sobota, 13 kwietnia 2019

Od Nagi do Banshee



Okupowanie pozycji egzorcystki wiązało się z dużą odpowiedzialnością, oczywiście. Złe duchy, które miała za zadanie wypędzać były szczególnie złośliwe i dokuczliwe, co nikogo nie powinno dziwić, zważywszy na fakt, iż bez ich ziemskiej skorupy jedyne zajęcie, jakim się mogli imać było uprzykrzanie życia innym, którzy mieli o wiele więcej od nich. Może kierowała nimi zwyczajna zazdrość, szalejąca w ich postaci, może miały to już w naturze. Jakikolwiek powód by za tym nie stał, wszystkie miały możliwość odkupienia swych grzechów. Kobieta zajmowała się dokładnie tym. Była szczęśliwa, że może pomóc tym biednym zmorom, tułającym się po ziemi, jednak zdawała sobie sprawę, iż jest niczym więcej jak tylko pośrednikiem, więc nie czuła większej dumy ze swojego zawodu niż, powiedzmy, piekarz, kowal czy pisarz. Jeśli by o tym pomyśleć, większość stanowisk było służalczych, gdyż służyło dla dobra społeczeństwa.
Lecz teraz, w ten piękny dzień, Naga nie musiała się tym frasować. Powietrze dawno nie było tak czyste i świeże. Przez długi czas napotykała na swojej drodze smród zgnilizny, co rusz dawało się jakiś odczuwać. Jednak owe popołudnie było wyjątkowe, bowiem pachniało jedynie nadchodzącą wiosną i młodą trawą. Być może widząc tak dobrą pogodę nawet złe duchy postanowiły ją uszanować, gdyż Bogowie od dawna nie dali im tak klarownego nieba i ciepłego Słońca. Wielka kula zawieszona na sklepieniu rzucała promienie na ziemię od samego rana, toteż gleba zdawała się wystarczająco nagrzana, by można na niej spokojnie usiąść. Tak też kobieta uczyniła, opierając się o szorstką korę niewielkiego drzewa, którego gołe gałęzie nie rzucały cienia lub rzucały też bardzo nikły, toteż skóra na twarzy mogła się cieszyć przyjemnym łaskotaniem jasnych wiązek. Czarny ptak skakał niedaleko, jego właścicielka nasłuchiwała jego szmerów, by mieć pewność, że się nie oddali. Cieszyła się, że tak dobrze rzuciła na niego zaklęcie, bowiem nie musiała cały czas znosić okropnego fetoru, jakie czyste grzechy ze sobą nosiły. Pomyślała, że w dzień taki jak ten, najgorszym okrucieństwem byłoby zakłócenie owej harmonii poprzez słaby urok, który wypuszczałby te wyziewy do powietrza.
Wiatr niósł słodkie zapachy świeżego nektaru, do którego przystawiały się pracowite pszczoły, a ich brzęczenie było jedno z bardziej uspokajających jakie słyszała. Jednak do nurtu woni wczesnej wiosny wskoczyły niespodziewane nuty. Drewno nie było w istocie nadzwyczajne, w końcu postać kobiety znajdowała się na obrzeżach małego lasku przy Gildii, lecz przesycone one było korzennymi przyprawami, podtrzymanymi przez ostrość alkoholu. Dusza się zbliżała. Dusza nie byle jaka, albowiem dusza wytrawna, tak samo jak wytrawne wino, którym pachniała. Kobieta trzymała swe powieki opuszczone, nie chcąc przejmować się nieznajomym zapachem, gdyż była to kolejna postać, która prawdopodobnie dołączyła niedawno do prędko rozwijającej się Gildii. Czasu było wystarczająco, nadejdzie chwila, gdy pozna nową osobę, pomyślała.
Ślepe lica nie mogły zostać na dłużej przymknięte, gdy nagle agresywne krakanie rozdarło spokój, a pióra zatrzepotały, uderzając o siebie, chcąc wznieść masywny tułów w powietrze. Naga wyprostowała się, sięgając szybko rękami w stronę czarnego ptaka, chcąc go prędko pochwycić. Słyszała odgłos szarpaniny, zaraz potem koci syk. Złapała miękkie, zaatakowane ciało, wyszarpała je z objęć drapieżnika. Pazur niespodziewanie przejechał jej po dłoni, pozostawiając za sobą długą szramę, gdy zaczepił się o skórę.
— Ostrożnie! — zawołała, przyciskając do siebie rozdrażnione zwierzę. — Czy wiesz, jakie nieszczęścia by się stały, jeśli wyciekłyby grz…
Ostry odór poraził jej nozdrza, wymieszany z wcześniejszym korzennym zapachem. Cała mieszanka przyprawiała o mdłości, wykrzywiała twarze w zniesmaczeniu. Jakby całe wino zastąpiono truchłem, skażając trunek nieodwracalnie.
Żadne zwierzę, nawet mięsożerne, nie miało zbrukanej duszy. Wszystkie te stworzenia postępowały zgodnie z zasadami natury, kierując się instynktem, nie naginając ni przekraczając granic. Ludzie kiedyś również tacy byli, lecz zatracili się w pożądaniach, w swej mądrości stali się głupcami, toteż zaczęli zbaczać z wytyczonej ścieżki.
Egzorcystka wypuściła powietrze, wymiatając z siebie zalążki frustracji, niepokoju.
— Jeśliś nie zwierzęce, a ludzkie masz wnętrze, na cóż zostajesz przy popędach łowcy? Kruczysko to nie mięsem wypełnione, nie krew w nim płynie a nikczemność i występek, toteż żołądka Twego nie wypełni.  
Banshee?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz