sobota, 3 listopada 2018

Od Xaviera cd. Philomeli

Co prawda niezwykle rzadko, ale jednak zdarzały się takie sytuacje, gdzie to paskudne zamiłowanie Xaviera do alkoholu dawało się poznać od tej pozytywniejszej strony. Gdyby wówczas w jego żyłach nie znajdowały się promile, to bodaj myśli szybciej zbierały się w jego głowie i nie dajcie bogowie, zacząłby się udzielać w tej konwersacji trochę bardziej niż powinien. A tak nim jakaś jego myśl ukształtowała się do końca, to dyskusja zdołała przeskoczyć o te kilka tematów dalej, przez co chłopak miał nieco problemów nie tyle, ile ze wbiciem się w rozmowę, co ze zrozumieniem wątku, czy dokładniej mówiąc jego podstawy, na jakiej się utworzył. Przez chwilę nawet pomyślał, że może coś powiedział nie tak, przekroczył jakieś granice, jednak szybko wyzbył się tej myśli, bo i nie był w formie na większe dylematy moralne, ale też nie zrobił nic, co wykraczałoby poza jego sumienie — przecież powiedział prawdę. Nie obchodziło go, co tamci sobą zaprezentują, póki nic z tego nie stanie mu na drodze do wykonania zadania. Interesował go tylko i wyłącznie flet, który z pewnością nie był jednym przedmiotem w kolekcji, ale wyłącznie on miał dla Xaviera jakąś wartość. Bard nie zamierzał tykać cokolwiek innego ani korzystać z tej niesamowitej okazji, jak to sam ją nazwał, dobrodusznie zostawiając ją raczej dla innych. A czy z niej skorzystają, czy nie, to już ich sprawa, on raczej nie zamierza nikogo na siłę uszczęśliwiać.
Właśnie dlatego na czas trwania tego temu, tak jakby wycofał się z rozmowy i całe swoje zaangażowanie ograniczył tylko do kilku skinięć głową w momentach, gdy zachodziła taka potrzeba — tak, żeby nie pomyśleli, że wybrał się ze swoimi myślami na dalsze wojaże. Po cichu obserwował, przyglądając się, jak Philomelia sprawnie zapobiegła czemuś, co mogło doprowadzić do czegoś jeszcze gorszego.
— Wspaniale, zatem Xavier zechcesz nam może powiedzieć, kiedy konkretnie będzie ten bal?
— Oczywiście — odchrząknął machinalnie, chcąc zamaskować delikatne zakłopotanie tym, że dziewczyna znów wyciągnęła go z jego własnego świata. Przez chwilę nawet, gdzieś w głębi umysłu mignęła mu myśl, że może trochę za dużo wypił, ale szybko zostało to przez niego wyparte na rzecz innych z pewnością ważniejszych kwestii. — Poprzednie bankiety odbywały się w ostatni piątek miesiąca i w tym przypadku będzie tak samo, więc jak dobrze liczę...
— Zostały nam cztery dni.
— Albo nawet trzy. Przydałoby się spotkać na miejscu dzień przed i omówić dokładnie niektóre sprawy.  Śmiem nawet zaproponować wam, żebyście się tam pojawili jeszcze wcześniej, żeby się nieco zorientować w terenie, obadać posesję i okolicę.
— Nie musisz nam mówić, co mam robić.
— I nie zamierzam. Sprawy techniczne wolę pozostawić wam.
Delikatnie uniósł ręce do góry, chowając się za tarczą niewinnych uśmieszków. 
— I to chyba tyle, jeśli chodzi o dzisiejszy wieczór, resztę ugadamy już na miejscu. Ach, właśnie! Osobiście polecam karczmę "Pod Roztrzaskanym Stołem" i tam właśnie mam nadzieje, że spotkamy się w przeddzień balu.
 
  Philomelia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz