sobota, 1 stycznia 2000

chciałabym wyjąć serce spod żeber




Kha’sis
– Właśc. Khardias Sistov – Wywodzący się z dalekiego wschodu – Bies Zapomnienia – Lubi suszone morele –

Gdy spotkałam go po raz pierwszy, był pięciometrowym bydlęciem z ogniem zawartym w sześciu oczodołach. Nie powstrzymało mnie to przed zaciśnięciem palców na szorstkim, brunatnym i szczerze mówiąc, nieco cuchnącym futrze, twierdząc, że fajny z niego psiak. Miałam wtedy pięć lat i jest to chyba jedyne wspomnienie, jakie mam z tamtego okresu. Trudno o nim zapomnieć, szczególnie że chwilę po pojawieniu się stworzenia, do komnaty wparowała moja matka i rozhulała aferę na pół dworku.
Uspokajałam ją, że stworzenie wypłynęło z mojego medaliku i z radością zamachałam nim przed oczami rodzicielki. Został wyrzucony. Dziwnym trafem, bez względu na to ile razy podarunek lądował poza naszymi terenami, koniec końców zawsze odnajdowany zostawał na komodzie stojącej w rogu mojego pokoju.
Kilka lat później Kha’sis wyznał mi iż w rzeczywistości to on sam przyzywał się na to miejsce, bo stwierdził, że zrobiłam na nim dobre pierwsze wrażenie i nawet jeśli myślał, że wiedźma postradała zmysły, to zadecydował o dotrzymaniu mi towarzystwa.
Od tamtego czasu Bies towarzyszy mi w każdej wyprawie i każdej przygodzie. Jest zarówno kompanem podróży, opiekunem, strażnikiem, jak i najbliższym mi przyjacielem. Pieszczotliwie nazywam go ojcem, na co jedynie charka i odwraca się oburzony.
Mimo potwornego wyglądu, to jego z naszej dwójki prędzej nazwać można dobrym strażnikiem, który co najlepsze, najpierw myśli, potem działa. W zupełnym przeciwieństwie do mnie.


Percival Ernis
– Najstarszy z braci – 32 – Lwie serce – Strzelec wyborowy – Urodzony czternastego dnia pierwszego miesiąca – Dowódca jednego z legionów – Miłośnik krasnoludzkiego piwa –

Nauczyłam się, że ludzie nie muszą być inteligentni, by zostać nazwanymi mądrymi. Jest najbardziej ludzką osobą, na jaką mogłam trafić i przy każdej okazji dziękuję światu za to, że mogę nazywać go moim bratem. Nie musiał być dla mnie kojący, nie musiał się nawet mną przejmować. Gdy się pojawiłam, byłam jedynie kolejną osobą w domu, a różnica wieku jaka nas dzieliła, sprawiała wrażenie dziury, głębokiej i szerokiej na tyle, by obawiano się przez nią przeskoczyć. A jednak stałam się oczkiem w głowie chłopca, który zakochał się w młodszej siostrzyczce odkąd tylko skończył się połóg i mógł dostrzec mnie po raz pierwszy.
To właśnie Percival nauczył mnie większości rzeczy, którymi mogę się pochwalić, zaczynając od umiejętności puszczania kaczek i wiązania trzewików, na naciąganiu kuszy i parowaniu miecza kończąc. Spędziłam z nim najwięcej czasu ganiając po drzewach i to właśnie z nim rozważałam słuszność mojego wstąpienia do zakonu.
Wspierał mnie zawsze, bez względu na to, jaki pogląd miał na moje decyzje. Uznawał, że muszę sama poznawać życie, jego wady i zalety, a także kształtować własną historię.
Aktualnie widujemy się rzadko, co nie zmienia faktu, że pilnie wymieniamy się korespondencją i to właśnie z nim najczęściej się kontaktuję. Również ze względu na fakt trwania dość istotnej misji, znaczy się, zdobycie uwagi, a w kolejnym kroku ręki panienki Yvonne von Bosvarg.
Rozumiem jego potrzeby, po tylu latach służby, przy takim podejściu do świata i tak dziwota, że za zakładanie rodziny zabrał się dopiero teraz.


Ferense Cornis
– Środkowy brat – 30 – Dziecko Słońca – Zawarta w nim wiedza sprzed wieków – Urodzony dwudziestego siódmego dnia dziewiątego miesiąca – Uczony – Zapalony ornitolog –

Ferense po prostu był. Nigdy nie darzyłam go szczególnym uwielbieniem, a sam odwzajemniał mój brak zainteresowania. Prócz więzów krwi nie łączyło nas nic, nie licząc wspólnych biesiad i kilku potyczek zainicjowanych przez ojca, czy wujostwo. Sam brzydził się miecza, sam uciekał się od przemocy, a najchętniej zamykał w naszej biblioteczce, gdzie przesiadywał od rana po sam wieczór, raz na jakiś czas wymykając się po coś do napitku, czy drobną przekąskę w postaci suchego chleba.
Z tego, co mi wiadomo, pozostał w stolicy, gdzie wciąż studiuje i pogłębia wiedzę na tematy z właściwie każdej dziedziny. Cenię sobie jego doinformowanie, nie boję się również spytać go o pewne sprawy i wiem, że jest to jedna z nielicznych rzeczy, która sprawia mu przyjemność. Z tego też powodu często korzystam z jego usług i coraz gęściej napotykam chwile, gdzie mam okazję zamienić z nim kilka słów, nawet listownie.
Uczę się go na nowo, bo mimo spędzonych wspólnie lat, o własnym bracie wiem niezwykle mało, co wiecznie martwiło Percivala, który twierdził, iż rodzinie przynależy trzymać się razem i również w takim zestawieniu wspierać.
O dziwo, oboje znaleźliśmy kiedyś wspólny cel, to jest uszczęśliwienie najstarszego z braci, nawet jeśli znaczyło to zakłamane bratanie się przy okazji wspólnych polowań.



Apollinaire Cretis
– Najmłodszy z braci – 28 – Samotny Wilk – Wygnaniec – Łupieżca, bandyta, łowca nagród – Urodzony siódmego dnia siódmego miesiąca – Wybitny kaligraf –

Braci się nie traci, mawiają. Ile w tym prawdy, trudno mi powiedzieć, bo nie jestem w stanie określić, na, ile Apollin jest jeszcze mi bliski. Oboje zmuszeni do bratobójczej walki, zdążyliśmy zapomnieć o tym, ile w rzeczywistości dla siebie znaczyliśmy.
Co jednak począć na to, iż musiałam gonić za jego głową z rozkazu wyżej postawionych, a on, podstawiony pod murem, odpowiadać musiał na moje zaczepki, które nie miały zbyt wiele wspólnego z tymi dotyczącymi sprawy drewnianego miecza i tego, kto go dziś dobędzie.
Złamano mi serce wiadomością o ustanowieniu go wrogiem państwa po tym, jak kolejny raz z rzędu postarał się o opróżnienie królewskiego skarbca i zamach na jednego ze szlachciców. Nie byłam natomiast zdziwiona, dowiedziawszy się, iż człowiek, na którym dokonano ataku, był nikim innym, jak Goldblumem. Złamano mi serce, gdy powiadomiono mnie o tym, że właśnie ja mam dobyć miecza i pochwycić zbiega. Złamano mi serce, gdy musiałam przycisnąć czub kryształowego ostrza do splotu słonecznego mężczyzny, którego jeszcze kilka lat wstecz przytulałam ciasno, pragnąc okazać jak najwięcej czułości. W to samo miejsce, do którego przytknięta była broń, jeszcze kilka miesięcy przedtem przymilałam policzek.
Robiłam tak często, bo przecież był chłopcem samotnym i często odrzucanym, który mimo starań moich i Percivala, rzadko kiedy silił się na szczery uśmiech.
Raz, jeden jedyny raz, go pochwyciłam, tylko dlatego, że chciałam to zrobić. Raz, jeden jedyny raz trafił do więzienia, z karą śmierci wyznaczoną nazajutrz rano. Raz, jeden, jedyny raz przeciwstawiłam się państwu, wypuszczając i prosząc o pomoc Osghorna.
W dniu egzekucji, dwie godziny przed domniemanym stryczkiem, zastano pustą celę, wyłamaną kłódkę i pięknie wydrapany na ścianie napis, którego nie wspomnę, głównie ze względu na jego niecenzuralność.


Ophelos Chrysanthos
– Kuzyn – Błędny Rycerz – Pasterz z wyboru – Ulubieniec z dalszej rodziny –

Od zawsze wiedziałam, że masz w sobie coś z barana. Parsknęłam śmiechem, dowiedziawszy się o ścieżce, którą podjąłeś, w duchu wiwatując, iż nareszcie dobiłeś do spokojnej, bezpiecznej przystani.
Naprawdę, cieszy mnie twoje szczęście, mój drogi, bowiem zawsze patrzyłam na ciebie z podziwem, zadzierając wysoko głowę. Byłeś mi ikoną większą, niż Percival, taka już chyba kolej rzeczy, iż największym podziwem darzy się akurat kuzynostwo, niźli rodzeństwo.
Rzec można, iż to ty byłeś zawsze celem, do którego dążyłam i że to twoja osoba napędzała mnie do samodoskonalenia siebie. Nie musisz o tym wiedzieć, tak samo, jak nie musisz być świadom tego, że przyłączyłam się do gildii główne ze względu na ciebie. Może uznałam, że należy zacieśnić relacje rodzinne, a może po prostu stęskniłam się za widokiem ciebie rozczochranego i nieco nieogarniętego.
Kto wie.
Może chcę nauczyć się być pasterzem i w końcu porzucić miecz? Może chcę zasmakować czego nowego. Może nie ma w tym większego celu. Sama nie wiem, może ty mnie uświadomisz w rzeczywistych intencjach moich postanowień?


Krabat Ratignak
– Rolnik – Książę Prędzej koniuszy Złodziei – Wyjątkowa jej słabość – Synonim poczucia winy –

Krabat był wielkim, kuśtykającym i wydającym się dość ślamazarnym, kawałem mięcha i kości. Tego Narcyza była już bardziej, niż pewna, bo i ślepy by to zauważył. Nie spodziewała się jednak, że tak potężny i, idąc dalej skojarzeniami, raczej powolny, mężczyzna, jest w stanie tak prędko mówić, o myśleniu nie wspominając. Nie sądziła również, że może być aż tak skrupulatny i nie obawiając się tego słowa wcale, pedantyczny. Wręcz obsesyjny. Nie widziała przecież, by ktokolwiek, kiedykolwiek z taką uwagą traktował, właściwie to świeży i czysty, kieliszek. W pewnym momencie zaczęła się nawet zastanawiać, czy ten przypadkiem nie obawia się zawrzeć z nią jakiegokolwiek kontaktu, jakby co najmniej miała go ugryźć, prędko jednak odwołała tę myśl i kazała jej na nowo wstąpić do szeregu, rugając się za taką głupotę po cichu.
Znała go bardzo krótko, jednak było tego czasu na tyle, by prędko wyzbyła się niektórych stereotypów o Księciu Złodziei. Rabusie kojarzyli się bowiem z przyjmowaniem właściwie wszystkiego, co miał człowiek, czy też natura do zaoferowania, on natomiast zdawał się narzekać na wszystko. Pewnie, nawet gdyby obsypano go złotem, począłby psioczyć, że czuje się przez ową sumę przytłoczony i pewnie za chwilę zlecą się do niego wygłodniałe sępy, tylko czyhające na to, aż obolała noga się podwinie, a Ratignak poleci jak długi, zahaczając przy okazji łbem o blat zawalony monetami, ściągając na siebie kilka ciężkich sztabek.




Rawen Kurokami
– Kuchcik – Pierwszy z wyznawców – Bliski sercu – Wybitny fajtłapa –

— Przyłapali cię, ot co. Pewnie zwiałaś, a wcześniej zdołałaś jeszcze przypieprzyć Kurokamiemu patelnią.
Cisza ze strony blondynki wzbudziła poczucie zwycięstwa po stronie biesa. Uśmiechnął się, tak pysznie i do tego wszystkiego wypiął dumnie pierś, przeświadczony o własnym tryumfie.
— Mam rację, czyż nie? — zaśmiał się parszywie.
— W połowie — odpowiedziała, sięgając po ciastko.
— To czym jak nie patelnią?
— Nie uderzyłam go, do cholery jasnej — warknęła, na co Khardias prychnął nieco wymuszonym śmiechem. — Uratował mi skórę. Gdyby nie on, to pewnie ja zostałabym ofiarą łyżki Iriny.
— Brzmi ciekawie — odparł, pozwalając na to, by w głębokich, ciemnych ślepiach błysnęła iskra radości pomieszana z delikatną, niezauważalną wręcz kpiną.
— A zresztą, po co ja ci w ogóle o tym mówię — burknęła, machając ręką. Straciła większość cierpliwości do tej paskudy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz