czwartek, 11 kwietnia 2019

Od Leonardo cd Ophelosa

⸺⸺֎⸺⸺

Odrzuciło go zdecydowanie to zwykłe, nudne wzruszenie szerokimi ramionami, znaczące wyraźnie, że mężczyzna zbyt dużo ze słów niepokornego chłopaczyny sobie nie robił. Wręcz go zbywał. Brakowało jedynie głośnego prychnięcia i puknięcia się w czoło dla dopełnienia całego tego pieprzonego wizerunku i wrażenia.
— Jeżeli robiłoby się to w sposób niezwykle niecierpliwy i w niepotrzebnym pośpiechu, to owszem zapewne nie pożyłbym za długo, wcześniej udusiwszy się gęstym dymem oraz sadzą zalegającą w całym organizmie — mężczyzna mówił dość spokojnie, przy okazji wlepiając dziwnie puste spojrzenie gdzieś w niebo, na co młodzian założył ręce na piersi i brakowało, by parsknął głośno, przy okazji wywracając oczami. Wszystko z zabójczą dozą potępienia. — A zresztą, czyż nie wszystko w określonych ilościach staje się trucizną? Wino, tłusta podsyta, ba, uważam, że i od drogocennych klejnotów dałoby się oszaleć! Kto wie, może i od pracy? Waszmość, palenie fajki to rodzaj sztuki, a ja po prostu jestem artystą.
Na to już prawie parsknął gromkim śmiechem, w ostatnim momencie powstrzymując się przed paskudnym rechotem, z którym definitywnie mu do twarzy nie było. Wolał uszczypliwe uwagi zachować dla siebie, a mężczyznę potraktować jedynie pełnym pożałowania dla jego poglądu spojrzeniem.
— Różnica taka, że jedzenia i napitku człowiekowi potrzeba ze względu na narzucone uwarunkowania, a klejnotów i skarbów do samego pożywienia pozyskania, gdy tu świństwo jest tylko marnej jakości dodatkiem, które wnosi więcej szkód, niż pożytku. Bo co nam z wysoko podniesionych morale, gdy ciało wręcz błaga o pomoc? — spytał, kręcąc przy okazji nosem, bo wciąż od samego zapachu fajki mdliło go niemiłosiernie, bo wszystko go drażniło i męczyło na tyle, by nie móc nawet dobrze skupić się na widoku owiec. — Choć w tym, co mówicie, też zasiane jest ziarno prawdy i mimo że w mojej opinii składa się na to głównie ludzka podatność psychiczna, to w jakimś stopniu zgodzić się z wami muszę — dodał pospiesznie, chcąc jak najszybciej pozbyć się palących słów z ust.
Marszcząc nos, zerwał kilka źdźbeł trawy, byle chwilę pomiętolić je w szczupłych palcach, wygnieść, wytarmosić. Bez celu.
Może później miał zamiar nawdychać się kojącego zapachu świeżej roślinności.
Nikt do końca nie wiedział.

⸺⸺֎⸺⸺
[meheh]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz