niedziela, 28 kwietnia 2019

Od Marceline - Event

przeplot formy żeńskiej z męską jest celowy

Miała przedziwny sen. Była facetem, którego goniła staruszka z pochodnią i widłami. Nie mogła wzlecieć w powietrze, jakby straciła swe moce. Musiała biec, co jej nie zbyt wychodziło, przez co niedołężna kobieta była coraz bliżej, aż w końcu zamachnęła się ostrymi widłami i…
Marceline wybudziła się ze snu. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na zasłonięte okno, lekko wychylając głowę do tyłu. Zobaczyła… wschód słońca? Zmrużyła oczy zdziwiona tym zjawiskiem. Dlaczego przespała noc?
Podrapała się po głowie i przeszła do siadu. Czyżby się nie obudziła, gdy słonce zaszło? Nie, to nie możliwe. Zawsze się budziła… Dopiero w tej chwili sobie przypomniała, że coś kazało jej wracać do łóżka i zasnąć. To nie była żywa istota, tylko jakaś siła wyższa, jakby czar. Tylko… po co?
Czuła się inaczej. Było jej jakoś lżej, jakby straciła na wadze. Nie zauważając jednak żadnej zmiany wokół siebie, zrzuciła kołdrę na łóżko i podleciała do łazienki. Tam przemyła twarz i może gdyby mogła się zobaczyć w lustrze, zauważyłaby coś, co całkowicie zmieni jej dzisiejszy dzień. Niestety to było niemożliwe, dopiero gdy chciała załatwić swe potrzeby fizjologiczne, zauważyła pewną zmianę, od której zaczęła krzyczeć. Jej głos rozniósł się nie tylko po pokoju, ale także po korytarzu.
- Co jest?! - zestresowana próbowała uciec od tego, co wyrosło w jej miejscu intymnym. Podleciała do góry, plecami i głową uderzając o sufit. - To sen! Tak, to na pewno sen. Nie możliwe, by… - nawet nie chciała tego wymówić. W końcu to nie możliwe, by narządy kobiece zmieniły się w męskie… Nagle odechciało jej się sikać, zamiast tego położyła dłonie na swoich piersiach; przynajmniej tak myślała, że je tam znajdzie, ale zamiast nich napotkała płaską klatkę piersiową. Miała ochotę znowu krzyknąć, ale się powstrzymała. Popatrzyła na swe dłonie, długie smukłe palce zmieniły się w nieco grubsze i bardziej męskie. Potem przejechała nimi po całej twarzy: grubszy, nieco kartoflany nosek, krzaczaste brwi, kwadratowa szczena i krótkie włosy… Jak proca wystrzeliła z łazienki, pomknęła do okna i przez nie wyleciała. Nie wiedziała gdzie lecieć, chciała uciec od… bycia mężczyzną? Okrążyła gildie dwa razy, chyba chciała znaleźć kogoś, kto jej powie, że nie wybudziła się ze snu, ale na nikogo nie natrafiła. Wróciła do pokoju i na szybko przeanalizowała całą sytuację.
- Czyli tak. Mam dzide, przez którą muszę zmienić majtki, bo mnie ciśnie, nie mam piersi, więc lżej mi oddychać i jakimś magicznym cudem zmieniłam się w faceta, a wszyscy, w tym Teroise, śpią – gdy na chłodno wszystko przekalkulowała, uspokoiła się. Usiadła w powietrzu i zaczęła się zastanawiać, jak to możliwe, niestety po jakimś kwadransie nie udało jej się nic wymyślić, prócz zwykłego żartu primaaprilisowego. Tak, to musiało być to, w końcu dzisiaj był dzień żartów, jest po północy. - Jednak to mi nie mówi, kto mi to zrobił! - krzyknęła rozeźlona. Położyła się i zaczęła się zastanawiać. - W sumie… nie wiadomo, kiedy taki następny raz mi się trafi – mruknęła cicho do siebie. Wtedy zrozumiała, jak spędzi dzisiejszą noc.

*

Postanowił wybrać się do Derboth, najbliższego miasta, kiedy słońce zaszło. Dotarcie tam zajęło mu tylko godzinę. Na jego skraju znajdował się średniej wielkości budynek o szarych ścianach i ciemniejszym dachu. Był dwupiętrowy, grała w nich głośna muzyka, a bramkarz niestety wpuszczał do środka tylko mężczyzn. Marceline wielokrotnie próbowała się dowiedzieć, dlaczego kobiety nie mają tam wstępu, ale za każdym razem była wyrzucana na zbity pysk. Teraz miała okazję odwiedzić „Czarny Raj”.
Mężczyzna stojący na wejściu uważnie mu się przyjrzał.
- Kogoś mi przypominasz – stwierdził, uważnie mu się przyglądając.
- Wątpię, jestem nowy – dopiero wtedy chłopak zdał sobie sprawę, że jego głos również się zmienił, obniżył się o parę tonów. - Mogę wejść? - zapytał zniecierpliwiony.
- Ta – mruknął i otworzył drzwi. Marshall, jak się postanowił nazwać, wszedł do środka. Zobaczył z siedem stanowisk dla tańczących striptizerek, wokół których znajdowali się adoratorzy, śliniący się na ich widok i nie mogący oderwać wzroku od pół nagich ciał. Marshall wszedł głębiej i usiadł na kanapie, zamawiając sobie jakiś alkohol. Gdy go dostał i powoli sączył, uważnie przypatrywał się temu, co tu widział. Masa kobiet lekkiego obyczaju i jeszcze więcej korzystających z ich usług.
- Czyli to zwykły burdel? - zapytał zawiedziony sam siebie. Miał nadzieje znaleźć tu coś lepszego, niż tańczące baby na stołach, obnażające się przed jakimiś gamoniami, którzy są zbyt głupi na znalezienie sobie kobiety i muszą płacić za przyjemność.
- Witaj, nigdy nie widziałem cię w tym mieście. Jesteś nowy? - usłyszał pytanie. Odwrócił głowę w kierunku rozmówcy. Wysoki, przystojny o czarnych włosach wampir, ze świdrującymi błękitnymi oczkami. Michael?! Co on tu robi?! Wiele pytań narodziło się w jej głowie. Co jej chłopak robił w tym miejscu? Czy tak bardzo rzadko się spotykali, że postanawiała się zabawiać z jakaś inną? Nie, to nie było możliwe. - Halo, niemy jesteś? - Michael pomachał dłonią przed jego twarzą, Marshall ocknięty z szoku spojrzał na niego i zacisnął pieści pod stołem.
- Zamyśliłem się – oznajmił zimno i przysunął szklankę do ust.
- Jestem Michael, mówią mi Misza. A ty to…?
- Marshall – odpowiedział bez chwili zwłoki. Misza usiadł obok niego, tak samo jak on, unosił się w powietrzu, dlatego żaden z nich nie dotykał kanapy zadkiem, jedynie się o nią opierał. - Jesteś tutaj stałym bywalcem? - zapytał, chcąc się dowiedzieć, dlaczego tutaj się znalazł.
- No coś ty, mam dziewczynę. W każdej chwili mi da, poza tym nie kręcą mnie jakieś elfki czy sukkuby, a tym bardziej te zwykłe – machnął ręką i położył dłoń na oparciu mebla, tuż za karkiem Marshalla. Dziewczyna poczuła ulgę, chodź z drugiej strony była zażenowana tym, co usłyszała.
- To co tu robisz?
- Miałem dość odwiedzania tych starych karczm, które znam na wylot. Stwierdziłem, że spróbuje czegoś nowego i powiem ci, że dupy to nie urywa – powiedział, wskazując na widok, jaki mieliśmy przed sobą. Marshall mu przytaknął. - A ty co tu robisz? - spojrzeli na siebie. Długo zastanawiał się nad odpowiedzią, może nawet za długo. A wiesz, byłem babą, ale nagle urósł mi penis, więc postanowiłem zobaczyć miejsce, do którego kobiety nie mogą wejść.
- Z ciekawości, nie znam za bardzo tego miasta – powiedział w końcu.
- Może cię oprowadzić? - słysząc to, na chwilę zadławił się napojem.
- Nie trzeba, jutro wyjeżdżam.
- Tak szybko?
- Pilne sprawy – kłamał jak najęty i na chwilę nastała cisza.
Potem nie wiadomo jakim cudem, wlali w siebie kilka szklanek wódki. Zaczęło się od spokojnego i kulturalnego picia, które potem zmieniło się w wyzwanie. Gdy alkohol wstąpił do ich umysłów, zaczął się zakład „kto więcej wypije i będzie trzeźwy”. Mega głupie, ale charaktery obydwu nie pozwoliły na przegraną. Mimo wszystko nie wlewali w siebie ile wlezie, pomiędzy szklankami prowadzili konwersację, która z każdym łykiem stawała się coraz bardziej szczera.
- Wiesz co? Kogoś mi przypominasz – powiedział, opierając głowę o rękę.
- No kogo?
- Sam nie wiem… ale ten ktoś musi być bardzo ładny – powiedział lekko mrużąc oczy. Marshall będąc trochę pijany, pozwolił się objąć. Czuł się, jakby dalej był Marceliną, jednak został przy swojej roli, dlatego nie widział niczego złego w tym, że się do siebie zbliżyli. W końcu postanowili przestać pić, wyszli na zewnątrz. Księżyc zniknął, a za jakiś czar słońce miało wznieść się na niebo. Marshall wiedział, że powinien wracać, ale jego „nowy” kolega postanowił go chwilę przetrzymać.
- Czyli wkrótce wyjeżdżasz? - odezwał się. Wampir pokiwał głową, a Michael nagle pociągnął go w ustronne miejsce. Popchnął do ściany i przyłożył ręce przy jego głowie. Marshall w mgnieniu oka wytrzeźwiał.
- Co ty… - jego twarz przysunęła się do niego. - robisz… - wyszeptał, czując na sobie jego oddech. Był wyższy.
- Chce się pożegnać – oznajmił i złączył ich usta w długim pocałunku. Marshall zbity z tropu, zdał sobie, że jest jego dziewczyną, więc odwzajemnił pocałunek. Nie było w tym nic złego…
Do czasu, gdy wampir zdał sobie sprawę, że nie jest Marceliną, tylko obcym facetem! Gdy tylko chłopak się od niego odsunął, zamienił się w nietoperza.
- Ja muszę lecieć – ruszył do góry.
- Do zobaczenia Marshall! - usłyszał, nim zniknął za budynkami.

*

Wszedł do pokoju tak, jak wyszedł, czyli przez okno. Wpadł do łazienki i tam się zamknął. Nie chciał myśleć o dzisiejszej nocy, która z jednej strony była najzabawniejsza i najlepsza ze wszystkich, a z drugiej najgorsza. Mogła poczuć, jak to jest być facetem, odwiedzić miejsce, do którego nie miała wstępu (jakby to było godne zainteresowania). Niestety dowiedziała się też, że jej chłopak nie był do końca z nią szczery. Marceline zaczęła na chama szukać wyjaśnić, jakiegoś haczyka, który sprawi, że się uspokoi: i znalazła dwa. Po pierwsze, w pewien sposób całował ją, a nie nowo poznanego chłopaka. Po drugie, to był tylko nie winny pocałunek na pożegnanie, nie świadczący o niczym.
Chociaż się uspokoiła, chciała, by Mistrz i Aaron jak najszybciej odczynili ten czar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz