środa, 7 grudnia 2022

Od Vilre — Phlogophora meticulosa

Zimno było w nogi, w ręce, brzuch nawet wydawał się nieosłonięty, jednak tylko od piersi w dół. Zrolował się koc w nocy, pewnie leżeć musiał skołtuniony gdzieś z boku. Spojrzeć chciała w dół, lecz dziwota, nie szyja się ruszyła, lecz wzrok tylko przeskoczył, jak po półkuli się gałka oczna przemieściła. I nie koc się zmartwieniem już stał, lecz robak szkaradny, biała poczwara w łóżku leżała, wymachiwała nóżkami ohydnymi, cienkimi, włochatymi. Wstała, w przestrachu łóżko opuściła, a potwora za nią po ziemi się poturlała. Skrzydła, jedyna ucieczka! Nigdy orłem latania wróżka by nie została, lecz teraz dziwnie potężna się poczuła, zamachnęła jeden drugi raz, i już pod sufitem była, a zmora – tuż za nią poszybowała, przykleiła się do ściany, odpaść nie chciała. Obijało się cielsko o ściany, tak marnie, tak bezsilnie.
Darł się głos znajomy, rechotał. Stała na środku, krew zielone kosmyki zlepiała, w ręku – lampa, żar palił w oczy, przyciągał. Jak mam uciec, jak uratować? Na nic jednak to się zdało, gdyż zaskwierczał w końcu płomyk, spalił ćmowe skrzydełka, spopielił.

Woda w misie delikatnie falowała przy każdym jej kolejnym, nierównym wydechu.

Gregor Samsa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz