sobota, 13 kwietnia 2019

Od Kai CD Nagi

Kobieta zatrzasnęła za sobą drzwi do pokoju, wzdychając głośno i jęcząc, gdy tylko zorientowała się, jak niegrzecznym z jej strony było nagłe wybiegnięcie z pokoju, tak bez ani jednego me czy be. Po prostu, nogi same ją poniosły, a umysł chwilowo się wyłączył, by powrócić do sprawności dopiero na korytarzu, gdy już za późno było, aby powrócić.
A szkoda, bo przecież towarzystwa drugiej osoby nigdy za wiele, miło mieć możliwość odezwać się do kogokolwiek, zwłaszcza gdy nocne mary męczyły coraz bardziej, a nim to nastąpiło i tak trzeba było zasnąć, co Kai uznawała za połowę sukcesu. Czyż to starość i miała skończyć jak babka, która w niektóre dni spała po dwie czy trzy godziny a może i wcale?
Toż to nieszanowanie swego ciała, narządów i zdrowia umysłu.
Podeszła w kilku krokach do nieuporządkowanego nadal biurka, musnęła drewno opuszkami i zmrużyła oczy, gdy tylko zauważyła dwie, zdecydowanie wyraziste kreski, które gest ten zostawił na meblu. Powinna była tu posprzątać już od dłuższego czasu, a jednak pokój nigdy nie należał do jej ukochanych miejsc. Dusiła się w nim wręcz i starała przebywać jak najkrócej, bo przecież kojarzył się po prostu z nieprzespanymi nocami. 
A więc decyzja w końcu zapadła, Montgomery pochwyciła za szmatkę leżącą gdzieś na uboczu i, nawet jeżeli mięśnie ciągnęły niemiłosiernie, a stawy piekły, czy skroń pulsowała, zaczęła sprzątać, krzątać się po całym pomieszczeniu, ba, i biegać, ścierając kurze, układając dokumenty, ścieląc łoże, prostując zasłony. I choć do jej uszu dobiegły dwa puknięcia o drewniane drzwi, a po nich cisza, chwilowo zignorowała je, nadal skacząc w pedantycznym szale.
Kto wie, może posprzątanie pokoju miało służyć i oczyszczeniu umysłu z najróżniejszych spraw, które zamiast być jakkolwiek istotnymi, zalegały w nim i kurzyły się, obchodząc w pajęczyny może i trujących pajęczaków. Kobieta skrzywiła się odrobinkę, po czym rozpromieniła jak słońce, w końcu decydując się na otworzenie drzwi, nawet jeżeli nie spodziewała się żywej duszy tuż za nimi. Miast tego, przed drzwiami stało naczynie z parującym naparem oraz mały, papierowy pakunek, zawinięty starannie, ładnie, iście po mistrzowsku, nawet jeżeli prosto i skromnie.
A Kai mogła tylko złapać się za głową, powyciągać włosy i burknąć pod nosem, gdy do umysłu dotarło, że przecież uciekła z pokoju kobiety, gdy cały proces uzdrawiania i dbania o nią jeszcze się nie zakończył, ba, pewnie i porządnie się nie rozpoczął. Pozostało jedynie podnieść cały prezent, uśmiechnąć się pod nosem i zatrzasnąć za sobą drzwi, by następnie w spokoju móc nacieszyć się cudownie słodkim i korzennym naparem czy maścią chłodzącą kojącą ból.
Po czym zasiąść do, już czystego, biurka, wyjąć małe pudełeczko, którego zawartość zdołała już kilka razy zabrzęczeć. Do tego po chwili dołączyły jeszcze nitka oraz mały nożyk. I zaczęło się naplatanie, splatanie, bawienie się w misterne tworzenie rzeczy małej, aczkolwiek według gustu Montgomery bardzo ładnej. I w końcu powstała, bransoletka z dzwoneczkami przeplatanymi ciemnozielonymi, ozdobnymi koralikami, które kiedyś, hen hen dawno, wpadły jej w oko w którymś z portów, który dane jej było ujrzeć. Zakupiła je bardzo chętnie, aczkolwiek leżały w pudełeczku i, jak wszystko, kurzyły się w nim, bo nie znalazła dla nich dobrego zastosowania.
Aż do tego momentu. I nawet jeżeli Nadze nie byłoby dane ujrzeć odcieniu koralików, mogła pod opuszkami poczuć ich misternie wyrzeźbione wzorki czy usłyszeć melodyjny, wysoki dźwięk dzwoneczków. A więc bransoletka.
I Kai więc, podobnie jak swoja cudotwórczyni, ruszyła w wędrówkę po korytarzu, choć odszukanie pokoju kobiety nie należało do zadań trudnych, bo w końcu to właśnie z niego uciekła. I gdy już dotarła przed drzwi, stanęła przed nimi z bruzdą w czole, zastanawiając się, jak ułożyć swój mały okaz wdzięczności, by Naga bez problemu go znalazła. Położenie na podłodze raczej odpadało, nie daj Bogom, bransoletka jeszcze zostałaby przez kogoś kopnięta, podeptana czy odrzucona na okropną odległość. Było już późno, a więc i czekanie na otwarcie wrót do pokoju mogło skończyć się fiaskiem. Pozostawało więc jedynie zawieszenie bransoletki z dzwoneczkami na klamce, mając nadzieję, że zostanie ona odnaleziona, w końcu wydawała jakikolwiek dźwięk, a może i towarzysz kobiety mógłby jej pomóc.
Montgomery zapukała dwa razy, a następnie odwróciła się na pięcie, by w pośpiechu udać się do pokoju wraz z szerokim uśmiechem malującym się na jej twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz