Gdyby sytuacja wyglądałaby nieco inaczej, to usłyszawszy taką propozycje
Xavier, popukałby palcem w czoło, wcale nie powstrzymując się przed
zadaniem Noctisowi
kurtuazyjnego pytania o stan jego umysłu, jakby podejrzewając, że
krzywy ryj, to nie jedyna konsekwencja wypadnięcia z kołyski za dziecka.
Jednakże tego wieczoru, to nie logika była siłą decyzyjną, tylko rząd
pustych kufli walających się podejrzliwie blisko nich. Rozanielone
humory i stępione umysły sprzyjały przyswajaniu niektórych idei, które w
normalnych warunkach mogły się wypadać po prostu głupie. Jednak w
takich chwilach nie liczy się logika, a wizja zarobku czy innej sławy
nie miała nawet miejsca w podświadomości. Nie dla takich racji łapie się
pierwsze lepsze zadanie i gna się łeb na szyje, poprzez dziki bór w noc
ciemną i ponurą, mając w najgłębszym poważaniu mary, czy inne duchy tego
miejsca. Można pomyśleć, że ta dwójka wcale nie obawiała się tego, co
mogą tu czy tam, w tej rezydencji, zastać. Pędząc przez leśny trak,
dokazywali, rzucali żartami w ich stylu, a z wieczornym chłodem radzili
sobie, podając od ręki do ręki, podebraną z karczmy, butelkę o wiadomej
zawartości. Gdyby ich wtedy spytać o to ile wypili, bez wahania
odpowiedzieliby, że za mało, mogąc za swoje nietęgie umysły i stalowe
żołądki poświadczyć nawet życiem. Jednak jak było naprawdę, to już
kwestia naprawdę sporna, nad którą nie warto było się rozwodzić, bo jak
wiadomo — oni wiedzą lepiej.
Zanim dotarli na miejsce, minęło jednak nieco czasu. Wprawdzie karczmarz wyjaśnił im, jak powinni poruszać się po lesie, aby trafić do dworku, to jednak pomimo klarownych wskazówek nieco pogubili się po drodze. Zdarzyło im się przegapić zjazd czy przypadkiem zgubić bity trakt. Nie mówiąc już o sytuacjach, gdy nagle w jednym budził się duch przewodnika, który nakazał im nagle skręcić w losową drużkę, bo niby ta miała być tą właściwą. Trudno określić ile kółek zakręcili w taki sposób i ile razy przypadkowo omijali prawidłowy zjazd, to jednak pomimo wszelkich niegodziwości losu po jakimś czasie udało im się. Niewątpliwie pierwszą wskazówką, która przyczyniła się do stwierdzenia, że obrali dobry trakt, było to, że nagle stary bór ustąpił miejsca młodym chaszczom. Ptasia wiśnia, wraz z tarniną opanowały łany ziem, które najprawdopodobniej jeszcze parę lat temu były uprawianymi użytkami rolnymi. Dzisiaj jednak oprócz agresywnej krzewiny nic praktycznie tam nie rosło, aż cud, że ostał się trakt, którym właśnie podążali w stronę zarysowań posiadłości ledwo wyróżniających się na nocnym tle.
— To tutaj? — bard konspiracyjnie szepnął, zadając pytanie po tym, jak szybko opadał wzrokiem mur okalający posesje i widocznym za nim stary dwór. Cokolwiek tam było, raczej nie kwapiło się, aby wyjść i ich przywitać, bo okolica nagle zrobiła się dziwnie cicha. Aż za cicha w miewaniu Delaneya.
Zanim dotarli na miejsce, minęło jednak nieco czasu. Wprawdzie karczmarz wyjaśnił im, jak powinni poruszać się po lesie, aby trafić do dworku, to jednak pomimo klarownych wskazówek nieco pogubili się po drodze. Zdarzyło im się przegapić zjazd czy przypadkiem zgubić bity trakt. Nie mówiąc już o sytuacjach, gdy nagle w jednym budził się duch przewodnika, który nakazał im nagle skręcić w losową drużkę, bo niby ta miała być tą właściwą. Trudno określić ile kółek zakręcili w taki sposób i ile razy przypadkowo omijali prawidłowy zjazd, to jednak pomimo wszelkich niegodziwości losu po jakimś czasie udało im się. Niewątpliwie pierwszą wskazówką, która przyczyniła się do stwierdzenia, że obrali dobry trakt, było to, że nagle stary bór ustąpił miejsca młodym chaszczom. Ptasia wiśnia, wraz z tarniną opanowały łany ziem, które najprawdopodobniej jeszcze parę lat temu były uprawianymi użytkami rolnymi. Dzisiaj jednak oprócz agresywnej krzewiny nic praktycznie tam nie rosło, aż cud, że ostał się trakt, którym właśnie podążali w stronę zarysowań posiadłości ledwo wyróżniających się na nocnym tle.
— To tutaj? — bard konspiracyjnie szepnął, zadając pytanie po tym, jak szybko opadał wzrokiem mur okalający posesje i widocznym za nim stary dwór. Cokolwiek tam było, raczej nie kwapiło się, aby wyjść i ich przywitać, bo okolica nagle zrobiła się dziwnie cicha. Aż za cicha w miewaniu Delaneya.
Noctis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz