czwartek, 10 sierpnia 2023

Od Antaresa – Pożegnanie

„Wiedziałem, że w końcu opuścisz ten żałosny grajdołek, ale wiesz co?”
„Hm?”
„W sumie nie była to taka katastrofalna strata czasu.”
Lekki uśmiech wykwitł na twarzy Antaresa. Oczywiście, że nie była to strata czasu. Gdyby ktoś wcześniej powiedział mu, jak wiele zmieni się w jego życiu dzięki temu, że pewnego dnia Mistrz postanowił wysłać go na misję właśnie z Leą, nigdy by mu nie uwierzył. A teraz proszę bardzo. Rycerz instynktownie podążył kciukiem ku podstawie serdecznego palca, opuszek przesunął się po gładkim, ciepłym metalu. To, co nigdy nie miało być jego udziałem, stało się rzeczywistością.
W końcu zebrał ich bagaże, zniósł na dół, na ten niewielki plac przed siedzibą Gildii.
Favellus instynktownie czuł, że coś się święci. Prychał więcej, strzelał ogonem, przystawał, gdy opuszczali stajnię. Zerkał na pozostałe rumaki, szczególnie Heliosa, u którego boku przecież tyle podróżował. Biały destrier po prostu wiedział – że to nie była tylko podróż na kolejną misję, choćby miała być naprawdę długa. Antares nie przewidywał, by los pozwolił mu ponownie wrócić w te okolice – jeśli jeszcze kiedyś przeznaczenie skrzyżuje jego ścieżkę z innymi, będzie to pewnie gdzieś na szlaku, gdy rycerz najmniej się tego spodziewał, bo tak przecież działał przypadek. Lecz nim to by nastąpiło, pozostały mu listy, które chciał pisać razem z Leą.
Aż zdziwił się, że tyle zgromadził przez ten czas. Sam przecież miał niewiele, ledwie tyle, ile potrzebne mu było, by sumiennie wypełniać obowiązki błędnego rycerza. A teraz proszę – juki pełne pamiątek i podarków, zgromadzonych przez cały ten czas, gdy pozostawał tutaj, będąc częścią czegoś większego.
Luna stała tuż obok, równie objuczona, co Favellus. Zebrali wszystkie swoje rzeczy, nie zostawiając niczego, prócz odłamka serca. Rumaki zwróciły się w stronę traktu, ruszyły niespiesznie.
Trzepot skrzydeł rozbrzmiał w spokojnej ciszy, fragment obłoku oderwał się od kryształu nieba. Śnieżnobiały ptak sfrunął z wysokości, z gracją wylądował na ramieniu Antaresa, pochylił głowę, oparł dziób o policzek rycerza. Ten uśmiechnął się, zmierzwił pióra tak samo, jak robił to, gdy wszystkie były jeszcze żółte.
— Chodź, Lumi. Pojedziemy do nowego domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz