sobota, 3 listopada 2018

Od Krabata cd. Desideriusa

Pokiwał ze zrozumieniem głową i nawet zachwiał się delikatnie na stopach jak mag szepczący tajemną mantrę mającą mu przynieść szczęście i powodzenie w tym oraz przyszłym życiu, po czym oderwawszy na chwilę chropawe posiwiałe od pracy w ogrodzie opuszki palców od pięknie zdobionych tabliczek, przejechał dłonią po ogorzałej twarzy natrafiając na kilkudniowy zarost, do którego zgolenia jakoś zawsze brakowało mu czasu i chęci i westchnął głęboko. Unosząc brwi jakby w wyrazie głębokiego zamyślenia przyćmionego zmęczeniem jeszcze raz zerknął na szufladki, po czym znów na gospodarza owych włości jakby obracał w ustach pytanie, którego w pewnym towarzystwie nie wypada zadać, skąd rodzi się konieczność wybiegów i uników zupełnie nie odpowiednich dla jego stanu i jak mniemał rozumu. Istotnie mógł pytać o poszczególne litery ryzykując wzięcie za wścibskiego błazna, czy niedołęgę życiowego i być może nawet byłoby mu wszystko jedno jak zazwyczaj w tych razach, ale co do pytań o przeszłość, skąd u niego te zainteresowania, skąd braki w edukacji, nie był pewien czy tak łatwo zdoła się wyłgać. Wreszcie przetarł z roztargnieniem czoło i wzdychając po raz kolejny zacisnął mocniej dłoń na laseczce.
- No nic robota się sama nie przerobi, chociaż… ech, zresztą… co byś nie robił roboty nie przerobisz, a to teraz jeszcze nikomu się nie chce… upał – jakby nagle przypominając sobie o spływającym po umięśnionym ciele pocie wyciągnął z kieszeni chusteczkę i z niezwykłą pedanteria przetarł twarz, a potem każdy palec z osobna, badając czy przypadkiem nie ma na im jakiejś skazy czy ranki. Dopiero nerwowe poruszenie stojącego w pobliżu mężczyzny przywołało go do rzeczywistości. Zerknął, więc z niejakim zaskoczeniem w tamtą stronę przecierając jednocześnie delikatnie tabliczkę, którą z taką uwagą studiował przed chwilą. Z niejakim niesmakiem obrzucił pozostawione skrzynki powstrzymując się przed wytarciem wszelkich śladów swej obecności na ich powierzchni. Uniósł lekko kącik ust w ironicznym półuśmiechu. Co by o nim nie mówić naprawdę chciał być miły.
- Napracował się ktoś z tymi tabliczkami – znów za późno ugryzł się w język. Pospiesznie uciekł, więc spojrzeniem badając czubki swych butów, od których sztywnymi płatami odstawało błoto z rozmiękłych w czasie podlewania grządek. Podrapał się w zamyśleniu po głowie i powiódł wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu miotły.
- Dobrze, dobrze – mruknął wreszcie wyczuwając zniecierpliwienie towarzysza – zdaje się, że resztę paczek zdołam tu odtransportować spokojnie na dwa razy, a potem sprzątnę resztę tego bałaganu. – sam właściwie nie był pewien czy informuje Desideriusa o swojej decyzji czy sam siebie uspokaja, co do możliwości realizacji swojej osobliwej obsesji. Dość, że nie czekając ruszył korytarzem z powrotem na zewnątrz podpierając się od czasu do czasu na swoim kijaszku. Nauczył się panować nad bólem, który zresztą w ciepłe dni lata bywał mniej dokuczliwy, ale wolał nie ryzykować konieczności spędzenia całego dnia na leczeniu zadawnionych kontuzji. Zresztą cóżby odpowiedział zapytany jak się jej właściwie nabawił. Na szczęście obecny jego towarzysz nie wyglądał na specjalnie rozmownego. Przypominając sobie o nim jednak wreszcie nabrał nagle ochoty na rozmowę. Dotarli już na dziedziniec i rolnik zajęty był przygotowywaniem kolejnego ładunku do przeniesienia, kiedy wreszcie zdecydował się odezwać.
- Kto cię właściwie nauczył zielarstwa? W mojej wsi mieliśmy także kogoś w rodzaju uzdrowiciela, ale wydaje mi się, że nie używał aż takiej ilości ziół. Zresztą wszystko rosło w lesie… - zamilkł obawiając się, że znów niechcący powiedział kilka słów za dużo i z lekiem zerknął na rozmówcę.

Desiderius?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz