piątek, 21 kwietnia 2023

Od Jamesa

Obiecał, że przyjdzie, jeżeli poczuje się gorzej i ten czas nie nadchodzi. Wcale. 
Odzyskuje siły witalne, magia cienką nicią łata rozoraną skórę. Oprócz przyjemnego uczucia ciepła pozostawia po sobie złote, lśniące fragmenty, które z czasem bledną jak wypłowiała na słońcu tkanina. Nie odbudowuje utraconych mięśni, zniszczonych nerwów, odzyskuje za to nieco więcej władzy w większości palców. To tylko początek, musi być cierpliwy, żeby efekt poprzednich wypraw, nowych metod leczenia był czymś więcej niż chwilowym przebłyskiem dobrego samopoczucia. Dużo więcej się rusza, zmienia swoje przyzwyczajenia, z rozczuleniem spogląda na odrzuconą w kąt laskę. Nadal nie pozbył się rękawiczek, ale bez nich czuje się całkowicie nagi, pozbawiony jakiejkolwiek formy obrony przed światem. Wie, że już dłużej nie rozpada się na kawałki, nie jest chodzącym trupem, za którym ciągnie się nieprzyjemny odór śmierci i medykamentów, ale to nadal za mało, żeby wyzbył się dawnych uprzedzeń. Ma wrażenie, że oddziela się kawałek po kawałku od swojej dawnej osoby, pierwszy raz trzeźwo spoglądając na świat.
Pije trochę mniej, ale tylko trochę, jest przecież z Calą i alkohol jest nieodłączną przywrą ich znajomości, ale nie czuje już potrzeby zaciągnięcia się kieliszkiem do snu. To progres. Jak na fakt, że minęło naprawdę niewiele czasu, to wręcz absurdalnie szybki. James miewał już w przeszłości momenty remisji, zazwyczaj wystarczyły dwa, trzy tygodnie, żeby z powrotem leżał w łóżku, ledwo mogąc zrobić cokolwiek bez leków przeciwbólowych.
Jeżeli on czuł się tak źle, to nawet nie chce myśleć o cierpieniu…
Jednak wcale nie chce myśleć o cierpieniu, więc nie myśli. Czas w gildii upływa mu iluzorycznie, dni przepływają przez palce, złudzenia same narastają pod powiekami, gdy z uporem doczekuje się poranka, w którym nie czuje żadnego bólu. Później nadchodzi kolejny, kolejny i kolejny, a po tych wszystkich tygodniach ma ochotę płakać ze szczęścia. Czasem to nawet robi, ale tylko przypadkiem, wieczorami, gdy nikt nie patrzy i wyjątkowo zdąży zamknąć okno, zanim wpadnie przez nie Cala. Coraz częściej nad sobą nie panuje, bardziej niż zwykle, na więcej sobie pozwala.
Chyba się obudził. To dziwne. Ostatni raz przeżywał życie tak szczerze, prawdziwie i swobodnie w trakcie studiów, a i tak trwało to raptem do roku, może dwóch. Później przyszły listy z Obarii, za listami przyszła Oblivian i trumna, a to drugie boli bardziej niż znienawidzona żona, więc o tym też już nie myśli. Dalej nie myśli, znowu tylko działa, wpada w mętlik, który psuje mu ciągi myślowe, zakłamuje ocenę sytuacji, sprzyja umysłowemu rozluźnieniu.
W końcu znowu się budzi i dalej nic go nie boli, z mózgu ma papkę, filiżanka herbaty przelatuje mu przez palce, więc jednak idzie do gabinetu medycznego i przyznaje ze spokojem:
— Przepraszam, że przeszkadzam, panie Nykvist, ale chyba jestem naćpany i nie wiem do końca czym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz