niedziela, 1 stycznia 2023

Od Cahira — Wygasłe emocje I

Gdyby zapytano Cahira, co, jego zdaniem, stało się z Ardalem Natharinem — łowcą nagród, którego poznał w stolicy, a którego nie widział od lat — odpowiedziałby, że zapewne umarł. Przestępcy rzadko wychodzili z Ovenore żywi, nawet jeżeli byli cwani. Na każdego cwaniaka w końcu znajdował się tam większy cwaniak. 
Widzę, Natharin, pomyślał Cahir, któregoś dnia mijając się z nim na korytarzu, że miałeś szczęście. Nie zatrzymał się, żeby z nim porozmawiać, nie chciał się witać, nie byli znajomymi, spojrzał tylko w przelocie. Łowca minął go bez słowa, nie obdarzył prawie żadną uwagą. Żółte, pozbawione wyrazu oczy skupiły się na Cahirze tylko na moment. Cahir nie dostrzegł w nich ani sympatii, ani wrogości, podejrzewał, że nawet nie został rozpoznany. Minęło parę lat, dorosłem, zmieniłem się, pomyślał. Ty też jesteś inny. Nie kryjesz już twarzy za iluzją? Tak naprawdę wyglądają twoje oczy? Potworne. Puste oczy zwierzęcia.
Bogowie drwią za mnie, uśmiechnął się krzywo, przekręcając w zamku klucz do swojej kwatery. Kolejna bestia z Ovenore. Wszyscy, których kiedyś tam poznałem, w końcu się tu zjawiają. Gdyby Leonis żył, musiałby trafić do Gildii. Dobrze, że to Natharin. Tylko Natharin. Nie będzie mi wadził. Jak wcześniej niektórzy. Jak nadal niektórzy.
Spotkał go wieczorem, na kolacji. Potem w ogrodzie. Następnego dnia również na siebie wpadli. Cahir nie przyglądał mu się zbyt wnikliwie, starał się tego nie robić, ale nie uszło jego uwadze, jak bardzo sylwetka Natharina różniła się od tej z czasów Ovenore. Nie takim go zapamiętał.
Gdy widział Natharina ostatnim razem w stolicy, w sklepie z ptakami Al-Kahlediaha, wyglądał jak elf. Miał spiczaste uszy, czarne włosy bez siwych pasm, równe, ludzkie zęby, niebieskie oczy. Cahir długo uważał go za elfa czystej krwi, dopiero po jakimś czasie, podsłuchawszy rozmowę Ksandra i Leonisa, dowiedział się, że Natharin niezupełnie jest elfem. Keyan Al-Khalediah, właściciel sklepu, był, według Leonisa, właściwie dość dobrym czarodziejem, znał się na iluzji, nauczył Natharina maskować niektóre cechy swojego wyglądu i przyjmować nieco przyjemniejszą dla oka postać. Al-Khalediah nie lubił, gdy płoszyło mu się klientów. Nawet jeżeli sklep z egzotycznymi ptakami był jedynie przykrywką dla jego największego biznesu i nie stanowił najważniejszego źródła dochodu. Natharinowi jego elfia sylwetka musiała się podobać. Ksander nie był bogatą mieszczką, nie spotykał się z Al-Khalediahem, by kupować ozdobne ptaki, a mimo to Natharin, który z nim współpracował, zawsze pokazywał mu się pod postacią niebieskookiego, wysokiego młodzieńca.
Cahir dobrze go zapamiętał, sam nie wiedział, z jakiego powodu. Widział Natharina parę razy w życiu, zawsze w sklepie, w sytuacjach biznesowych, w obecności Ksandra i Al-Khalediaha, a mimo to jego sylwetka wyraźnie zapisała się w jego umyśle. Nie miał z nim ani negatywnych, ani pozytywnych wspomnień, był jedną z wielu osób, które poznał w Ovenore, znał przez jakiś czas, rok, dwa, a potem przestał mieć z nimi cokolwiek wspólnego na lata. Cahir pamiętał na przykład, że Natharin w stolicy czasem się uśmiechał, ale po elfiemu, miło, choć nie do końca życzliwie. Na pierwszy rzut oka sprawiał dobre wrażenie, choć Cahir nigdy nie uznał go za sympatycznego, Natharin miał w sobie coś niepokojącego, wydawał się zbyt skryty, zbyt tajemniczy. Al-Kalediah, czarodziej o szyi i rękach pokrytych magicznymi runami, znakami i symbolami, zdawał się znacznie łatwiejszy w obyciu. 
Natharin, co ciekawe, nie postarzał się od ich ostatniego spotkania. Wyglądał równie młodo, co wcześniej, Cahir nie dałby mu trzydziestki, choć wiedział, że nie mogą być rówieśnikami, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka można by ich za nich uznać. Natharin musiał być w wieku Ksandra. Co najmniej.
Cahir miał także okazję po raz pierwszy oglądać go w psiej skórze. Słyszał co prawda, że Natharin potrafi przemieniać się w zwierzęta, jako chłopak koniecznie chciał zobaczyć to na własne oczy, ale tylko raz dane mu było widzieć go jako ptaka, kiedyś, w Ovenore, gdy wfrunął przez okno, jak gdyby nigdy nic zeskoczył z parapetu na równe nogi, poinformował Ksandra o wykonaniu zlecenia i wręczył mu obiecane zawiniątko, zginając się w uprzejmym ukłonie.
Psia sylwetka teraz, po latach, nie zrobiła na nim szczególnego wrażenia. Największą uwagę zwróciły jego oczy. Kiedyś niebieskie, ludzkie, całkiem miłe, teraz żółte, nieruchome, odległe, bezduszne oczy drapieżnego ptaka. Potworne, powtórzył Cahir w myśli, i nie do poznania. Zupełnie jakby od czasów Ovenore wygasły w nich wszelkie emocje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz