czwartek, 6 października 2022

Od Nikity — Bien sincèrement (I)

Ovenore, 1778


Olivierze,
Nie wiesz, ile problemów przysporzyło mi to drobne zaniedbanie. Oczywiście usłużnie nazywam to zaniedbaniem, bo nie chcę i nie mam zamiaru przypuszczać, że zrobiłeś to celowo i adresu nie zostawiłeś mi wyłącznie w ludzkim roztargnieniu. Nie zaprzeczam, taka podróż to spore przeżycie i dlatego tu domniemam źródła zamieszania, przez które nawet ciebie, naszego sumiennego Oliviera, mogę uniewinnić i ostatecznie nie gniewać się za bardzo. Z podkreśleniem za bardzo, bo że ocenzurowałeś w dziekanacie, gdzie będziesz zamieszkiwać w Brecce, dość mocno odbiło się na moich nerwach i zmusiło mnie do ukorzenia się przed osobami, przed którym normalnie nawet nie ściągam kapelusza. Jednak wierze, że to również następna konsekwencja przeoczenia i zrobiłeś to z myślą, że otrzymam adres w normalny sposób, nie że będę zmuszony do upominania się o niego.
Mam świadomość, że wzbraniasz się przed pisaniem, większych aktywności epistolarnych nawet nie chcę od ciebie oczekiwać, ale musisz mi obiecać, że chociaż zbierzesz się odpisać na co drugi list. I niech cię nic nie podpuszcza do zasłaniania się niewiarygodnym nawałem prac, okropnym uciskiem Harmsena, bo za nic ci nie uwierzę, a możliwe, że nawet obrażę się na śmierć. Na śmierć Olivierze, powtarzam, bo zmusisz mnie do zwiększenia ilości posyłanych ci listów, a to skończy się moim ostatecznym zubożeniem. Sam przecież mnie pouczałeś o kosztach, które będę doświadczać przez publicznych posłańców. (Miałeś słuszność z wygrażaniem mi, że nikt za mnie nie poświadczy. Zniknąłeś i wraz z tobą zniknęły resztki sympatii, którymi mnie darzono w tych, pożal się, uczelnianych murach). A doskonale wiesz ile we mnie upartości. Odmówię sobie chleba, wiedząc, że tak mogę cię zmusić do chociaż drobnego aktu serca względem mojej osoby. Bądź więc tak łaskawy dla własnego przyjaciela i odpisz od czasu do czasu na to prozaiczne pytanie o zdrowie, rozpisz mi się na te dwa zdania o urokach Brekki, opowiedz co u ciebie.
Oczywiście sam nie zamierzam cię oszczędzać i zwierzę ci się z moich dni złośliwie szczegółowo (to za to nieporozumienie z adresem). Przed opuszczeniem Ovenore zachęcałeś mnie do zrezygnowania z ogłoszenia i spróbowania znalezienia zatrudnienia w innych częściach miasta. I uwierz mi, próbowałem. Naprawdę próbowałem posłuchać się twoich rad, ale szukałem wszędzie, zachodziłem, gdzie mogłem, rozpytywałem kogo się dało. Wprawdzie udało mi się w międzyczasie złapać coś drobnego, dosłownie robota zamieść-zanieść, ale wszystko za grosze zdecydowanie za nędzne na wyżycie. Rozumiesz, że musiałem się w końcu skontaktować z tym człowiekiem.
Mężczyzna przedstawił mi się z imienia Mykoła. Nie wiem z iloma grabarzami, miałeś w życiu przyjemność, ale tu możesz śmiało sięgać do szablonowych wyobrażeń, a możliwe, że nie otrzymasz obrazu dalekiego od rzeczywistości. Prostota w rozumowaniu i postępowaniu, ale urozmaicona pewną ekscentrycznością, chociaż nadal dość chłopską, ułagodzoną, nawet nieszkodliwą. Oczywiste, że za wcześnie dla mnie na opinie, ale przez czas z nim spędzony człowiek ten nie zachował się w żaden sposób, który mógłby wzbudzić u mnie negatywne odczucia. Może nawet na pewien sposób doceniam manierę mężczyzny, bo przez tę prostotę, zamiast marnować nasz czas na dogadywanie się, on zdołał w pierwszych kilku zdaniach przestawić mi warunki i wynagrodzenie (które w pełni mnie zadowoliło), a następnie sprawnie przystąpić do zapoznawania mnie z obowiązkami.
Właśnie takim sposobem mam zaszczyt pracowania na cmentarzu nalężącym do Domu Miłosierdzia Erishii na wschodzie Ovenore, stosunkowo niedaleko czarnego placu. Dowiedziałem się od Mykoła, że kilka lat temu mieściła się tu niewielka kaplica, a sam Dom został wzniesiony stosunkowo niedawno, w czas przemian charakteru wschodnich dzielnic i ogólnego wysiedlania ubóstwa. Większość nagrobków pochodzi właśnie sprzed tego okresu, obecnie nie chowa się tu za dużo ludzi, bo wraz z rozbudową świątyni ponoć również zwiększyła się cena za ziemię — według słów Mykoła, nowi mieszkańcy są za młodzi na częste pochówki, a starsi za biedni. Dlatego też do dnia obecnego nie mogę się ci streścić ani ceremonii, bo nie miałem robót, które można tak standardowo uznać za te wiążące się z zawodem grabarza. Chociaż znasz mnie, wiesz, że nie mam zamiaru narzekać na taki stan. Mam takie samo wynagrodzenie, ale za mało uciążliwe obowiązki. Do dziś przeglądałem listę z opłatami za utrzymanie nagrobków (Mykoła, to osoba niepiśmienna, normalnie chodzi z tym do plebana, ale usłużnie zaoferowałem się z pomocą) i właśnie w przerwie znalazłem moment na napisanie do ciebie.
Następny list postaram się wysłać za czas nie dłuższy niż dwa tygodnie. Do tego momentu mam dużą wiarę, że ten zdąży do ciebie dotrzeć, a następny zastanie cię, kiedy będę się rozczytywać w twoich odczuciach z życia w portowym mieście. Oczywiście, wierze, że dla mnie postarasz się w opisach.
Nikita 


PS Zapomniałem wspomnieć, że grabarzowi towarzyszą dwa olbrzymie kundle. Wprawdzie to nie molos, z którymi się bawiliśmy za dziecka u męża piastunki, ale i tak robią wrażenie. Te bestie nie opuszczają mężczyzny nawet na chwilę. Chodzą wiernie za nim, służąc większą inteligencją, niż można się spodziewać po psach. Jeśli będziesz ciekaw to mogę dla ciebie spróbować zapamiętać, z jakich imion na nie woła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz