piątek, 12 kwietnia 2019

Od Xaviera cd. Willibalda - Misja

Wpisy Willibalda zostały usunięte z bloga, dostępne są tylko odpisy Xaviera

~*~

Brwi ściągnął w niemrawym grymasie, jako mimowolna reakcja na wypowiedź kowala, a dokładnie mówiąc na słowa, którymi ją upstrzył. To nie tak, że nie pojmował tego, co ten próbował mu przekazać, ale czynił to z chwilą opóźnienia, gdy tylko zdołał w procesie myślowym, odrzucić wszelkie określenia, które dla jego prostego umysłu były zaledwie zbyteczną komplikacją sprawy. Chłopak nie posiadał wyższego wykształcenia, ani też nie zaczytywał się w księgach, które Willibald widocznie lubił uskuteczniać we wolnych chwilach, jednak mniej więcej rozumiał poruszany problem. Przynajmniej tak mu się zdawało, więc bez zbytniego zawahania podjął się kontynuacji dyskusji, idąc jednak swym nurtem.
— Czarna magia. Kimże jesteśmy, aby zamykać siły rządzące tym światem w umyślonych przez nas ramach i przypisywać im dobre lub złe charaktery.
Wyrwało mu się jednak uprzednio, jakoś nie będąc w stanie wstrzymać się przed wyrażeniem swoich opinii, jakże mało wartościowej w obecnym temacie. Nie wątpliwe, jednak że pojęcie to strasznie go denerwowało, a przynajmniej do tego stopnia, że nie był zdolny zawrzeć gęby, niby mając dumę zbyt wielką, aby to tak po prostu odpuścić. Wynikać ma to bowiem z jego niechęci do doktryn głoszonych przez szkoły magiczne, które same w sobie stanowią u niego jedną z przyczyn bólów migrenowych. Chociaż zwie się iluzjonistą, a nawet czasem magiem, to jak się można spodziewać, nie został wychowany przez żadnego ministra, ani żaden paradygmat któregoś z kolegów nie miał choćby najmniejszego wpływu na jego obecną siłę. Ukształtowała go ambicja, ulica, a także Kruk przy pomocy uzdolnionego przyjaciela, z którym od czasu, gdy u Xaviera pojawiły się pierwsze objawy magii, wpajali mu swoje własne nauki. Nie robili tego jednak pod jeden właściwy, lecz przede wszystkim stabilny kształt, jak czynią to w szkołach, ale uczyli go czerpania z magi i naginania jej według własnego widzimisię. Można powiedzieć, że moc barda przypomina kłębek nieskończonej nitki, z której chłopak czerpie tyle ile mu potrzeba. Owszem niekiedy zdarzy mu się urwać za dużo, przez co czar potrafi przynieść dziwaczne rezultaty, niekiedy dość niebezpieczne nie tylko dla otoczenia, ale również dla operatora. Czasem bywa również tak, że jednak niechybnie chwyci zdecydowanie za mało, przez co byle wiatr rozmyje formowane zaklęcie. Można powiedzieć, że jego magia została tylko pozornie oswojona i chociaż wykonuje polecenia, to jednak jej prawdziwe oblicze pozostaje dzikie. A od tego blisko w każdą stronę, choćby ku gorszemu, jak do tego pojęcia, którego bard tak nie trawi.
Może to po prostu strach przed nazwaniem go z tym niby złym, powiązania z czymś, co tak naprawdę ludzkość nie rozumie, ale uparcie uważa za zwyrodnienie. Również może to być po prostu jakiś jego kaprys, zachcianką, którą głosi, bo tak mu się umyśliło.
— Jednak rzeczywiście może być tak, jak mówisz i cała ta sprawa jest z tym powiązana — dodał szybko, nie chcąc pozostawać zbyt długo poza głównym nurtem ich dyskusji. — Motyw z przywracaniem kogoś do życia brzmi dosyć poetycko i jestem prawie pewny, że zdarzyło mi się niegdyś śpiewać coś w podobnych klimatach. Dajmy sobie na chwilę jednak spokój z oddzielaniem romantycznych wizji, od przyziemnych spraw i załóżmy, że jednak do czegoś doszło.
Powiedzmy, że ten ktoś nie tyle, ile próbował kogoś wskrzesić, co zdecydował się na zamknięcie jej istnienia w tej całej pętli czasowej, o które wspomniałeś. Z miłości lub jakiś innych chorych zachcianek dopuścił się stworzenia wewnątrz pewnego rodzaju utopii, gdzie mogliby żyć szczęśliwie, nie martwiąc się o uciekający czas. Coś jednak musiało się w pewnym momencie popsuć i ta ich cała bańka zaczęła niekontrolowanie wpuszczać rzeczywistość do środka. To w pewnym sensie tłumaczyłoby te wszystkie zaginięcia... Cholera, czy ja to już nie słyszałem w jakieś balladzie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz