piątek, 2 listopada 2018

Od Marceline cd. Annabelle

Przez chwilę się nie odzywałam, a nawet nie ruszałam, sądząc, że dziewczyna wróci do siebie i przestanie mnie tulić. Może się czegoś nawdychała? Tylko kiedy… a może jest chora i o tym nie wie? O co jej tak właściwie chodziło? Gdy nie chciała mnie puścić, a z jej oczu leciały łzy, położyłam na jej głowie rękę i ją od siebie odsunęłam, wyślizgnęłam się z jej uścisku i uniosłam się aż pod sam sufit, by się nie narażać na to, że wpadnie w jakiś szał i się na mnie rzuci.
- Chyba coś ci zaszkodziło Słodziutka – powiedziałam patrząc na nią z góry. - Nie wiem o kim mówisz, ale chyba mnie z kimś mylisz. Ewentualnie coś padło ci właśnie na mózg, a ja jestem przypadkowym świadkiem – stwierdziłam. Różowowłosa pokręciła głową, wytarła łzy i wzięła do płuc powietrze. Spojrzała na mnie z tajemniczymi gwiazdami w oczach. Może jest opętana?
- Diana, ja cię nigdy z nikim bym nie pomyliła. To ty! Żyjesz! - mówiła z radością, a ja tylko lekko przechyliłem głowę w bok i podniosłam do góry jedną brew.
- Wariatka – prychnęłam. - Może lepiej tu zostań, a ja wrócę na patrol, bo ty nie wydajesz się zdatna do pracy – stwierdziłam i podleciałam do drzwi. Gdy miałam zamiar przez nie przejść, dziewczyna mnie zatrzymała.
- Diana! Stój! Nie pamiętasz mnie? To przecież ja, Annabelle, twoja przyjaciółka – słyszałam, jak gardło jej się zaciskało z każdym następnym słowem, a w jej oczach pojawiały się łzy. Byłam ciekawa, do jakiej dziewczyny jestem aż tak podobna, by jakaś Różowa Wata Cukrowa wręcz płakała na mój widok. Czyjej śmierci nie zaakceptowała?
- Najwyraźniej wyleciałaś mi z głowy Cukiereczku – wzruszyłam ramionami z lekkim rozbawieniem na twarzy, po czym wyszłam z tego pokoju. Wyleciała przez okno na korytarzu, nim ta wariatka zdążyła wybiec za mną i mnie złapać w swoje sidła.
Zostało jeszcze pół nocy siedzenia na dachu i obserwowania okolicy, potem nim wzejdzie słońce, wrócę do pokoju i się położę, próbując zapomnieć o tej dziwnej różowej dziewczynie, mając nadzieję, że więcej nie będę miała z nią styczności. Nie chodziło o to, że jej nie lubiłam, czy mnie denerwowała (chociaż jej wygląd był irytująco różowy), po prostu takie rozwiązanie byłoby dla niej najlepsze. Mi jest obojętne, czy przypominam jej kogoś z rodziny, kogoś zmarłego czy zaginionego, ale niech mnie nie dotyka i nie płaczę na mój widok. To żenujące, gdy jakaś osoba płaczę nad tobą, bo cię z kimś myli.
Siedziałam na dachu gildii, tajemniczy człowiek, który mnie zaatakował, nie wrócił. Reszta nocy była tak spokojna, że prawie zasnęłam. Dziewczyna chyba nie wyszła na zewnątrz, a jeśli tak, nie zauważyłam jej, a ona mnie tym bardziej – w końcu siedziałam na najwyższym dachu skryta w ciemności i tylko ci, którzy widzą w mroku mogliby zauważyć samą posturę mojego ciała, nic więcej. A ona chyba nie należała do tej grupy osób.
Gdy noc się skończyła, a na horyzoncie było widać pierwsze promienie słońca, oddaliłam się do cienia i podążyłam do swojego pokoju, wpierw zdając relację patrolowi dziennemu, że nic się tej nocy nie działo (bynajmniej podczas drugiej połowy, ale nie musieli wszystkiego wiedzieć). Ranę na ramieniu zakryłam ubraniem i dopiero będąc u siebie w pokoju, widząc bandaż, pomyślałam o różowej psychopatce. Przez chwilę zastanawiałam się, czy naprawdę mogłam zapomnieć o kimś z przeszłości, ale szybko zrezygnowałam z zastanawiania się na ten temat. Przebrałam się w pidżamę i usiadłam na łóżku, przyglądając się niebieskiemu smokowi.
- Ale ten patrol był nudny – powiedziałam do pluszaka, gdy usłyszałam pukanie. Nie zastanawiając się, kto to mógł być, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. W progu zobaczyłam Różową Watę Cukrową. - O nie, to ty… - mruknęłam bardziej sama do siebie, wychodząc z pokoju i stając przed dziewczyną. Wariatka czy nie, nie wejdzie do mojego pokoju, jak wszyscy inni. - Rana się dobrze goi, bandaż nie spada, więc… chcesz coś jeszcze? - zapytałam opierając się o ścianę.

<Annabelle?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz