Noctis Flare tuż przed zapadnięciem
zmroku wsparty o chropowatą korę drzewa spoglądał na zmęczone
niebo, zachwycając się delikatnymi, pastelowymi odcieniami różu,
czerwieni i pomarańczy muskającymi wyblakły błękit. Słońce
gasnąc z wolna, spoglądało jeszcze ostatkiem sił na usypiający
świat, posyłając swój ostatni blask zza linii horyzontu. Wydawać
by się mogło, że cały świat gwałtownie zwolnił swój szaleńczy
bieg, aby wreszcie móc odpocząć. Młody mężczyzna po całym dniu
uganiania się za demonami potrzebował właśnie tej krótkiej
chwili wytchnienia, by móc odetchnąć głęboko i uspokoić
rozbiegane myśli, które do tej pory odbijały się nieznośnym
echem w jego głowie. I w pewnym momencie, ku ironii, złapał się
nawet na rozmyślaniu o tym, że przez ostatnie misje i kompletny
brak czasu nie znalazł nawet paru minut, aby wstąpić do karczmy na
kufel piwa z Xavierem. Ewentualnie jakieś dziesięć kuflów w
porywach do „idźmy do następnej karczmy”.
Noctis
westchnął cicho pod nosem, lecz po jego ustach przewinął się
ledwo widoczny, zbłąkany uśmieszek. Teraz miał już wystarczającą
ilość pieniędzy, aby móc przetrwonić je na alkoholowe trunki,
ale żeby nie wyszło na to, że jest samolubnym „alkoholikiem”
nie przetrwoni ich sam, a z Delaney'em przy najbliższej okazji.
Kiedy horyzont całkowicie pożarł słońce, pozostawiając na
niebie jedynie delikatną, pomarańczową poświatę, młody
mężczyzna rzucił ostatnie spojrzenie na ciemniejący nieboskłon,
po czym ruszył wolnym krokiem w stronę swojej kwatery. Dla niego
wieczór jak i noc zapowiadały się spokojnie, bez jakichkolwiek
zbędnych niespodzianek – a przynajmniej taką miał nadzieję,
ponieważ powoli zaczynał czuć ogarniające go zmęczenie, które
owijało jego ciało niewidzialnymi mackami i ciągnęło w stronę
łóżka. Mężczyzna ziewnął niekontrolowanie i przeczesał
długimi palcami rozmierzwione kosmyki włosów, wprowadzając je w
jeszcze większy nieład. Kiedy znalazł się już na korytarzu,
instynktownie wręcz podążył w kierunku drzwi prowadzących do
swojej kwatery, a znalazłszy się w środku zamknął za sobą
wejście do pokoju i całym ciężarem ciała rzucił się na łóżko.
Czując pod sobą miękką fakturę materaca, a pod policzkiem
puszystą poduszkę, nie mógł już dłużej walczyć z sennością,
która pojawiła się dosłownie w okamgnieniu i wsypała pod powieki
Flare'a drażniące drobinki piasku. Mężczyzna nawet nie
zorientował się kiedy, a zapadł w sen […]
Przebudził
się w momencie, gdy blask księżyca rozpościerał swoją białą
poświatę na czarnym nieboskłonie i zaglądał przez okno jego
kwatery, rozlewając się mlecznym światłem na podłodze. Mrucząc
coś niezrozumiałego pod nosem wsparł się na łokciach,
rozglądając nieprzytomnie po pokoju. Kilka dobrych minut zajęło
mu zreflektowanie się, że wciąż znajduje się w swojej kwaterze,
a nie na innym kontynencie wśród cienistych zjaw, które męczyły
go w snach. Czując pewnego rodzaju wewnętrzny spokój, że jeszcze
nie umarł, poprawił opaskę na prawym oku, znów przeczesał
palcami włosy, po czym upewniając się, że w jego kieszeni
płaszcza nadal znajduje się papieros ruszył w stronę drzwi. Jakie
więc było jego ogromne zdziwienie, gdy po złapaniu za klamkę po
drugiej stronie ujrzał drobną, znajomą mu już postać.
- Nie
– przerwał jej, nie dając nawet dokończyć i wysłuchać do
końca tego, co ma do powiedzenia. Anielica zamilkła na moment,
stając w miejscu nieco zaskoczona, z otwartymi ustami gotowymi dalej
wyrzucać z siebie słowa, ale jej wahanie nie trwało dłużej niż
parę sekund, by w chwilę później niezrażona podążyła za
Noctisem.
- Ale dlaczego?
- Jestem zajęty.
- Czym? -
potrząsnęła lekko głową, marszcząc w konsternacji brwi.
-
Życiem. Wiesz jak bardzo trzeba się namęczyć, żeby przetrwać te
kolejne minuty? - zerknął na nią zza ramienia, odpalając
papierosa. - Udręka. Dziwie się sam sobie, że jeszcze nie
poszedłem po sznur.
Philomela, choć Noctis zachowywał
nadzwyczajną powagę wyjaśniając jej następnie powody dla których
mógłby już dawno umrzeć, tym razem wyczytała z tonu jego głosu,
ironii i ukrytego rozbawienia, że najzwyczajniej w świecie żartuje
sobie z niej. Westchnęła pod nosem i wywróciła delikatnie oczami.
- Pomożesz czy nie? - nieco zirytowania skrzyżowała ramiona na
piersiach, wwiercając w Noctisa spojrzenie przenikliwych tęczówek
o barwie stopionego bursztynu. Mężczyzna milczał przez moment
odwrócony do niej plecami, bez pośpiechu dopalając papierosa.
Dopiero po chwili wypuścił z ust ostatni kłębek tytoniowego dymu
i zgniótł peta butem. Z wolna odwrócił się do dziewczyny i
zbliżył do niej, ku jej zdziwieniu lustrując ją wzrokiem od stóp
do głów. Kiedy nieco zniesmaczona miała już spytać co tak
właściwie robi, ten wypalił nagle bezczelnie.
- Jak
przestaniesz się ubierać jak bezdomny. W pierwszej chwili wziąłem
cię za jakiegoś menela – zakończył swoje dodatkowe „pięć
groszy” i od razu zmienił temat, jakby nigdy nic. - To gdzie mamy
iść i kogo opętało?
Noctis wsunął dłonie do kieszeni i
posłał Phili żartobliwy uśmieszek. W duchu wiedział, że pójdzie
do piekła, ale nie mógł się powstrzymać. Lubił jej dokuczać.
<Phili? Przepraszam, ale Noctis to taki głupi cham>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz