poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Od Ignatiusa cd. Xaviera

Chciał odwarknąć Xavierowi na ten bezczelny przytyk w stronę jego młodego wyglądu. To było ostatnie, czego miał w tym momencie ochotę słuchać. Był już wystarczająco przybity, a i na dogryzanie sobie nie było teraz czasu. Co oni? Dzieci, by w codziennie raczyć siebie nawzajem kąśliwymi uwagami? W życiu. Zwłaszcza teraz, gdy sytuacja była dla niego w stu procentach poważna i tylko to powstrzymywało dziewiętnastolatka przed rozpętaniem burzy. To i fakt, że Xavier kontynuował swoją wypowiedź przedstawiając sensowny plan.
W dzielnicy przemysłowej faktycznie mogliby znaleźć kilka wskazówek. Mniej lub bardziej ważnych, ale jednak. Ignatius rozłożył swoją mapkę i sprawdził jak daleko mogą znajdować się od siebie cele ich podróży. Nie były położone szczególnie blisko, ale nie zamierzał narzekać. Narobił im problemów to teraz musiał się nimi zająć.
Nie tracąc więcej czasu wraz z Xavierem opuścili karczmę i bocznymi uliczkami udali się w kierunku, z którego nie tak dawno przyszli. Nie odezwali się przy tym ani słowem. Ignatius tylko ledwo powstrzymywał się, aby to nie wyrwać się przodem na poszukiwania i nie zostawić barda za sobą. Zdawał sobie sprawę, że dla własnego bezpieczeństwa nie powinni się już rozdzielać. Przynajmniej dopóki nie odnajdą dokumentów, chyba, że los nie da im innego wyboru. Nie żeby chłopak tego oczekiwał czy o tym marzył.
Kiedy dotarli na miejsce natychmiast zaczęli szukać drugi wejścia na dach budynku, gdzie Iggy po raz ostatni widział uciekinierów. Fakt, że nim tu dotarli niemal całkowicie się ściemniło nieszczególnie im pomagał. Niebo było czyste, ale księżyc nie był jeszcze na tyle wysoko, by jakkolwiek pomóc, noc dopiero się zaczynała. Znajdowali się też w jednej z mniejszych uliczek, zaułku można by wręcz rzec, nie było tu więc żadnych latarni. Chociaż to mogło wyjść im na korzyść, jak tak dłużej sekretarz myślał.
Nie zniechęciło to w każdym razie czarnowłosego, podczas, gdy Xavier szukał wejścia na dach, cofnął się kawałek do miejsca, w którym, z tego co pamiętał, oberwał nieszczęsnymi "pociskami" złodziei. Śnieg nie zdążył zasypać jego śladów, więc odnalazł to czego szukał niemal od razu. Zacisnął wargi podnosząc z ziemi fragmenty ciemnego, cienkiego materiału z jednej strony pokrytego zielonkawym pyłem. Przyszło mu na myśl, by powąchać przedmiot dla absolutnej pewności, że to to, czego szukał, jednak w tym samym momencie głosik z tyłu głowy przypomniał, że nawet mała ilość tego szataństwa miała wpływ na człowieka.
- A gdyby tak dać to jakiemuś zielarzowi? - mruknął sam do siebie przyglądając się znalezisku i schował je po chwili do kieszeni. - Może umiałby określić, co to za rośliny.
Wyprostował się i otrzepał ręce nie przestając się rozglądać. Chyba powinien już wracać do Xaviera, lepiej było nie kusić losu. Obrócił się na pięcie w stronę zaułku, gdzie powinien kręcić się bard. Panująca wokół cisza przerywana jedynie szczekaniem psów w innej części miasta. Stolica wydawała się przez to dziwnie spokojna i bezpieczna zupełnie jakby nie było tu żadnej złodziejskiej szajki.
- Chyba znalazłem wejście - mruknął Xavier nawet nie spojrzawszy na zbliżającego się do niego sekretarza. W skupieniu przyglądał się ścianie budynku, a gdy Ignatius stanął obok niego wskazał kilka dziur między cegłami, które, niby przypadkiem, tworzyły prosty do przebycia szlak na górę.
- Czyli faktycznie wszystko mają idealnie zaplanowane - westchnął czarnowłosy próbując rozgrzać zmarznięte ręce. - Musimy wejść na....
- Stać w imieniu króla! - Ignatius zesztywniał, gdy jego wypowiedź przerwał nowy głos. Nie widział reakcji Xaviera, ale mógł przysiąc, że jego towarzysz tak jak on sam stał teraz jak ostatni słup soli w myślach przeklinając, że strażnicy miejscy akurat teraz zdecydowali się tu zajrzeć. - Podajcie swe mienie i powód przebywania w stolicy!
- Zakładam, że jednak za artystę z dobrego domu cię nie wezmą. Sam wspominałeś coś o latarniach - prychnął cicho Ignatius zerkając kątem oka na białowłosego. - Wizja spędzenia nocy w ciepłym sierocińcu wydaje mi się przyjemniejsza niż więzienie bądź łąka za murami Sorii.
- Daruj sobie w tym momencie - odparł Xavier, który zerknął w tej samej chwili na chłopaka.
Jak nigdy się nie dogadywali i nie mogli zrozumieć tak w tym momencie, gdy skierowali na siebie spojrzenia od razu wiedzieli, co muszą zrobić. Pięknymi oczami mogli się definitywnie nie wybronić. Gdy jeden ze strażników ponownie poprosił ich o przedstawienie się, jak jeden mąż, pędem rzucili się do najbliższej uliczki. Krzyk, który podniosły wówczas straże dodatkowo zmotywował ich do biegu. 
Przodem oczywiście puścił się Ignatius, ale co raz odwracał się, by sprawdzić czy Xavier za nim nadąża. Wiedział, że ten jest od niego wolniejszy i nie chciał go zgubić, zostawić na pastwę królewskiej straży. Stracić dokumenty a potem jeszcze towarzysza? Nigdy by sobie tego nie wybaczył. A Xav chyba jeszcze bardziej, w końcu i tak miał go dość. Po powrocie do gildii słuchałby jego uwag na każdym kroku. Inni też na pewno by się dowiedzieli jakie kłopoty na nich ściągnął. Weź zaufaj komuś takiemu.
Ignatius potrząsnął głową i skupił się na biegu. Musieli ich zgubić jak najszybciej, choć odpoczął trochę po ubiegłym biegu, wiedział, że daleko nie zabiegnie. Nie po ciemku i nie w zaułkach, których nie znał za dobrze, a na wyjęcie i oglądanie mapy nie było czasu. 
Zakręcił gwałtownie w kolejną uliczkę. To był jedyny plan jaki przyszedł mu do głowy. Nagłe zmiany kierunku biegu myliły. Gdyby jeszcze znalazł za jakimś rogiem jakąś kryjówkę, beczkę, skrzynię, szparę między budynkami, cokolwiek wystarczająco dużego by zmieścić dwie osoby. Umknęliby na pewno. Rozejrzał się gorączkowo. Nic, nic, te beczki są pełne i za bardzo na widoku, nic. Zakręt za zakrętem, nie patrzył gdzie biegnie, w coraz większej panice szukał tylko kryjówki. Czy pech naprawdę musiał się tak go trzymać!? Za jakie grzechy musiał to przeżywać?!
Ledwo wyhamował, gdy nagle dostał szansę. Większe rozwidlenie zamajaczyło się przed nim i gdyby się dobrze nie rozejrzał to byłby pobiegł w prawo. Ale te skrzynie przy jednym domostwie, które stały parę metrów dalej w uliczce po lewej mogły im uratować skórę. Jakby udało mi się niezauważenie pociągnąć Xaviera, pomyślał Ignatius i przyczaił się na rogu budynku. Jeśli tylko strażnicy nie siedzieli mu na ogonie i mieli cały czas na widoku.  Bo jeśli tak, to nie było szans na schowanie się.
Chłopak słyszał zbliżających się ludzi, dziwiło go, że mieszkańcy stojących przy tej ulicy domostw tak po prostu to ignorowali. Krzyki, szczęk zbroi? Raczej ciężko nie usłyszeć. Chociaż było to trochę oczywiste, sami nie chcieli mieć kłopotów. Jakże im w tej chwili zazdrościł. Czuł się teraz jak ostatni tchórz i rzezimieszek, a nawet nic nie ukradł.
Kiedy nagle ktoś przysłonił mu usta chciał krzyknąć, ale owa dłoń stłumiła wszelki dźwięk. Szarpnął się, gdy nieznajomy pociągnął go za sobą przez otwarte drzwi do małego, ciasnego pomieszczenia oświetlanego jedynie blaskiem kilku świeczek. Gdy znaleźli się w środku napastnik natychmiast puścił go by z trzaskiem zamknąć jedyną drogę ucieczki i zaciągnąć blokującą ją zasuwę. Wytrąciło to nakręconego do granic możliwości sekretarza z równowagi, bo niemal od razu zachwiał się i upadł na drewnianą podłogę. Zaległa cisza, którą po chwili przerwały odgłosy przebiegającej obok pogoni.
- Twojego towarzysza na pewno właśnie złapali, biegliście prosto do ślepego zaułku a i strażnicy byli zaraz za nim - odezwał się nieśmiały kobiecy głos, kiedy to Iggy zerwał się z podłogi i odruchowo skierował do drzwi nie zdejmując dłoni ze swojej katany. - Na twoim miejscu bym nie ryzykowała wyglądając. Mogą cię zauważyć. 
Te słowa sprawiły, że Ignatius zatrzymał się na chwilę, jakby przekonany usłyszanymi słowami.  Jednak nie skłamałby, że wpływ na to miała również masywna sylwetka, która zastąpiła mu drogę. Odwrócił się więc od drzwi i zamrugał przyzwyczajając wzrok do mdłego światła, a jego spojrzenie padło na osobę, którą już raz dzisiaj widział. Młoda szlachcianka w kwiecistej sukni uśmiechnęła się smutno i niepewnie, jakby chcąc go uspokoić. 
Tylko jak być spokojnym? Stracił dokumenty, przepustki, pieniądze! A teraz jeszcze przez jego głupotę i chęć sprawdzenia dachu, Xavier trafił najpewniej w ręce straży. Bycie spokojnym to ostatnie, co mógł w tym momencie zrobić.

Xav? *chowa się*
Ta końcówka jest słaba IKnow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz