wtorek, 2 kwietnia 2019

Od Desideriusa cd Krabata

⸺⸺※⸺⸺

Nie ukrywał się z faktem, iż zauważył, jak gładko przyspieszył kroku i jak bardzo chciał uciec od uciążliwego pytania. Nie do końca rozumiał sens działań, jakich podjął się nowy towarzysz, jednak nie miał zamiaru dalej drążyć dopiero co rozpoczętego tematu, jeśli działał na niego, jak płachta na i tak już nieco rozjuszonego byka. Może pokaleczonego byka, który najzwyczajniej w świecie chciał nieco odpocząć od zgiełku i zbędnego chaosu, który zdawał się otaczać go ze wszystkich stron.
Drgnął, gdy ledwo udało mu się ominąć lecące w jego stronę wrota, może przy okazji prychnął pod nosem i omiótł plecy Krabata nieprzyjemnym, chłodnym spojrzeniem, pragnąc jedynie, by poczuł tysiące szpilek wbijających się w najczulsze miejsca na grzbiecie.
Jednakże tylko może i tylko może powędrował dalej za człowiekiem, któremu karma prędko odpłaciła się pięknem za nadobne. Zagięty dywan wybił go z równowagi, sprawił, że runął, jak kłoda, prawie pozbawiając go przy tym uzębienia. Skrzywił się delikatnie, jednak pozwolił sobie na doskoczenie do towarzysza, co i tak zdało się na nic, bo zdążył poradzić sobie sam.
A gdy wyrecytował głośno fragment jakiegoś wiersza, Coeh uniósł brwi, by za chwilę je zmarszczyć i może zastanowić się poważniej nad tym, z kim tak właściwie miał do czynienia.
Bo ten dość sympatyczny mężczyzna był również zaskakująco specyficzny, zresztą, jak każdy, kogo do tej pory spotkał w murach gildii.
Mówił to z trudem, ale jak dotąd nie zdołał zrozumieć nikogo, kto przynależał do tej małej społeczności. Zawsze jakoś udawało mu się poznać cele, zamiary, podejście do świata, życia i bycia. Tu? Tu nie mógł znaleźć nawet najmniejszego sensu ich intencji. Nie był w stanie określić, kim są.
Nie rozumiał ich motywacji. Nie rozumiał, bo najzwyczajniej wychował się w rzeczywistości, gdzie rzeczywistość odbierano nieco inaczej, gdzie wszyscy myśleli prosto, gdzie wszystko było tak... Zwyczajne i bez większych ekscesów, które teraz serwowano mu na co dzień w ilościach, które przyprawiały go o ból głowy.
— O proszę, a ten znak to znam. — Usłyszał tylko gdzieś z przodu i uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak rolnik przygląda się jednej ze skrzyń. Jak nachyla się nad nią, jak przybliża do niej dłoń.
Jak ta odskakuje jakby spłoszona samą obecnością mężczyzny. Oszołomiony Coeh odskoczył od przedmiotu, a Krabat zerknął na niego z podobną emocją zaklętą w oczach.
— Zamawiałeś coś żywego? — spytał bez ogródek, na co Desiderius zaczął pospiesznie kręcić głową, decydując się, by jednak zbliżyć się do człowieka i bliżej neokreślonego stworzenia, które wciąż nerwowo kotłowało się w drewnianej skrzyni.
— Ja nie, nie zamawiam żywych stworzeń — bąknął, poprawiając nieco rękawy, które zdążyły osunąć się aż do nadgarstków mężczyzny, czego szczerze nie lubił. Założył również ręce na piersi i westchnął cicho, tupiąc piętą o podłoże, bo bardzo nie lubił takich sytuacji. — Musiało dojść do pomyłki albo ktoś inny zdecydował się dorzucić swoje trzy grosze do zamówienia. Gorzej, jeśli to nieśmieszny żart — sapnął, rozglądając się dookoła, za potencjalnym żartownisiem, bo płatać figle też tu lubili. Szczególnie cholerne chochliki, które wciąż odbijały się młodemu Coehowi.
Skrzynka ponownie podskoczyła, a Desiderius ponownie nieco się skrzywił, marszcząc przy okazji nos.
— Jakieś pomysły, co z tym zrobić? — spytał, zerkając kątem oka na Krabata.

⸺⸺※⸺⸺
[Krabat? Przepraszamy, bardzo przepraszamy]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz