutynę. Nic nie zapowiadało tego, że coś miało się wydarzyć, zmienić. A jednak... Kiedy miał zająć się przygotowywaniem lekarstwa, usłyszał donośne pukanie do drzwi. Dziwne... Nie spodziewał się nikogo, więc nie był pewny, o co mogło chodzić. Mimo wszystko jednak poszedł otworzyć je i sprawdzić co się działo.
- Proszę. W czym mogę... — na twarzy mężczyzny widać było malujące się zaskoczenie.
- No witam braciszka — czarnowłosa dziewczyna z szerokim uśmiechem przytuliła go.
- Beatrice? Co ty tutaj robisz? — odezwał się dość niepewnie. Nic nie słyszał o tym, że miała przyjechać, przez co bał się trochę, że ponownie uciekła z domu.
- No jak to co? — zapytała z wyrzutem. - Przecież jutro masz urodziny! Nie mogłam opuścić takiej okazji. Nie możesz spędzić takiego ważnego dnia samotnie, bez rodziny.
- Jakby ci to powiedzieć... Już wiem! Quinlan także jest przecież członkiem Gildii, więc z całą pewnością nie jestem tu bez rodziny. Zresztą samotny też nie jestem. Moje kochane zwierzaki zawsze dotrzymują mi towarzystwa — prychnął.
- Pff... To tak jakbyś nikogo tutaj nie miał. Przecież znając ciebie i Quin, jeżeli będziecie sami, to szybciej się pozabijacie, niż spędzicie miło ten dzień. Dlatego jestem tu ja! Muszę dopilnować, aby tak się nie stało — powiedziała z rękami założonymi na piersi i spoglądając na brata z wyższością. Może i była najmłodsza z rodzeństwa, ale od zawsze uważała się za tą najbardziej rozsądną i ogarniętą.
- Ale my wcale... — już miał zacząć się tłumaczyć, ale szybko zmienił zdanie, wiedząc, że i tak nie wygra z dziewczyną. Zresztą po części miała rację, mówiąc to... Ale na pewno nie w całości! Na pewno nie jest z nimi tak źle, aby się pozabijać! Daliby sobie radę sami. - Mniejsza. Po prostu rób, co chcesz.
- No i taka postawa to mi się podoba — uśmiechnęła się i od razu rzuciła się na łóżko brata.
- Tak, tak, czuj się, jak u siebie — westchnął.
Nie zwracając już zbytniej uwagi, na to, co robiła Beatrice, wrócił do swej rutyny. Musiał w końcu przyszykować ziła dla siebie i swych zwierzęcych towarzyszy. Po chwili zaczął się jednak zastanawiać czy nie powinien ich podać także siostrze, widząc, jak ta była oblegana przez stworzenia. Chociaż... Na razie odpuści. Może później wybierze się do medyka i dowie czy powinien to zrobić. Nie chciał zaszkodzić jakoś siostrze. Wolał się upewnić.
- Tiaaago... Co robisz?
- Przygotowuję zioła — mruknął, nawet nie spoglądając na dziewczynę.
- Ooo... A po co?
- Tydzień temu u Lumisa znaleziono pasożyty. Medyk zalecił mi, aby podawać zwierzakom zioła, a także wspomniał, że nie zaszkodziłoby, jakbym sam je wziął.
- Kiedy masz wizytę kontrolną? Chcę pójść z tobą. Muszę zobaczyć, jak wygląda praca medyka w takich miejscach jak Gildia! — usłyszał podekscytowanie w jej głosie, ale niestety musiał ją zawieść.
- Nie umawialiśmy się na żadną. Po prostu dostał zioła i tyle.
- Jak to?! Tak być nie może! Pójdziemy na wizytę kontrolną jeszcze dzisiaj i zobaczę, jak to wszystko wygląda.
- Nie? Nie będę się nikomu narzucał przez twoje widzimisię. Zresztą z tego, co widzę, zależy ci tylko na tym, aby sobie pooglądać, a nie na samej wizycie.
- Nie prawda! Zależy mi na Lumisie! Musimy tam pójść — nalegała.
- Ale...
- Musimy! Teraz! Dzisiaj! — zaczęła krzyczeć.
- Dobra, dobra. Pójdziemy tam. Ale to ostatni raz, kiedy ci ulegam — zgodził się niechętnie, w myślach przeklinając na to, jak szybko ulegał siostrze.
Po kilkunastu minutach znaleźli się już przed drzwiami do gabinetu medyków.
- Dzień dobry, przepraszam, że nachodzę... - przywitał się niepewnie, wchodząc do środka ze zwierzakiem i siostrą. - Wiem, że nie było mowy o żadnej wizycie kontrolnej czy coś, ale no... Beatrice nalegała, abym tutaj przyszedł. Szkoli się na medyka i uważała to za konieczne. Co prawda bardziej ją obchodzi, to jak wygląda praca medyka w gildii niż ta "wizyta kontrolna", ale no cóż... - dziewczyna momentalnie spiorunowała go wzrokiem.
- Milcz — warknęła. - Możemy przejść do wizyty? - zapytała słodkim głosem i uśmiechnęła się szeroko.

<Adonis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz