niedziela, 8 stycznia 2023

Od Marty cd. Asy

— I ja ci mówię, Asa — cmoknęło dziewczę, zarzuciło nogę na nogę, to wygięło się jeszcze bardziej na fotelu, a opuszkami popukało się w policzek, nie mogąc usiedzieć w miejscu swym zwyczajem; zaraz to z fotela wstała, okrążyła salę wspólną, gadki oczywiście swej choćby na chwilę nie przerywając — nigdy takiej dużej owcy nikt na wsi nie widział. Ogromne to to było, tyle wełny z tego było, tylko żeby ostrzyc, to nie jednej osoby było potrzeba, a z czterech.
Palcami przeczesała włosy, schowała kilka pasm za ucho. Marta przestąpiła z nogi na nogę, podparła się dłońmi o swoje biodra, starając się przypomnieć zakończenie choćby tej opowieści.
— W końcu to chyba nie była wcale owca, wiesz. Się okazało, że to jakiś potwór był i w ogóle to na niego w okolicach polowali. Jakaś to bestia, bies, kto ją tam wie, w końcu ją zgarnęli, a jak zgarnęli, to i pewnie ciachnęli, ale trochę mi jej szkoda, no bo przecież nikomu krzywdy nie robiła, miła była, zawsze pogłaskać się dawała w wujaszka opowieściach, no i…
To energia jakby z niej uciekła, to barki opadły, powieki odrobinę się przymknęły. Schowało się dziewcze w sobie, przygarbiło, piersi za rękoma ukryło. W końcu wzruszyło jednak ramionami, iskra do modrych ocząt powróciła – podeszło czym prędzej do fotela, z impetem na niego wskoczyło, aż materiał spódnicy uniósł się lekko i opadł dopiero po chwili.
— Takie życie — stwierdziła Marta, sięgając po stojący tuż obok kubek z herbatą; oczywiście jednak na ów nie spoglądała, gdy się z kimś rozmawia bowiem, najmilej jest spoglądać na jego twarz, nie rozpraszać się to kubkami, herbatami czy innymi napojami. — Dobrze, że na te nasze demony nikt nie poluje. Ja już bym im dała, choćby spróbowali mi się targnąć na Balthazara za jakiekolwiek, nawet te najmniej nędzne, pieniądze. Nawet Tadeusza bym własną piersią broniła, jakby tego było trzeba! Zresztą, wszyscy wiemy, że tu nie tylko demony i potwory takiej obrony by potrzebowały, a ja za ich wszystkich, przysięgam, dałabym się pociąć, poszlachtować i... 
Zielarka, słów swych nie próbując dokończyć, prychnęła jedynie, obruszyła się niezwykle, machnęła, złość swą podkreślając, dłonią.
Kubek, na szczęście nie jej i nikogo innego ulubiony, tragicznie roztrzaskał się o podłogę.
Marta podskoczyła, z roztargnieniem, ale i z ciepłą czułością, zerknęła to na siedzącego nadal Asę, upewniając się, że chłopiec jest cały i zdrowy, to na pozostałości kubka, który zdecydowanie nie był ani cały, ani zdrowy.
— Nic ci się nie stało? — zapytała chłopca, już kucając, już, w tej chwili i czym prędzej zabierając się za zbieranie kawałków naczynia. Jedną dłonią podtrzymywała spódnicę, która całkiem nieźle sprawdzić się miała w roli chwilowej torby na kubek, drugą delikatnie podnosiła ostre cząstki. — Nie oblałam ciebie? Ach, zawsze muszę… Nie ruszaj się, jeszcze się nam pokaleczysz, a tylko tego tu brakuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz