czwartek, 10 sierpnia 2023

Od Maurice'a — Kant

Mefistofelesie, stop kant. 
 — Ach, ale na jakiejże podstawie! — Wampir unosi się nieco na krześle. Rzuca kartami o stół i splata ręce na piersi. Trochę oburzony, trochę w zwątpieniu. 
Drapiesz się za uchem, gdy Marta ma w dłoni cztery karty. 
— Akurat mnie zaswędziało — blefuje Mefistofeles, blef jednak poddany zostaje w wątpliwość za pomocą palącego seledynem spojrzenia czarodzieja. — Uważam, że z Martą jesteśmy z góry na przegranej pozycji. 
Unosi uważne srebro oczu, próbuje dostrzec zasiadającą w fotelu Śmierć. Nic z tego. Ta śmieje się tylko, zasłania niewidoczne usta swoimi kartami. 
— Kant! — Wykrzykuje Maurice, gwałtem wstaje ze swojego fotela. Mefistofeles jęczy ponownie, chowa chudą twarz w pazurach, świadomym będąc, że wraz z Martą tę rozgrywkę przegrają. 
Troje nagle zamiera. Wampir unosi wzrok, czarodziej zatrzymuje w przestrzeni wędrującą ku talii kart dłoń, Śmierć wierci się na fotelu. Wie, gdy dwóch się domyśla. Tylko dziewczę łypie na nich podejrzliwie, podnosi brewki, obraca głowę. Rudy lok opiera się o jej wargi. 
Obawiam się, że ktoś was właśnie opuścił. 
— Nie na wieczne odpocznienie, oczywiście — dopowiada Maurice, wiedząc, jak słowa niecodziennego towarzysza mogą zostać odebrane. — Ale tak. Obawiam się, że Gildia straciła właśnie kilku członków. 
— I się nie pożegnali? 
Słowa Marty żałośnie odbijają się bez odpowiedzi po pomieszczeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz