wtorek, 23 lipca 2019

Hic sunt leones

Cahir O'Harrow
Marche,
przyznam, że Twój list zaskoczył mnie trochę. Z wielu powodów. Mimo to cieszę się, że piszesz. Lubię otrzymywać listy, od starych znajomych szczególnie. Jak się zapewne domyślasz, nie dostaję ich wiele.
Pytasz, co u mnie? W porządku, dziękuję. W Tirie mieszkam już od dwóch lat z hakiem. Należę tu do pewnej organizacji, na temat której rozwodzić się nie będę. Nie chcę Cię nudzić, naturalnie. W organizacji owej wiedzie mi się nieźle, choć wiodłoby na pewno lepiej, gdybym nie miał słabości do kart i lekkiej ręki do pieniędzy. Nie narzekam mimo to; pobyt w Tirie służy mi i, nie owijając w bawełnę, zwyczajnie mi się opłaca. O wyjeździe nie myślę. Zawsze lubiłem żyć, jeżeli nie ponad stan, to przynajmniej wygodnie.
Czym się teraz zajmuję? Niczym szczególnym. Wykonuję zlecane mi zadania, odpoczywam, myślę, liżę stare rany. Spędzam tu czas spokojnie, skupiony na własnych sprawach, dbając, by pozostawać ze wszystkimi w zgodzie, pilnując, by nie wdawać się w zbyteczne spory, na które nie mam ani energii, ani ochoty. Do każdego odnoszę się uprzejmie, bo grzeczność ta niewiele dla mnie znaczy, a jeszcze mniej kosztuje. Wrogów tu nie mam, a przynajmniej nie na tyle poważnych, by warto było o nich wspominać. Zawarłem tu za to, wyobraź sobie, kilka interesujących znajomości oraz wszedłem w posiadanie, zdziwisz się, gdy usłyszysz, paru przyjaciół. W bliższych stosunkach pozostaję tu na przykład z pewnym hrabią. Jest to człowiek zamożny, dobrze sytuowany, a ponadto oczytany, bystry i cokolwiek wygadany. Jego towarzystwo, mówiąc wprost, dostarcza mi rozrywki. I nie martw się, Marche, traktuje mnie dobrze, jak równego sobie. Honoru może i nie mam, ale dumę: owszem. Nie pozwoliłbym, by lekceważono mnie ze względu na mój status społeczny czy luki w wykształceniu. 
Aha. I nie przejmuj się mną, nie troszcz się o mnie przesadnie, nic mi nie zagraża. Organizacja, o której wspomniałem, nie działa wbrew prawu. Ostatnio jestem, imaginuj sobie, grzecznym chłopcem. Skończyłem z przeszłością i odciąłem się od przestępczego półświatka, a przynajmniej lubię myśleć, że tak jest. Staram się żyć uczciwie. Staram się. Słowo klucz. Złoto nadal świeci mi w oczach, a przed sporadycznym naciąganiem wspomnianego hrabiego na drobne kwoty, jak się okazuje, nie mam oporów. Może w istocie nie zmieniłem się tak bardzo, jak mi się wydaje; może by się zmienić, potrzeba czegoś więcej, niż postanowienia poprawy. Jak uważasz?
Pytasz o Ksandra? Nie pytaj. Nic o nim nie wiem. Ostatni list od niego otrzymałem przeszło rok temu. Pisuję do niego kiedy niekiedy. Na różne adresy. Z różnych przyczyn. Może któryś list do niego dotrze, a jeżeli wszystkie docierają, może na któryś raczy odpowiedzieć.
Czy zamierzam w najbliższym czasie pokazywać się w Ovenore? Nie, Marche. Nie chcę słyszeć o tym miejscu, nie chcę go oglądać. Im dalej od niego, tym jestem zdrowszy. Ostatnimi czasy wspominam je coraz rzadziej. Może zaczynam stawać na nogi; może to zasługa tej wsi i jej mieszkańców. Tutejsze sprawy zajmują mnie, mam tu co robić. Pracuję sporo, rozmawiam z ludźmi, jeżdżę po okolicy. Nie mam czasu żyć przeszłością, gdy pochłania mnie teraźniejszość. Ty także lepiej trzymaj się z daleka od Ovenore. Dobrze Ci radzę. 
Wiesz, Marche, dzisiejszy dzień ma w sobie coś, co napawa mnie niepokojem. Daruj wynurzenie, ale jesteś jedyną osobą, której mogę o tym powiedzieć. Znów mamy jesień. Spoglądam przez okno, widzę opadające liście i czuję, że ogarnia mnie uczucie przykrej melancholii. Mam wrażenie, że najważniejsze w moim życiu wydarzenia zawsze rozgrywały się jesienią. Zawsze, gdy dnie stają się krótsze, a noce bardziej czarne, wracają do mnie wspomnienia o Ovenore. 
Ovenore.
Nie wiem, czy zrozumiesz, ale kocham to miasto, nienawidząc go jednocześnie. Oczywiście, podoba mi się w Tirie, czuję się tu coraz lepiej, w pewien sposób przywykłem do tego miejsca, ale... Jeżeli Ksander sobie tego zażyczy, jeżeli w końcu się odezwie... Wrócę do stolicy, Marche. I nie obejrzę się za siebie. Nie zrozum mnie źle, w Tirie mi dobrze, naprawdę. Spotkałem tu wielu życzliwych ludzi. I jestem tu spokojny. Ale nie szczęśliwy. Uważam poza tym, że dobre historie to te, które kończą się tam, gdzie się zaczęły. Nasza historia jest wcale niezła, czyż nie? A przynajmniej byłaby na pewno, gdyby opowiedział ją Ksander. Ale wtedy nikt by w nią nie uwierzył.
Kończę, Marche. Obowiązki wzywają, a kot coraz dosadniej domaga się uwagi. Tak, mam kota. Uwierzysz? Prezent od hrabiego. To naprawdę porządny człowiek, chyba powinienem zacząć postępować z nim grzeczniej. Tak czy inaczej: jeżeli mogę coś dla Ciebie zrobić, powiedz. Zawsze pomagam starym przyjaciołom. Ale nie przeceniaj mnie i nie proś o nic, co mogłoby narazić mnie w jakikolwiek sposób. Nie szukam kłopotów, nie potrzebuję wrażeń, miałem ich w życiu zbyt wiele. Starzeję się, niewykluczone. A może to aura Tirie tak na mnie działa. Tirie... Dużo myślę o tym miejscu, o wszystkim, co się tu do tej pory wydarzyło. Być może pewnego dnia stanie się dla mnie choćby namiastką tego, czym było kiedyś Ovenore. Może. Jeżeli Ksander o mnie zapomniał.
Bywaj zdrowa, pisz kiedy chcesz i o czym chcesz. Twoje listy sprawiają mi przyjemność. Jeżeli los rzuci cię kiedyś w te strony, daj mi znać. Spotkamy się, napijemy wina, porozmawiamy o dawnych czasach.
Liczę, że zobaczymy się niebawem,
C. O'Harrow, Drozd.
Mężczyzna I Dwadzieścia sześć I Trzynasty marca I Tiedal, Ovenore
Szuler I Szpicel I Cwaniak I Hrabia i Pan na Castello Stellato in spe

Cześć ♥
Wyrażam zgodę na sterowanie Cahirem bez konsultacji ze mną, proszę tylko trzymać się charakteru. W razie problemów zapraszam na pw c: 
Tytuł: łacińska sentencja, która zapadła mi w pamięć podczas lektury Umberto Eco, imię – Andrzej Sapkowski, Saga o wiedźminie, autor arta: CrystalCurtisArt
Specjalnie podziękowania dla Sangu, kodowej czarodziejki. Jeżeli to czytasz, wiedz, że jesteś przezdolna ♥
Wybacz żart w nagłówku, Chaos, nie mogłam się powstrzymać XD ♥
24. 03. 21 – pierwsza i ostatnia aktualizacja formularza Cahira od opublikowania go w 2019 roku. Radujcie się, towarzyszu O'Harrow, w końcu się doczekaliście
Kontakt: howrse: Rys; discord: Rys#4311
Zapraszam do wątków ;3 



6 komentarzy:

  1. Sorelia znała kanały jak własną kieszeń i świetnie radziła sobie w podziemiach mając za jedyne towarzystwo szczury i pająki. Może właśnie, dlatego że spośród ludzi żyjących była tu najczęściej sama i omijała ją konieczność wyboru roli, którą zagra tym razem. Szła, więc naprzód krokiem pewnym wręcz tanecznym podśpiewując sobie nawet od czasu do czasu cichutko, choć dźwięki powtórzone przez echo niosły się daleko zdradzając jej obecność. Było w tym nieco perfidii, jako że stanowiło to najpewniejszy sposób by przepłoszyć wszystkich, którzy przypadkiem mogli się znaleźć na jej drodze. Im bliżej jednak centrum miasta tym ciszej starała się zachowywać. Ludzie na tym terenie wykazywali wbrew pozorom znacznie mniejsze obycie towarzyskie i potrafili zaatakować niczego niespodziewającego się przechodnia. W przeciwieństwie do tych ludzi na obrzeżach ci tutaj mieli swoje kryjówki pełne łupów, których gotowi byli zaciekle bronić. Nie zamierzała narażać się w ten sposób. Podwyższony stan czujności nie ocalił ją tym razem przed nagłym atakiem. Chciała sięgnąć po swój sztylet, ale ten wypadł jej z rąk z cichym brzękiem uderzając o podłogę. Przeciwnik na pewno nie był tak niezdarny, bo cały czas trzymał ostrze przy jej szyi.
    - Wypuść mnie proszę, nikomu nie powiem
    Nie odpowiedział, więc spróbowała jeszcze raz tym razem zgodnie z zasadą jak nie prośbą, to groźbą.
    - Jeśli coś mi się stanie będą mnie szukać, jestem Sorelia Acantus, i bądź pewien, że potrafię zostawić takie ślady, że natychmiast wskażą na ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powietrze w korytarzu było stęchłe, lepkie, trącące wilgocią i pleśnią. Metalowe obicia szkatułki nieprzyjemnie kąsały zimnem nagie dłonie, gdy starał się umieścić ją w szparze w ścianie. Dziura znajdowała się wysoko, musiał stawać na palcach, by jej sięgnąć, była także wąska i wiele wysiłku kosztowało go, by wepchnąć w nią drewniane pudełko. Gdy mu się to udało, zakamuflował wyrwę: wkrótce stała się ona całkowicie niewidoczna, niedostrzegalna, spójna wyglądem z resztą ściany.
      Gdy uznał, że jego łup jest bezpieczny, ruszył w drogę powrotną. Cieszyła go myśl, że ponownie udało mu się ukryć w kanałach kosztowności, które z pewnych powodów nie mogły być przechowywane nigdzie indziej. Posiadał wiele skrytek, raz na jakiś czas zaglądał do każdej, kontrolując ich zawartość, sprawdzając, czy nic nie zginęło. Niestety, największa skrytka Cahira była już pełna, reszta znajdowała się daleko, a on spieszył się, nie chciał błąkać po labiryntach korytarzy zbyt długo. Na razie dziura w ścianie musiała szkatułce wystarczyć.
      Nagle przystanął, zamarł w pół kroku. Cofnął się miękko, na ugiętych kolanach, bezszelestnie skrył w cieniu. Słyszał melodię, ktoś podśpiewywał pod nosem. Piosenka była niewyraźna, zwielokrotniona przez echo, rozmyta, dudniąca, jakby śpiewało na raz kilka głosów. Potem usłyszał kroki. Osoba, która się zbliżała, szła szybko, dziarsko, rytmicznie.
      Cahir zastygł w bezruchu, przytulił się do ściany, wstrzymał oddech, powstrzymał nawet najbardziej nikły szept myśli. Czekał. Kroki zbliżały się, piosenka stawała się bardziej wyraźna, wkrótce zaczął rozróżniać słowa. Zamknął oczy. Głos był łagodny, miły, dziewczęcy. Wielka szkoda, pomyślał, wysuwając kord z pochwy. Ale nie mam wyboru.
      Postać minęła go, nie dostrzegła w mroku. Cahir był szybki. Skradając się cicho jak cień, zaszedł dziewczynę od tyłu, unieruchomił ją szybkim, pewnym ruchem. Nieznajomej w ostatniej chwili udało się dobyć sztyletu, ale ten omsknął jej się, upadł na podłogę, błysnął blado.
      Cahir przystawił dziewczynie ostrze do gardła.
      – Wypuść mnie proszę, nikomu nie powiem – zapewniła cicho.
      Cahir milczał.
      – Jeśli coś mi się stanie, będą mnie szukać, jestem Sorelia Acantus, i bądź pewien, że potrafię zostawić takie ślady, że natychmiast wskażą na ciebie.
      Cahir zawahał się. Soreila. To imię brzmiało znajomo. Był pewien, że już kiedyś obiło mu się o uszy. Nie... Nie kiedyś, całkiem niedawno, w przeciągu kilku dni. Sorelia, Sorelia...
      Przypomniał sobie. I puścił dziewczynę wolno.
      – Należysz do Kissan Viikset – stwierdził, nie zapytał. Schował kord, westchnął. – Masz wielkie szczęście, że mam dobrą pamięć do imion.
      Dziewczyna przyjrzała mu się, z lekkością schyliła po sztylet. Cahir dostrzegł, że ruch ten nie był przepełniony lękiem, bardziej chęcią odzyskania utraconego przedmiotu.
      – Skąd wiesz, gdzie należę?
      – Należę tam, gdzie ty.
      Otaksowała go wzrokiem, nieufnie cofnęła się o krok.
      – Wykluczone. Nigdy nie wiedziałam cię w gildii.
      – Nie mogłaś. Dołączyłem niedawno. Jestem Cahir O'Harrow, szpieg – oznajmił cicho, aksamitnym głosem. – I, szczerze mówiąc, zastanawia mnie, dlaczego szwendasz się po kanałach. Tu nie jest bezpiecznie.

      Usuń
  2. Krabat nie raz określał siebie, jako cerbera strzegącego obrębu gildii i w istocie zdarzało mu się pełnić nie raz tą rolę, niezbyt udanie, ale z wielkim zaangażowaniem. Tym razem okazja nadeszła od strony lasu, krokiem dość żwawym i zdecydowanym w stroju skromnym, acz nienagannym, co natychmiast wzbudziło u ogrodnika pewną podejrzliwość. Mężczyzna nie wyróżniał się niczym jakby stanowił zupełnie naturalny element otoczenia. Nie jednak dla Krabata, który w związku z pracami w polu nie miał nawet czasu na swoje tradycyjne dawki codziennych narzekań, bo co to za frajda opowiadać o niesprawiedliwościach losu, kiedy nikt nie zamierza cię słuchać. Zmrużył oczy i oparłszy się o trzonek łopaty spokojnie stał i czekał, a kiedy intruz zbliżył się na tyle by mógł go słyszeć wypalił swe tradycyjnie uprzejme powitanie, które chował na specjalne okazje, dla wszystkich, którzy na ruszają jego spokój.
    - Gdzie lezie! Wzroku bogowie poskąpili czy rozumu, nie przez grządki.
    Nieznajomy niespecjalnie chyba przejęty ostrzeżeniem odstąpił kilka kroków by jego stopa nie tknęła nawet świeżo zruszonej ziemi.
    - Gdzie lezie – powtórzył niewzruszony rolnik – tutaj wstęp mają tylko członkowie gildii i jakem Krabat, istoty z tak podejrzaną fizjonomią nie przepuszczę. Szanowny pan wybaczy ale zbyt normalnie wygląda jak na to towarzystwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spieszył się. Chciał jak najprędzej dostać się do gildii, wybrał więc drogę na skróty, przez pola. Gdy tylko wyszedł z lasu, wkroczył na ciemną, świeżo spulchnioną ziemię. Choć jego buty zaczęły lekko się w niej zapadać, nie zwolnił tempa, krok wciąż miał żwawy, zdecydowany, sprężysty. Starał się poruszać cicho i niepostrzeżenie, choć zdawał sobie sprawę, że na otwartej przestrzeni jest widoczny jak na dłoni i stanowi idealny cel. Tym razem nie miał jednak wyboru, musiał zaryzykować, jeżeli chciał w porę przekazać Cervanowi niezmiernie ważne informacje, które dopiero co udało mu się przechwycić.
      Nagle poczuł na sobie czyjś wzrok. Przebiegł oczami po polach. Zauważył przed sobą mężczyznę dość wysokiego i postawnego, posiadającego ostre, wyraziste rysy twarzy. Jego ubrania zdobiły ślady ziemi i kurzu, buty miał mocne, porządne, idealne do pracy na roli. Oparłszy się o łopatę, śledził Cahira spojrzeniem zmrużonych oczu.
      Szpieg zignorował go. Uznał, że mężczyzna jest tutejszym rolnikiem i nie stanowi zagrożenia, nawet jeśli jego wyraz twarzy nie budził miłych skojarzeń. Cahir zdecydował, że zwyczajnie przejdzie obok niego, uda, iż go nie widzi.
      - Gdzie lezie! - krzyknął rolnik, gdy tylko Cahir zbliżył się na tyle, by móc go usłyszeć. - Wzroku bogowie poskąpili czy rozumu, nie przez grządki.
      Szpieg wzdrygnął się mimowolnie. Głos mężczyzny był donośny, mocny, lekko zrzędliwy, przerywający ciszę brutalnie, ostro. Cahir cofnął się, zszedł z zaoranej ziemi, stanął na miedzy.
      - Gdzie lezie – powtórzył mężczyzna powoli, wyraźnie – tutaj wstęp mają tylko członkowie gildii i jakem Krabat, istoty z tak podejrzaną fizjonomią nie przepuszczę. Szanowny pan wybaczy ale zbyt normalnie wygląda jak na to towarzystwo.
      - Zaszła pomyłka - wyjaśnił uprzejmie, choć w nieco chłodny sposób. Jego twarz sprawiała wrażenie wypranej z emocji, pozbawionej wyrazu. - Należę do gildii. Dołączyłem wczoraj, naturalnie, możesz mnie nie kojarzyć... Nazywam się Cahir. Szpieg. Jestem w posiadaniu kilku cennych wiadomości, które chciałbym jak najszybciej przekazać Cervanovi. Może jednak zdecydujesz się mnie przepuścić?
      Ton Cahira był zdecydowany, a w jego oczach, uważnie wpatrzonych w rozmówcę, cicho lśniła stal.

      Usuń
  3. Usłyszawszy o przybyciu nowego członka Philis nie mogła wprost doczekać się, kiedy rzuci mu wyzwanie. Słynęła z tego, że nawet mysz nie mogła prześlizgnąć się obok niej, nie tyle niezauważona, co nieusłyszana, a owy mężczyzna posiadał ponoć wybitny talent do bezszelestnego poruszania. Nie była na tyle perfidna by sama zaproponować mu pojedynek, ale była pewna, że znajdzie się ktoś w tej wesołej gromadce, kto podpuści go równie skutecznie, a może nawet lepiej niżby udało się to jej samej. Tego dnia postanowiła spędzić nieco czasu ze swoimi podopiecznym przeglądając tą stertę papierów, która piętrzyła się przy jej biurku od kilku tygodni jedynie cudem uchodząc srogiemu wejrzeniu Elry. Usiadła wygodnie w swoim wiklinowym fotelu zarzuciła nogi na blat i zmrużyła oczy. Nie wiele brakowało, by raz na zawsze straciła swoją reputację. Zerwała się i podbiegła do drzwi.
    - Hola, hola, nie sądziłam, że naprawdę jesteś w tym tak dobry. Jestem Philomela, ale to już ci pewnie powiedzieli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niepostrzeżenie przemknął przez Salę Spotkań, skierował się w stronę stajni, minął boksy ustawione w dwóch równych, naprzeciwległych szeregach. Znalazł się przed izbą sokolników, zbliżył się, pchnął drzwi uważnie, ostrożnie, bacząc, by zawiasy nie skrzypnęły i nie zdradziły jego obecności. Gdy między drzwiami a framugą ukazała się niewielka szpara, Cahir prześlizgnął się przez nią jak duch, nie wydając najmniejszego szmeru.
      Rozejrzał się, zwrócił uwagę na biurko, na którym piętrzyły się sterty niedbale ułożonych papierów. Za nimi chowała się drobna jasnowłosa dziewczyna, Cahir widział jedynie fragment jej twarzy i spoczywające na blacie lekkie buciki. Chciał podejść, przywitać się, wyjaśnić, co go sprowadza, lecz w tej samej chwili bursztynowe oko dziewczyny strzeliło na niego, a cała jej sylwetka poderwała się do góry.
      - Hola, hola, nie sądziłam, że naprawdę jesteś w tym tak dobry. Jestem Philomela, ale to już ci pewnie powiedzieli.
      Cahir uniósł lekko kącik ust, pochylił się w oszczędnym ukłonie.
      - Powiedzieli - zapewnił. - Nazywam się Cahir. Ale zapewne ty też już to wiesz.
      Philomela delikatnie wyszczerzyła ząbki.
      - Wiem, wiem, oczywiście, że wiem. Wieści szybko się tu rozchodzą. Nie wszystkie są prawdziwe... - uznała - ale co do twojego talentu nie kłamały.
      Skorzystał z okazji, by uważniej przyjrzeć się dziewczynie. Posiadała smukłą sylwetkę, niewielkie oczy, a jej ramię przecinał ciasny, płowy warkocz. Ubrana była z grubsza po męsku: nosiła dość wysokie buty, dopasowane spodnie i przydługą bluzkę. Jedynym dziewczęcym akcentem w jej ubiorze był bladoczerwony kwiat, wpięty we włosy.
      - Dziękuję. Miło mi to słyszeć. - Cahir uśmiechnął lekko, miękko, lecz po chwili zmieszał się ledwie dostrzegalnie. - Mam do ciebie pewną sprawę... Szukam mapy Ovenore. Dokładnej i aktualnej. Elra powiedziała mi, że w bibliotece nie ma jej na stanie, ale powinna znaleźć się u ciebie.

      Usuń