wtorek, 16 kwietnia 2019

Od Rawena c.d. Annabelle

Blondynowi nie za bardzo podobała się myśl o pani doktor w roli przynęty. Nie przekonywało go nawet mówienie różowowłosej o swoich umiejętnościach i tym, że wtedy dała się podejść. Jednym jest poradzenie sobie z dwójką nieporadnych i niewyszkolonych zbójów, a drugim stawienie czoła zorganizowanej bandzie, która z całą pewnością była o wiele lepiej wyszkolona w walce niż podrzędni rabusie. I prawdopodobnie gotowej odbierać życie ludziom stojącym im na drodze. Tu należało postępować ostrożnie i z wyczuciem. Nawet Rawen zastanowiłby się nad walką z więcej niż dwoma wyszkolonymi wojownikami. A co dopiero pchać się prosto paszczę lwa. Brakowało mu informacji o tej szajce. Nie wiedział ilu ich na prawdę jest. Nie wiedział jak bardzo byli niebezpieczni. Ani nawet czy to oni. Jedynymi pewnikami jakie miał było tylko to, że samych cyrkowców było ośmiu, w tym dwóch komediantów, bard, żongler, trzech linoskoczków i połykacz ognia, oraz to, że pojawiali się oni na dzień przed porwaniami. Westchnął i pokręcił głową żeby się dobudzić. Nie chciał, ale musiał przyznać, że to jest najszybszy i najprostszy sposób na przekonanie się o ich winie. Ale też najniebezpieczniejszy.
- Heh, niech będzie, ale zrobimy to po mojemu. Nie mogę pozwolić by piękności twojego pokroju przydarzyło się coś złego. - uśmiechnął się szelmowsko do pani doktor i chapnął spory kęs jajecznicy rozłożonej na kromce chleba. - Jako, że nie mamy czasu na przygotowywanie gruntu i rozpracowanie cyrkowców, wyruszę dzień przed tobą i spróbuję dołączyć do nich, żeby zapewnić ci wsparcie od wewnątrz. Choć może bezpieczniej by było gdybyś przybyła jednak kilka dni po mnie, tak dla pewności, że nie powiążą nas ze sobą. W każdym razie, ja miałbym wtedy już jakiś obraz sytuacji i miałbym na ciebie cały czas oko. W razie gdyby się okazało, że to nie oni za tym stoją, mogę się dyskretnie urwać, a gdyby to jednak byli oni, to razem dojdziemy do ich kryjówki. - ziewnął przeciągle. Jednak takie nocne dochodzenia i ganianie w tę i nazad od wioski do wioski, to za wiele by odespać w kilka godzin. - I jak się pani widzi ten plan, pani doktor?
Annabelle spojrzała na blondyna znad talerza analizując wszystko co powiedział.
- Myślę, że ten plan jest dobry, ale panie kucharzu, pozostawia on jedno pytanie, które sprawia, że jednak może się on nie powieść. Czy my mamy te kilka dni zanim ci cyrkowcy sprzedadzą porwanych? - mężczyzna dojadł posiłek i podrapał się po brodzie żeby zebrać myśli. Faktycznie, czas stanowił problem. Czyżby jednak niewyspanie dawało się bardziej we znaki niż myślał? Potrząsnął głową na rozbudzenie się i w głowie odtworzył plan jeszcze raz. Nie ważne jak go w głowie obracał, czas dalej pozostawał problemem. Teoretycznie byłby tam na miejscu o wiele wcześniej i mógłby już zacząć ich rozpracowywać nie narażając przy tym pani doktor. Podobnie było ryzyko związane z próbą wstąpienia do cyrkowców. Mógł powołać się na niewłaściwe nazwisko i w najlepszym wypadku by się odwrócili przestraszeni albo zabili go uciekając przy tym z ofiarami, grzebiąc tym samym szanse na uratowanie ich. Może przez zmęczenie za bardzo starał się kombinować. Starał się przypomnieć sobie co staruszek mówił mu o infiltracji i przenikaniu do różnych środowisk. "Obserwuj cel, poznaj jego zwyczaje i nawyki." Na to stanowczo miał za mało czasu, dalej. "Wkup się w łaski, jak nie czymś co możesz na powrót ukraść, to swoim talentem dzieciaku." To także odpadało, jedyne co mógł zaoferować to papierosy i zdolności kulinarne, a i tak pewnie by nie wystarczyło. "Jeśli to nie podziała, graj kogoś niegroźnego, ale nie na tyle by uznali cię za ofiarę, po prostu bądź jak każdy inny. Nikt się nie spodziewa, że zwykły szarak go obrobi."
- W takim razie, zrobimy tak. Teraz pójdę do kolejnej wioski na ich trasie i wtopię się tłum, z kolei ty wyruszysz kilka godzin po mnie. Tak też powinno się udać, a zaoszczędzimy przy tym trochę czasu. - posłał dziewczynie lekko zmęczony uśmiech. Wstał żeby zabrać z pokoju swoje rzeczy. - Nie szukaj mnie na miejscu, będę cały czas obserwował cię z ukrycia. I jeszcze jedno, uważaj na siebie doktórko.
- Rawen, to chyba ty powinieneś na siebie uważać. Słyszałam od Raviego jaki czasem poobijany potrafisz przyjść. - pokręciła głową ze śmiechem i pożegnała blondyna.
***
Wczesnym popołudniem, po kilku godzinach intensywnego marszu kucharz dotarł do obrzeży osady osady. Zanim jednak do niej wkroczył musiał stosownie się przygotować, tak by nawet pani doktor musiała się namęczyć by go rozpoznać w tłumie. Wyciągnął z torby niewielki niezbędnik zawierający brzytwę, buteleczkę ze startym mydłem oraz buteleczki z barwnymi proszkami. Rawen z żalem zgolił swoją bródkę, po czym zabrał się za nadawanie swoim złotym puklom tymczasowej, brązowej barwy. Zgarnął włosy do tyłu i spiął je tak by odsłaniały twarz. Narzucił na siebie spłowiały czarny płaszcz, luźną koszulę przewiązaną w pasie i podobne spodnie. Z głębi torby wyciągnął jeszcze swoją starą  fajkę z białego drewna i owiniętą czarną wstążką.
Po tak przeprowadzonych przygotowaniach, kucharz wkroczył do osady. Jak się zdążył zorientować, przybył akurat przed wędrowną trupą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz