środa, 7 grudnia 2022

Od Vilre cd. Hotaru

Zadrapanie szczypało. Musiała zahaczyć o coś w stajni dłonią, o podniszczoną deskę czy inny gwóźdź, nawet nie zwróciła na to uwagi, dopóki nie zasiadła przy stole. Uporczywie pocierała jednym kciukiem o drugi, wywołując ciągłe szczypanie w okolicy cienkiej czerwonej kreski. Pomagało jej to pozostać myślami przy reszcie, nie podsłuchiwać rozmów kilka stolików dalej. Sprawa z doppelgängerem zaczynała ją nieco frustrować, jednak dla prędkiego jej rozwiązania starała się zebrać znane im fakty i coś z nich pożytecznego wyciągnąć.
Nie pamiętał swojego imienia ani ostatniego miejsca zamieszkania, nie miał pojęcia, jak wygląda jego oryginalna twarz, wręcz nie rozumiał, dlaczego się go o cokolwiek pyta, skoro odpowiedź była dla niego taka oczywista, prosta. Doppelgängery nie były głupimi stworzeniami, wprost przeciwnie, ich inteligencja i umiejętność przywłaszczenia sobie charakteru i manieryzmu innej osoby pozwalały im sprawnie manipulować, igrać z ludzkimi emocjami, mieszać w relacjach oraz umowach. Byli genialnymi obserwatorami, potrafili rozpoznać najmniejsze grymasy, odgadnąć czyjeś skryte intencje. Mogli być równie dobrze teraz zabawką w rękach istoty, która sprytnie udawała amnezję w celu jedynie dla siebie wiadomym. I byłaby nawet ćma gotowa rozpracować dalej tej scenariusz, gdyby nie jeden mankament – doppelgängery zawsze pozostawały wierne przyjętemu charakterowi. Podejmowane przez nich decyzje w ramach aktu nie wkraczały poza to, czego oryginał nie byłby w stanie zrobić, a nawet jeśli, to nie czynili tego w takim stopniu, a bynajmniej nie z tak trywialnego powodu, co Maćko. Uwalniając krowy w imieniu Radka, doppelgänger jedynie potwierdził, jak niewiele uwagi przykłada do swoich zdolności, jak bawi się nimi; nie widział w nich niczego specjalnego. Zatem co się stało, że z dumnego sobowtóra, Maćko zmienił się w melancholijnego, wiejskiego odludka?
— Nie no ja z nim nie wytrzymam — jęknął Krystek w odpowiedzi na ostatnie słowa doppelgängera, zakrzyknął przez ramię w stronę szynkwasu. — Pani Makowska, będzie jeszcze dzisiaj ten bimber?
— A spróbuj mi raz jeszcze mordę przez całą karczmę drzeć, to ci tak skórę wałkiem złoję, że położyć się przez bite trzy miechy nie będziesz umiał! — donośny głos rozległ się po całej sali.
Krystek zgarbił się, praktycznie schował głowę w ramionach, podrapał po karku. Posłał piorunujące spojrzenie wstrzymującemu śmiech Radkowi, nawet uśmiechniętemu Maćkowi się oberwało.
— Nie pamięta pan nawet okolic? — ciągnęła Hotaru nie zwracając większej uwagi na zaistniałą sytuację.
Maćko wzruszył ramionami, znowu gdzieś się zapatrzył.
— Dużo tego było.
Vilre westchnęła najciszej, jak mogła, zmarszczyła brwi. Zamyśliła się, dochodząc do wniosku, że zadają chyba niewłaściwie pytania. Wszelkie próby odnalezienia w pamięci dodatkowych informacji o doppelgängerach okazały się daremne i zwykle sprowadzały do strzępek, jakie pozostały jej w głowie po czytaniu o klanie Ronchedieu, a to także było dawno. Uniosła wzrok na Maćka, jakby chcąc wyczytać wytłumaczenie jego dziwnego zachowania prosto z chłopskich rysów twarzy, z tej wyraźnej zmarszczki na czole, pobrużdżonych pracą na roli dłoniach; może coś nie było maćkowe, może jakaś część jego pierwotnej osoby przedzierała się przez idealną podróbkę. Ten chyba wyczuł jej spojrzenie, bo odwrócił na wróżkę własne, przyjrzał się lepiej zmierzwionym zielonym włosom, pierzastym czułkom kołyszącym się lekko w powietrzu, łapiących słabo przeróżne bodźce. Kaptur zdjęła zaraz po wejściu do karczmy, jedynie Radko się nietypowym wyglądem zdziwił, już chciał o coś zapytać, gdy zarobił mocnego kuksańca od Krystka. Kazał koledze głupich pytań nie zadawać i na tym temat się skończył. Sobowtór nie skomentowała, lecz obserwował, wydawał się mierzyć jak trudna przemiana w ciemke by była. Zadrżała.
— A nie ma pan może… jakichś kolegów? Znajomych, takich samych jak pan? — Hotaru ponownie zwróciła na siebie uwagę doppelgängera, zerknęła przy okazji na ćmę. Echo rezygnacji w jej pytaniu zdradzało, że nie spodziewa się już uzyskania przydatnej odpowiedzi.
— Nie. Może kiedyś. Nie wiem — podrapał się po brodzie. — Nawet jakbym kogoś spotkał, to bym nie wiedział, nie?
— Czy ty cokolwiek pod tym pustym łbem trzymasz, tępoto? — burknął Radko, obejrzał się po sali, żeby się upewnić, czy przypadkiem ich jedzenia i picia nigdzie nie ma. Maćko zamrugał powoli, tak jak wtedy, na drodze, kącik ust poszedł mu do góry.
— Umiem chomąto naprawić.
Krystek ryknął śmiechem, prawie spadł z ławy, nawet wściekły głos przyjaciela nie zdołał go prędko uspokoić. Vilre skrzywiła się nieznacznie na ich wrzaski, myślała, jak zgrabnie wywinąć się na jakiś czas z towarzystwa, porozmawiać na osobności z tancerką. I kiedy już po chwili przygotowywania w głowie planu, zdecydowana wcielić go w życie, poprosić Hotaru o pójście z nią do koni, gdyż „musi się upewnić, czy u Myszowora wszystko dobrze”, za szynkwasu wychynęła karczmarka z szerokim uśmiechem. Zaserwowała obu kobietom potrawkę, podkreśliła, że Gildia to zawsze mile widziana u niej jest, bo „na tych kozich dupach ze stolicy nie można polegać”, doniosła im jeszcze po kuflu grzańca. Wrzawa zaraz się podniosła po przeciwnej stronie stołu, że co z ich zamówieniem, nie będą przecież o suchym pysku siedzieć. Makowska spojrzała na nich spod łba, szmata złowrogo zwisała przez ramię.
— Skończta biadolić i zapierdalać na zaplecze, skrzynki mi poprzestawiać trzeba. Chłop mi chory leży, leki od medyka jeszcze działać nie zaczęły, a samemu to ja się z tym upierdolę. A mówiłam mu, weź czapkę od teściowej, taką ładną ci wydziergała, to nie-e, pana na włościach przecież wiatr nie tyka — jej historia nie za dużo chyba dała, bo Krystek tylko coś przebąkną pod nosem, więc zamaszystym ruchem ściągnęła swój oręż z barku. — No już, bo tego bimbru nie będzie!
Na tę groźbę wszyscy się poderwali, w Maćku zaś jawna różnica zaszła od pojawienia się pani Makowskiej. Ze spokojnego, nawet nieco nieobecnego, zmienił się w rozbawionego pyszałka, okazując najwyraźniej właściwy charakter pierwowzoru. Radko i Krystek tylko spojrzeli się po sobie, nie dodali nic więcej, po prostu udali się na zaplecze. Radko w międzyczasie, wyciągając na wierzch swój ukryty talent aktorski, starał się przekonać karczmarkę, że naprawdę już otrzeźwiał, a w ogóle wcześniej to nic prawie nie wypił. Vilre i Hotaru odprowadziły ich wzrokiem, aż nie zniknęli z pola widzenia.
— Nie rozumiem go — westchnęła tancerka, zastukała palcami w stół.
— Już liżące parasole mają więcej sensu — mruknęła ciemka, pociągnęła łyk z kufla, grzaniec przyjemnie rozgrzewał od środka. Hotaru zaśmiała się cicho, również sięgnęła po picie.
— Nie słyszałaś jeszcze o żywym lampionie.
Vilre odwróciła powoli głowę w stronę towarzyszki. Ja zacznę zaraz własnego pióra się bać, jak tak dalej pójdzie.
— Jak wiele rzeczy ożywa w twojej ojczyźnie?
— Sporo — uśmiechnęła się Hotaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz