sobota, 31 marca 2018

Od Xaviera cd. Philomeli

— Zaprawdę, nie ma takiej potrzeby, aby kłopotać Eglantynkę. — odparł chłopak, ostrożnie zerkając w stronę wspomnianego ptaka, który odwzajemnił gest. Wprawdzie ich spojrzenia spotkały się na przysłowiowy ułamek sekundy, to jednak Xavier poczuł, jak niemiły dreszcz spełza mu po plecach. Z całą pewnością wolał nie sprawdzać, czy ta groźba była tylko żartem, czy całkiem realnym zobowiązaniem.
Może stara się to ukryć i zbytnio po sobie tego nie pokazywać, ale w rzeczywistości chłopak nie należy do największych miłośników drapieżnych ptaków. Z jakiegoś powodu, od zawsze czuł się przy nich niepewnie. Strachem tego nie można nazwać, może najwyżej dużym uprzedzeniem, zwłaszcza do tych pazurów, które szczerze woli nie poczuć na swojej twarzy. Dlatego też, gdy dowiedział się, że do Gildii dołączyła osoba znająca się na tych zwierzętach, nieco odetchnął z ulgą.
Jednakże z faktu, że duma jego większa nawet od tego nastroszonego ptaszydła, to białowłosy nie zamierzał się odnosić w żaden sposób ze swoimi słabościami. Wciąż zachowując zimną krew i będąc uzbrojony, a jakże, w lekki uśmieszek, dodał jeszcze: — Obiecuje, że moja sprawa dostarczy nam obojgu nieco więcej frajdy, niż jakieś tam wojaże w poszukiwaniu cukru.
 — Zatem? — zapytała, jakby z nadzieją, że może uda się jej wyciągnąć coś więcej od białowłosego. Ten jednak pokręcił przecząco głową, upierając się na swoim.
— Obiecała mi panienka potowarzyszyć we wspólnej sali. Nie sądzę, żebym zdołał cokolwiek więcej powiedzieć, póki dobry napitek nie rozwiąże mi języka.
Mógłby przysiąść, że dojrzał, jak kobieta przewraca oczami, słysząc jego odpowiedź. Nie ukrywając, nieco rozbawiło go to. Filuternym gestem ustąpił jej z drogi, przepuszczając w drzwiach, Następnie razem udali się w stronę sali spotkań, gdzie to miał wyjaśnić, w jakiej to sprawie do niej przyszedł. Chłopak specjalnie uparł się na to miejsce, wychodząc z założenia, że są takie sprawy, gdzie należy się napić czegoś mocniejszego, aby być w stanie umiejętnie dobrać słowa. Tutaj potrzeba podwójna, bo bard musi przekonać nie tylko Philomelie, ale i w pewnym sensie siebie.
Cała ta sytuacja ma swoje początki w pewnym spotkaniu, które odbyło się dwa dni temu, gdy on i mistrz wpadli na siebie "całkiem przypadkiem" w głównej sali. Jak to oni, całe te niezwykłe zrządzenie losu postanowili uczcić jednym czy tam pięcioma kieliszeczkami czegoś mocniejszego. To właśnie po paru takich toastach, Cervan zaczął opowiadać bardowi historię pewnego, dość osobliwego artefaktu, którego mężczyzna miał poszukiwać od lat. Owym niesamowitym przedmiotem miał być flet o dość niezwykłej cesze. (A jakiej dokładnie, to chłopak już niestety nie pamięta, bo całą jego uwagę skradła informacja, jakoby instrument wykonany był z czystego złota). Mistrz przypomniał sobie o upragnionym przedmiocie, gdyż dotarła do niego wieść, że ma on zostać sprzedany na licytacji, tu w Nalaesii. Jednak całym problemem okazał się fakt, że nie jest to zbytnio legalna transakcja, aby mistrz mógł w niej ot, tak wziąć udział. I właśnie w tym momencie do monologu mężczyzny wtrącił się Xavier, który w swym stanie upojenia postanowił, przejął się tym problem. Jakaś część jego mózgu, najwidoczniej ta wyprana z logiki, nakazała mu uznać to za sprawę niewiarygodnej wagi. Tak białowłosego to poruszyło, że nie patrząc na nic, zaoferował swoją pomoc. Nawet przysiągł na własną lutnię, że zdobędzie dla niego ten przedmiot. Mistrzowi najwidoczniej spodobał się zapał chłopaka, bo bard nazajutrz obudził się nie tylko z paskudnym bólem głowy, ale i zmiętolonym pozwoleniem na wyruszenie w misje.
Gdy zdrowy umysł wrócił do niego, w pierwszym odruchu chciał świstek wyrzucić, jako owoc pijackich uniesień. Jednak im dłużej się nad tym zastawiał, tym więcej sensu dostrzegał. Może, jednak coś z tego wyjdzie, ba, nawet uda się zarobić. Tylko wystąpił jeden, duży problem...
— Jak widzisz, sam nie dam sobie rady. Z całą pewnością nie jest to robota dla jednej osoby, ale dwie powinny już coś zdziałać. — zakończył swój wywód, uśmiechając się lekko. Starał się przekazać kobiecie problem w jak najbardziej zachęcający sposób z nadzieją, że zgodzi się mu towarzyszyć. Oczywiście pominął fakt, w jaki sposób dowiedział się o sprawie czy dostał pozwolenie, skracając to do krótkiego "od mistrza." 
Tę część prawdy wolał zachować dla siebie.


 Philomelia? Wybacz ten mój dość nędzny start. ;w;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz