sobota, 1 stycznia 2000

Miłość to moją tak zatwardza duszę...

Prawią nam stare pieśni o przeszłości cudach:
O bohaterach słynnych, o znojach, o trudach,
O godach i rozkoszy, o łzach i boleści,
O bojach i zapasach — słuchajcie powieści!

I

      Przyjechał i rycerz, wystrojony dostojnie,
      Biały włos był ułożony porządnie.
      Na rumaku lśnił połysk złoty,
      A uprząż ustrojona została w klejnoty.

Nogi miękły pannom, gdy łapały spojrzenie srebrnego oka wysokiego mężczyzny, nieważne, czy w zbroi i z mieczem u pasa, czy dopiero co obudzonego, wyglądającego zza drewnianych drzwi w płóciennej koszuli, która nie do końca ukrywała za cienkim materiałem wszystko i nieułożonych, jasnych włosach. Wrót do pokoju nie uchylał do końca, nigdy nie dawał spojrzeć w głąb pomieszczenia, jakby przerażony że dworskie damy przyuważą za dużo, bo, och, bałagan w pokoju rycerza, toż to mu nie godzi, a cóż to, chuda stopa wystająca zza białej pościeli, czyżby kochanka?
Mężczyzna w końcu mógł zamknąć drzwi i oprzeć się o nie, spoglądając z uśmiechem na złotawą kończynę, która, oczywiście, zwisała z łoża zgodnie z komentarzem dworki, choć nie należała do osobnika płci żeńskiej. Odchrząknął wystarczająco głośno, by zbudzić drugiego chłopca, przeciągnął się i zwinnie znalazł się przy łóżku, a gdyby nie skrzypiące, stare deski, pewnie i bezszelestnie. Musnął długimi palcami policzek kochanka.
— Ile jeszcze zamierzasz udawać, że śpisz? — melodyjny, cichy głos z doskonałą dykcją opuścił krtań, wraz ze śmiechem.

VII

      Wychowany przez ojca na rycerza, jak przystało,
      Stawiany jako młodzieniec prawy, cnót miał niemało.
      Dłonią wspomógł, a uszy dam cieszył śmiechem czystym,
      Choć wraz z fajką wolałby spocząć pod drzewem strzelistym.

Uśmiechnął się, podając kobiecie dłoń na jej prośbę, by potowarzyszył w wędrówce do pokoju. W końcu damie nie wypadało samej sunąć przez korytarze, a mu nie wypadało odmówić, czyż nie?
I choć w myślach mężczyzny pojawiła się kąśliwa uwaga, zachował ją dla siebie. Skinął głową innym mężom, od których został właśnie wyrwany i delikatnie użyczył ramienia dziewce. Wsłuchiwał się w jej komentarze na temat pozostałych dworek, kiwał głową, gdy było to wskazane, czy krzywił się z nią w udawanej zgodności, kiedy ta wyrażała swoje niezadowolenie z jakiegoś faktu. Nawet jeżeli w ten sposób odrobinę naginał zasadę obrony prawdy i przeciwstawiania się niesprawiedliwości, wolał jednak następnego dnia nie być przypadkiem zaproszony na pouczającą rozmowę, jakoby zrobił kobiecie na złość.
Otworzył drzwi przed dworką i głową skinął jej na pożegnanie. Uśmiechnął się lekko, gdy ta palcami, ot tak przypadkiem, przejechała po jego dłoni, opuścił jednak wzrok.
— Panienka pozwoli, jednak tej nocy obowiązki wzywają mnie, bym stał u boku moich towarzyszy — odpowiedział i choć spotkał się z karcącym wzrokiem, w końcu mógł odwrócić się na pięcie, by ruszyć ku sali.
Skrzywił się. Mężczyzna pomachał głową, jakby starając się odpędzić nasilający się ból, gdzieś w czaszce, który pojawił się od tych wszystkich plotek, intryg i okropnego tłumu.
Zdecydowanie wolałby w tym samym czasie spocząć pod pobliską sosną, wyciągnąć nogi i z fajką w dłoni puszczać kółka z dymu.

XIII

      Rycerz w złotawej zbroi spiął bułanego ogiera ostrogami,
      Ten zarżał, podskoczył w miejscu i ruszył wolnymi podskokami.
      Rzucając łbem niespokojnie, uszami strzygąc czujnie,
      Choć na pobojowisku dusza już nieżywa oddechem ni chuchnie.

Mężczyzna chwycił mocniej za wodze, starając jakkolwiek ocucić się od powoli zbliżających się nudności. Piękny miecz u boku zaczynał ciążyć, głowa gotowała się w hełmie, a wszechobecny smród doprowadzał do szału, tak jak podkute kopyta ciężkiego konia i dźwięk łamanych kości tuż pod nimi, bo rumakowi wcale nie przeszkadzały walające się na ziemi ciała ofiar, baranków samych pchających się na wojenkę z dumą ukazującą się w wypchniętych klatkach piersiowych, gdy prężyli się przed damami dworu tuż przed oficjalnym wymarszem.
Z tarczą lub na tarczy.
Rycerz w końcu nie wytrzymał, ociężale i nieudolnie zeskoczył z ogiera, by pospiesznie odrzucić ozdobny, drogocenny hełm na splamioną ziemię, paść na kolana i pozbawić się zupełnie zawartości żołądka, jeżeli w ogóle jeszcze jakaś w nim była. Skrzywił się, nie mogąc nawet w jakkolwiek ludzkich warunkach otrzeć się za pomocą szmatki, czystej dłoni, czegokolwiek. Zamiast tego mógłby jedynie sprawić sobie ból za pomocą rękawicy, pod którą powoli przestawał czuć palce.
Chwycił za wodze i zostawiając hełm w tyle, zaczął prowadzić bułanego rumaka obok siebie, stwierdzając, że próby wspięcia się na konia jedynie będą mogły zakończyć się niechybną śmiercią, czy to od nieszczęśliwego upadku, czy od samego czasu trwania tej czynności. Jasne włosy zdążyły przykleić się do czoła, a kropla potu wpaść do szarego oka, przez co i to zaczęło piec niemiłosiernie.
I choć wydawać się to mogło niewykonalne, bo liczba ciał przekraczała setkę, kto wie, może i tysiące, choć mężczyzna uważał, że ta druga liczba musiała być już wynikiem jego mar, powoli pełznącemu ku niemu szaleństwa od odoru, od krwi i od upału, znalazł to jedno, jedyne ciało w zbroi, którą rozpoznawał, gdy tylko pojawiała się na horyzoncie. Z metalu jak wszystkie inne, z budową jak każda. A jednak, nawet na już opuszczonym ciele, spoczywała zupełnie inaczej, okalała drugiego mężczyznę w sposób wręcz niezwykły.
Jasnowłosy puścił konia, padł na kolana i z odrobiną wysiłku pozbył się hełmu drugiego rycerza, chcąc upewnić się, czy to na pewno on. Nawet jeżeli za przyłbicą wolałby szczęśliwie ujrzeć inną, nieznaną sobie twarz.
A jednak, doskonale rozpoznał niebieskie oczy, pusto spoglądające przed siebie.
I nadszedł krzyk, który przypadkowo wyrwał się z krtani. A następnie kolejny, i kolejny, wraz z drżącymi wargami, całym ciałem.



pastuch•lat dwadzieścia sześć•rycerz brzydzący się miecza•Soria
Ophelos Chrysanthos


No i powstał i Chryziu, mój niby błędny rycerz.
Pod dokończeniem tytułowego cytatu znajdziecie powiązania, relację i inne dziwy.
Zapraszam do wąteczków, zapraszam do wspólnego pykania fajki i pasania owieczek, jak i drobnych potyczek na miecze, choć nie wiem, czy do tego zdołacie tego urwisa przekonać.
Arty wykonane przez Eli-Baum (pierwszy oraz drugi). Hogwarckie Kodowanie troszkę mi pomocnej ręki użyczyło, choć i tak miałam dużo użerania się z tą kapejką! Cytat tytułowy oczywiście od ukochanego Szekspira, a słowa zaczynające kapejkę pochodzą z Niedoli Nibelungów.
Prosimy o wcześniejszą konsultację w razie używania Chryzia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz