niedziela, 1 grudnia 2019

Od Madeleine cd Cahira

Sytuacja właśnie odgrywająca się na korytarzu początkowo nudziła dziewczynę. Czekała tylko niecierpliwie na moment jak chłopak się przymknie, pójdzie sobie i zostawi ją w świętym spokoju. Jednak stała się pewna rzecz, która całkiem zmieniła jej nastawienie. Cahir próbował jej rozkazywać. To było coś niewybaczalnego. Jak on tak śmiał. Nienawidziła, gdy ktoś chciał rządzić nią, narzucać swoją wolę. Działało to na nią jak płachta na byka. Momentalnie dało się usłyszeć świst powietrza, spowodowany lecącym sztyletem. Brakowało zaledwie milimetrów, aby mężczyzna został ranny, a może i pozostał z blizną na policzku. W sumie ta wizja dość kusiła Madeleine, ale postanowiła na razie tak nie szaleć. Na twarzy szpiega idealnie było widać, to jak bardzo zszokowany był, tym co się wydarzyło. Różowowłosa nie zwracając na to większej uwagi, odłożyła ostrożnie sztylety i powolnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi naprzeciwko.
- Wiesz... W sumie to jesteś dość głupi. Chyba kompletnie nie zdajesz sobie sprawy, z kim próbujesz zadzierać, kim jestem — całkiem spokojnie mówiła, stojąc tyłem do chłopaka i wyjmując wbite ostrza z przedmiotu — Jednak nie martw się. Uświadomię ci to. Madeleine Louise Mae Zabini. Już nie licząc tego, że jestem z wyżej urodzonej rodziny, to naprawdę nie wierzę, że nie słyszałeś plotek o mnie. Przecież jakbym tylko chciała, to już byś tu leżał martwy lub chociażby ranny. Więc ciesz się, że tak się nie stało — gdy tylko zebrała wszystko, szybko odwróciła się przodem, a jej głos przybrał dość surowy ton. — Zapamiętaj sobie jedno. Nigdy, ale to nigdy nie próbuj mi rozkazywać, bo gorzko tego pożałujesz.
Madeleine z ponurą miną skierowała się do swego pokoju. Już miała zamknąć drzwi, gdy do jej głowy wpadła pewna myśl, zatrzymując ją w miejscu.
- A to niech będzie dla ciebie nauczką — warknęła, a na ustach Cahira momentalnie znalazła się pajęczyna, którą wystrzeliła dziewczyna. Zaraz po tym dało się usłyszeć tylko huk gwałtownie za trzaskanych drzwi od jej pokoju.

~***~

Skrytobójczyni leżała na łóżku. Ręce miała splecione za głową, a nogi skrzyżowane w kostkach. Nadal jej się nudziło. Chociaż w sumie to po jej głowie cały czas krążyły myśli na temat sytuacji, która się wydarzyła. Minęło od niej zaledwie kilka godzin... Kompletnie nie mogła uwierzyć w to, że ten szpieg nie zorientował się, kim była... Albo po prostu odważył się z nią zadrzeć. Niezwykle bawiło ją to wszystko. Zaśmiała się pod nosem, przypominając sobie to. Naiwny. Mimo wszystko miała nadzieję, że jej ostrzeżenie podziała i Cahir odczepi się od niej na dobre. Nie potrzebowała takich osób w swym otoczeniu. Już wystarczająco irytujące będzie to, że znajdowali się w jednej organizacji, a ich pokoje znajdowały się naprzeciwko siebie. Pewnie teraz będzie jeszcze bardziej kusiło ją to aby sztylet "wymsknął" jej się z ręki i zmienił swój kierunek. Tak... To byłby całkiem przyjemny widok, jakaś taka, chociaż mała ranka na tej wkurzającej twarzyczce.
- Jak myślisz Fenrir, gdzie lepiej wyglądałaby blizna u tego typa? Na policzku? Na nosie? A może by tak przy okazji zniszczyć troszkę łachmanów i zrobić ją na przykład na ręce? Co sądzisz o tym wszystkim? — zwróciła się do węża, znajdującego się obok niej.
Ten tylko spojrzał na nią i syknął krótko.
- Szkoda, że rozumiem tylko pająki. Jakbym tylko wiedziała, co mówisz... Nasze życie byłoby wtedy o wiele razy łatwiejsze — westchnęła i pogłaskała delikatnie zwierzę wierzchem dłoni.
Pukanie do drzwi przerwało rozmyślania Louise. Na początku chciała je zignorować. Naprawdę. Lecz gdy nie ustało, zirytowała się i zdecydowała sprawdzić, o co chodziło. Niechętnie wstała i podeszła do nich. Otworzyła drewnianą powłokę i spojrzała na osoby stojące przed nią. Mogła się tego spodziewać. To było do przewidzenia, że szpieg może tak szybko nie odpuścić. To właśnie on i Mistrz ukazali się jej oczom.
- O, jak niespodziewana, ale i miła wizyta. Witam serdecznie Mistrza w moich skromnych progach. Mam nadzieję, że miał Mistrz dobry dzień. Co Mistrza tu sprowadza? — zapytała ze sztucznym uśmiechem igrającym na jej ustach.
Dopiero wtedy przyjrzała się osobnikowi będącemu powodem jej "problemów".
- Cahir, mój drogi przyjacielu. Widzę, że już wszystko u ciebie w porządku. Sprawnie poradziłeś sobie z moim małym psikusem. Nawet żadnych ran się nie nabawiłeś. Mam nadzieję, że medycy nie męczyli się z tobą za długo — rzuciła w stronę mężczyzny.

<Cahir?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz