sobota, 12 grudnia 2020

Od Xaviera cd. Mattii

W uniesieniu odskoczył z siedzenia i niemalże tracąc równowagę przez własny płaszcz, dopadł do biurka. Zgiął się nad mapą, wzrokiem śledząc zakreślone granice, naniesione grubą kreską ścieżki i drogi, które wytyczały trakty od stron Tirie, aż po wymienione Lowen. Próbował przypomnieć sobie, odszukać w układzie elementów odpowiedź na pytania dlaczego i kto, lecz pamięć podsuwała mu wówczas wyłącznie sprzeczne myśli. Zamiast odnaleźć ślad wspomnień, które mogły rozgrzeszyć go z tego, że utracił coś tak ważnego, to ich nagłe nawarstwienie, dziwne rozmydlenie tylko potęgowało w nim ciążące poczucie. Mógł lutnie zapodziać, gdzieś zagubić przez swą lekkomyślność, lecz niemożnością było, że dopuścił, aby ktoś tak po prostu to od niego ukradł. Ze wszystkich przedmiotów, które były mu bliskie i cenne ta nie mogła zostać mu tak odebrana. Nie w tak haniebny sposób i nie przez osobę, której lica nawet nie był wówczas w stanie wywlec ze swoich wspomnień.
— Skradziona. 
Niespodziewanie z piersi wyrwał mu się całkiem obcy dźwięk: przytłumiony głos, z gardła drżący strwożoną nutą, może pewną wstydliwością, która stłumiła znamienne dla chłopaka wzniosłości — na moment, aż nie doszedł do rozumu i na ponów nie wrócił do swego standardowego tonu. 
Odwrócił się do mężczyzn, szeleszcząc miękko płaszczem i brzęcząc złotem na nadgarstkach.
— To niemożliwe. — poprawił się, nerwowo przygładził przędze. Przez chwile przyglądał się Isidoro, a następnie przeniósł swą uwagę na drugiego z braci. — Jesteście pewni?
— Lutni tu nie ma. Ani w Gildii, ani w Tirie. — odparł Mattia. Przekładał w dłoniach kryształ, szukał wzrokiem futerału. — Wahadełko wychyliło się wręcz od razu. Ktoś musi mieć twoją własność i właśnie zmierza traktem.
— Do Lowen — dokończył bard.
Chłopak mimowolnie wodził wzrokiem za dłońmi astrologa; za migoczącym między nimi złotem i ciemną, kwarcową purpurą, która raz lśniła w blasku świec, raz znikała w cieniu, zależnie od ruchu rąk. 
— Owszem. Masz może kogoś na myśli? Jakiekolwiek podejrzenia?
Mężczyzna odnalazł pudełko na biurku, schował do niego wahadło i wrócił wzrokiem do barda.
— Nie. — Xavier mało roztropnie pokręcił głową, nerwowo przygryzł wargę. Znów za czymś gonił w myślach  — Gdybym cholera tylko wiedział.
Mattia zamyślił się na moment, machinalnie wygładził mapę na konsoli.
— Nie szkodzi. — dodał po chwili. Lekko, wręcz ciepło, z delikatnie krzepiącą nutą. — Powinniśmy się wpierw udać w tamte strony.
— Powinniśmy?
Xavier zmarszczył brwi, nieco się zacukał. Uniósł wzrok w stronę Isidoro i dopiero w tamtym momencie przypomniał sobie, co ten powiedział zaledwie kilka chwil temu. Wydarzenia w Almerze sprawiły, że bard począł postrzegać zachowania astrologa trochę w innych świetle. Chociaż wciąż nie rozumiał większości z prezentowanych przez niego osobliwych manier i nadal niektóre zdarzenia uznawał za dziwne, to słowa Isidoro zdecydowanie nabrały dla barda większych wartości. Od tamtego czasu chłopak był w stanie za nimi iść z większą swobodą; bez zbędnych uniesień i dumnego uporu. Widocznie tych kilka znaczniejszych i drobniejszych momentów dość mocno utwardziło barda w przekonaniu, że w towarzystwie D'Arienzo nie warto było marnować czasu na teatrzyki; zwłaszcza że los rzadko zwlekał w swoich działaniach.
— Myślisz, że to coś nam da? — Xavier westchnął ciężko. Przeniósł ciężar ciała na bok, oparł się o biurko. — Skąd będziemy wiedzieć kogo szukać?
— Od czegoś musimy zacząć. — Astrolog uśmiechnął się na ostatnie zdanie; delikatnie, dyskretnie, ledwo podniósł kąciki ust. — Na pewno będziemy w stanie dowiedzieć się tam czegoś więcej, niż gdybyśmy zostali w Gildii. 
Bard westchnął, znów uciekł z myślami. Przez moment utrzymał wzrok na Matti, lecz zaraz odwrócił głowę w stronę Isidoro. Drugi mężczyzna zdawał się nie być zbytnio zainteresowany ich konwersacją; przekładał i szeregował w odpowiednim porządku książki na półkach.
— Prawda — mruknął po chwili i wrócił uwagą do Matti. 
Wyprostował się, wygładził płaszcz i znów przybrał na usta swe znamienne uśmiechy.  
— Zatem zbierz co ci potrzeba. Rano wyruszamy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz