sobota, 13 kwietnia 2019

Od Ophelosa CD Leonarda

— Leonardo Montegioni.
I skinął głową, może i wywołując odrobinę szoku, który ulotnił się w szarym spojrzeniu pastucha. Bo jednak jego towarzysz się ruszył. Sztywno co prawda, ale jednak, szyja okazała się nie być przyklejona do niewidzialnej miotły.
A Ophelos odpowiedział mu tym samym, uśmiech zastępując odrobinę delikatniejszym, być może i wytworniejszym wyrazem twarzy. Imię ładne, bardzo ładne, w dodatku eleganckie, może nieco z odrobinę przesadzonym patosem.
Uśmiechnął się pod nosem, cicho prychając do siebie. W końcu jego wcale nie było lepsze, ba, jeżeli nie gorsze. 
Westchnął, przykładając ustnik fajki do warg, muskając go delikatnie, z pewną sensualnością jakby miał do czynienia z ustami wyczekującego kochanka, podczas gdy rozmarzone siwe spojrzenie obserwowało spokojne zwierzątka powolutku skubiące trawę. I w umyśle coś trzeszczało niebezpiecznie, głośno i nieprzyjemnie, wystarczająco, by wzdłuż kręgosłupa przeszedł niepozorny dreszcz. Bo nazwisko coś mówiło, a na horyzoncie świtały jakieś historie o szlachetnej rodzinie, tak nie rysowało to nic konkretnego. A więc mężczyzna zignorował je, zastępując uczucie dymem między policzkami, który równie szybko ulotnił się co niepokojące myśli. 
Noga nadal zarzucona była na nogę, a stopa kiwała się, raz w dół i w górę, raz w prawo i lewo, wybijając rytm znany jedynie pastuchowi, którego powieki opadły wraz z brodą, muskającą klatkę piersiową mężczyzny, a jasne loki przysłoniły twarz. Powtórzył imię drugiego mężczyzny pod nosem.
— Ładnie — mruknął w końcu, oczywiście z dosyć dużym opóźnieniem, jak każda jego czynność.
Bo gdzie miał się spieszyć, jak już niewiele od niego wymagano, jak nie musiał już przewidywać kolejnego kroku czy ruchu swojego przeciwnika, nie wymagano od niego całkowitego skupienia, dopóki ilość owiec się zgadzała?
I choć w takcie byłoby przedstawienie się ze wzajemnością, tak Chryzant nie miał na to ochoty. Zresztą, nie czuł potrzeby, by poznano jego mienię, jeżeli nie został o to zapytany, jeżeli drugiej osoby nawet nie miało to choć odrobinę zainteresować. Uważał, że już nie tak tajemniczy towarzysz jego dzisiejszej sielanki wolał czy nie chciał zaprzątać sobie tym głowy. Zerknął w drugie szare oczy, doszukując się jakiejkolwiek czytelnej emocji prócz chłodu, może i w ten sposób rzucając Leonardowi małe wyzwanie.
Zapytasz? Nie zapytasz?
Włożył fajkę w usta, a wolnymi dłońmi zerwał pobliski polny kwiatek, od którego zaczął powolutku odrywać płatki.
[nie najgorzej]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz