sobota, 14 grudnia 2019

Od Rawena c.d. Narcissy

Rawen stał i przyglądał się dziewczynie w lekkim osłupieniu. Częściowo z zaskoczenia, częściowo z faktu wykradania jedzenia ze spiżarni, a częściowo, jak to on, podziwiając urodę Cyzi. A na tę ostatnią mógłby patrzeć się niemal bez końca. Na jej burzę blond włosów spływających na ramiona. Na jej delikatne rysy twarzy, które bywały zwodnicze jeśli nie znało się lepiej Narcyzi. A przede wszystkim mógł spoglądać w jej ciemne oczy znowu i znowu. Wystarczyło jedno spojrzenie w nie by zatracił się w nich bez pamięci. Blondyn po prostu w nich tonął. A rumieniec, który wkradał się coraz silniej na twarz dziewczyny tylko potęgował ten efekt. Tak, zdecydowanie czerwień na policzkach Cyzi, dodawała jej uroku. Zupełnie jakby tego miała za mało.
Rawen zamknął oczy i westchnął cicho. Bądź co bądź będzie musiał upomnieć Narcissę. W końcu mogła w każdej chwili podejść do niego czy Iriny i poprosić o przekąskę. No może do Babci I jednak nie. Staruszka niechętnie wydawała jedzenie poza wyznaczonymi porami, a tym bardziej jeśli chodziło o jakieś zachcianki w postaci słodyczy. Chrząknął. Już miał powiedzieć coś umoralniającego, gdy drzwi do kuchni się uchyliły, a przez nie weszła Irina z Mistrzem. Młodzieniec uśmiechnął się do wchodzących i jak gdyby nigdy nic powrócił do swojej "przerwanej rozmowy" z Narcissą.
- Nie będę cię już dłużej zatrzymywać. Jak będziesz miała ochotę na więcej, nie wahaj się wpaść tutaj do mnie. - mrugnął porozumiewawczo do niskiej piękności. Cyzia, choć lekko zaskoczona zachowaniem Rawena, nie przepuściła okazji by ujść z kuchni i z łupem i bez guza po chochli. Nim jednak kobieta opuściła pomieszczenie, zaszczyciła kucharza jednym prostym spojrzeniem, chyba wyrażającym wdzięczność. Mężczyzna mimowolnie się uśmiechnął na ten widok. Znowu zaczął w nich tonąć. Odpływał coraz dalej od chwili obecnej. A wszystko to przez to jedno spojrzenie tych nieziemskich, wręcz boskich ciemnych oczu i ten uroczy, niewinny rumieniec. Prawdziwa piękność, niczym bóstwo, które zstąpiło na ziemię by zbawiać dusze ludzkie samym swoim wdziękiem.
- Złotowłosa bogini... - powiedział niemal bezwiednie. Z zamyślenia wyrwało go ukłucie bólu w ramieniu.
- Irino, myślę, że nie musiałaś tłuc go łyżką...
- Wręcz przeciwnie, na dobre mu to wyjdzie. - rzuciła nieco poirytowana - Może w końcu oduczy się stania z wywalonym ozorem za każdym razem kiedy któraś z dziewczyn tutaj przyjdzie. - staruszka oparła jedną rękę na biodrze, a drugą wciąż uzbrojoną w drewniany oręż, mierzyła w blondyna. Rawen nie próbował się wykłócać. Wspólna praca z Iriną nauczyła go, że nie należało to do najmądrzejszych pomysłów. Doskonale wiedział jakby się to skończyło. Łyżka lub chochla znów poszłaby w ruch. Cervan pokiwał głową. Słusznie Mistrzu, pomyślał kucharz, lepiej się z babcią nie kłócić, kiedy się zirytuje. Lepiej po prostu zmienić temat.
- Co Mistrza tutaj sprowadza? - rzekł podnosząc garnek z podłogi. - Bo wątpię, żeby to była taka zwykła towarzyska wizyta, prawda?
- Właśnie Rawen, pamiętasz może Gustawa? - Mistrz podszedł bliżej i oparł się o blat.
- Trudno go zapomnieć. - powiedział z nieco wyraźniejszą niechęcią w głosie niż zamierzał, za co od razu oberwał łyżką. Nie mógł jej jednak ukryć. Tamta misja eskortowania tego irytującego kupca aż pod granicę z Tiedalem była chyba najgorszą jaką w życiu dostał. Nie była to bynajmniej trudna misja ani niebezpieczna. Ale Rawen nie spotkał w życiu człowieka tak paranoicznego, przewrażliwionego na punkcie czystości. W skrócie niezmiernie irytującego.
- To się świetnie składa, bo dostaliśmy od niego zadanie dla ciebie. - Mistrz uśmiechnął się wesoło do chłopaka. Widocznie ta sytuacja sprawiała mu w jakimś stopniu przyjemność.
- Jeśli to kolejna zabawa w odprowadzanie za rączkę to podziękuję. Poślij z nim Aarona czy Blennena, oni z pewnością poradzą sobie lepiej niż ja.
- Nic z tych rzeczy Rawen, tym razem nie chodzi o eskortowanie Gustawa. - zapewnił szybko - W liście, który nam przysłał napisał, że chciałby abyś wystąpił jako jego reprezentant i kucharz na jesiennym festiwalu gotowania w Varnrigu.
Varnrig, mała mieścina na południu Tiedalu słynąca ze swojej kuchni i festiwalu na którym zbierają się kucharze z całego państwa. Niemal pewnym było, że pojawi się tam też i Terry. - Nie chciałbyś odwiedzić swoich rodzinnych stron?
- Niespecjalnie. - powiedział niezbyt pewnie. - W każdym razie, nie może to być ktoś inny?
- Pisał, żebyś koniecznie to był ty. Wspominał o tym przynajmniej trzydzieści razy. Ale naprawdę nie chcesz wziąć udziału tam? Poprawiło by to naszą reputację w tamtym regionie.
- Jakby to miało znaczenie. Gotować mogę równie dobrze tutaj. A ludzie którzy nas nie lubili, dalej nie będą za nami przepadać. Mój udział w festiwalu nic nie zmieni. - wyciągnął papierośnicę z kieszeni i powoli ruszył do wyjścia na zewnątrz - Poza tym on jest niezmiernie irytujący. - i znów poczuł uderzenie w ramię. Irina, która niby krzątała się w kuchni i nie zwracała większej uwagi na dwójkę mężczyzn, zareagowała natychmiast.
- Pewnie nagrodą też cię nie skuszę, prawda? - w odpowiedzi dostał twierdzące mruknięcie - A gdybym namówił jedną z dziewczyn, żeby towarzyszyła ci na misji, to zgodziłbyś się pojechać? - idealny argument skierowany do odpowiedniego człowieka. Blondyn zatrzymał się od razu. Kucharka słysząc tę propozycję przewróciła oczami.
- Moją boginię. Namów moją boginię. - widząc pytanie malujące się na twarzy Cervana dodał pospiesznie - Po prostu przekonaj Narcissę Mistrzu. - po czym wyszedł nie wierząc w swoje szczęście. Towarzystwo Cyzi samo w sobie było nagrodą większą niż jakakolwiek suma czy zaszczyt jaki mógłby zaproponować człowiek. Nagle to zadanie przestało wydawać się mu takie złe. A wszystko to przez szansę spędzenia choć odrobiny czasu z tą niewysoką kobietą jak ze snów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz