sobota, 13 kwietnia 2019

Od Emmanuela do Alexandra

Przechodziłem przez bibliotekę niezliczoną ilość razy w drodze do hodowli, ale nigdy nie zatrzymałem się w niej na dłużej. Jakoś sam widok książek ułożonych na regałach oraz ich zapach sprawiały, że wzbierała we mnie tęsknota i spadała na mnie lawina pytań, na które odpowiedzi mogłem się tylko domyślać. Co robią, gdzie są, czy są zdrowi, czy się uśmiechają, czy wszystko u nich okej...
Pewnie poginęli w jednym z kataklizmów.
Wzdrygnąłem się na tę nieprzyjemną myśl i spiorunowałem wzrokiem sufit, bo w sumie nie miałem kogo piorunować wzrokiem, a na coś musiałem łypnąć okiem z niezadowolenia.
Nieśmiało wetknąłem głowę do wnętrza pomieszczenia, rozglądając się dookoła. Hiacysiowi znudziła się ostatnia bajka, którą mu czytałem, a więcej książek nie miałem, w wymyślaniu opowiadań dobry też nie byłem, więc trzeba było znaleźć coś nowego. Właściwie co się dziwić? Mi też pewnie by się znudziła opowieść o Jasiu i Małgosi, gdyby czytano mi ją każdego dnia, ale kopać mnie swoją łapką już nie musiał. Niby małe te króliki, a tyle siły w nóżkach mają, że niezłego sińca po sobie zostawiają. 
— Halo? Jest tu ktoś? — spytałem, nieco śmielej wkraczając do świątyni książek i dalej szukałem wzrokiem osoby, która była odpowiedzialna za to pomieszczenie. Wiedziałem, że jest jakiś bibliotekarz, pewnie nawet parę razy mignął mi przed oczyma, ale nie zwróciłem na niego szczególnej uwagi. Ogółem byłem beznadziejny w interakcjach międzyludzkich, więc wolałem ich unikać, dopóki nie byłem zapędzany do ostateczności. 
— Jestem tutaj.
Podskoczyłem, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, gdy nagle tuż obok mnie wychyliła się nieznajoma osoba zza jednego z regałów. Spojrzałem na mężczyznę przestraszony, starając uspokoić swoje nerwy oraz serce, które zerwało się do biegu z przerażenia. Po dobrej chwili parsknąłem nerwowym śmiechem. Spokojnie, Emmanuel, nikt nie chce cię zamordować.
Jeszcze.
— Przepraszam, nie spodziewałem się tego — wyjaśniłem zażenowany, po czym odchrząknąłem, troszkę się prostując. — Jest pan bibliotekarzem? — Otrzymawszy twierdzące skinienie głową, kontynuowałem. — Zna pan może jakieś dobre bajki dla królików? Hiacynt odgryzie mi palce, jeżeli opowiem mu po raz kolejny o dzieciach wędrujących do piernikowej chatki. 
Spojrzał na mnie badawczo, na co zareagowałem lekkim uśmiechem, oczekując na odpowiedź.
— Bajek może nie, ale mam dobry przepis na pasztet z królika.
Brzmi pysznie.
Uśmiech mi zrzedł i mrugnąwszy,  obdarzyłem go spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Tym razem dla odmiany to bibliotekarz się wyszczerzył szeroko ze śmiechem.
— Mogę ci ją dać, gdy będzie niegrzeczny.
Okej, czyli to był żart. Odetchnąłem w duchu z ulgą.
— ...Doceniam, ale pozostańmy przy bajkach. Horrory nie są dobre dla młodych królików, mają bardzo słabe serduszka. 

<Alexander?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz