piątek, 11 sierpnia 2023

Od Echa — Kent

— Ile? — Echo dopytuje z niedowierzaniem znad parującego kubka herbaty, którą Irina kilka minut temu siłą wcisnęła mu w dłoń, stwierdzając, że wygląda blado i słabo, trupio wręcz, a że w ostatnich dniach niebezpieczny typ kręcił się niebezpiecznie blisko Gildii, to lepiej, żeby się nawadniał.
Nie miał serca jej odmówić, herbatę przyjął, a czarodzieja, siedzącego tuż obok przy okazji śniadania, podpytał, czy aby na pewno Śmierć, kierując się obawami Iriny i nie tylko jej, na przyjęcie go w swe ramiona się nie szykuje.
— Dziewięć osób.
— Mhm. — Mężczyzna pokiwuje głową. Odstawia kubek, podpiera już wolną dłonią polik. — Szkoda. Cztery, teraz dziewięć, całkiem niezła gromada. Kharqua straciła towarzyszkę na padoku, będę musiał jej znaleźć nową.
— O, nie, nie ma takiej opcji. Nie nadaję się do jazdy konnej.
Echo uśmiecha się pod nosem.
— Jeszcze ciebie przekonam — stwierdza, tematu jednak nie ciągnie. Biednemu Maurice’owi życia jeszcze bardziej uprzykrzać nie pragnie. — Wracając, Śmierć na pewno się na nikogo stąd nie szykuje? — Na mnie, na przykład, wydaje się dodawać onyksem oczu.
— Absolutnie, nic mi o tym nie wiadomo. A wiedziałbym, gdyby się szykowała. Po prostu zaprosiliśmy ją do uprzejmej rozgrywki w ken… Znaczy, kanta.
— To nie jest kent?
— Nikt nie miał serca powiedzieć Marcie.
— Ach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz