Obudziło mnie delikatne szturchnięcie
w ramię. Powoli otworzyłem oczy i głośno ziewnąłem.
– Znowu pracowałeś do późna? –
usłyszałem za sobą głos Babci I. Podniosłem się z blatu i przeciągnąłem
rozprostowując zesztywniałe mięśnie i stawy, które postanowiły wydać z siebie
te irytujące chrupnięcia.
– Ano, trzeba było się ze wszystkim
wyrobić przed powrotem Fiony. – uśmiechnąłem i wyciągnąłem papierosa z paczki.
– Dalej próbujesz jej zaimponować? –
zapytała z rozbawieniem w głosie.
– Aye – mruknąłem i ruszyłem do
chłodni. Zszedłem na sam dół po ciastka które wczoraj przygotowywałem.
– A czy ona ostatnio o mało cię nie
zastrzeliła kiedy próbowałeś ją poderwać?
– Mhm... – mruknąłem w odpowiedzi.
Nie musiałem głośno odpowiadać, z jej słuchem to by i komara zakradającego się
do kuchni w trakcie libacji mistrza usłyszała. W każdym razie musiałem szybko
je znaleźć i wykończyć zanim Fiona wróci. Poczułem jak coś zaczyna mi się
ocierać o nogi. Gdy zerknąłem w dół zobaczyłem czarne futrzaste stworzonko.
– Co jest Nue? Zgłodniałeś pewnie,
hm? – mruknąłem do zwierzaka. Ten się tylko na mnie spojrzał i pokicał w
kierunku półki gdzie zostawiłem wczoraj ciastka. Poszedłem za nim, ale ciastek
nie uświadczyłem. Gdy się bliżej przyjrzałem zauważyłem sporo okruszków wokół
pyszczka tego przeklętego sierściucha. Czarny szczur musiał wyczuć moją żądzę
mordu na nim, gdyż spieprzył szybciej niż tu przybył. Zły i zrezygnowany
wyszedłem na górę. W wejściu czekała już na mnie Babcia I.
– Coś taki rozeźlony? – spytała
zarzucając ścierkę na ramię.
– Ano ten cholerny sierściuch pożarł
wszystkie ciastka. Człowiek zarywa nocki żeby coś zrobić, a tu przychodzi taki
szczur i wszystko psuje.
– Jak się szybko uwiniesz z przygotowaniem
śniadania to może zdążysz dla niej coś innego zrobić, prawda? – uśmiechnęła się
zachęcająco. Przebiegła babka z niej. Ale co racja to racja, mogę zdążyć zrobić
jeszcze placek jagodowy.
***
Niecałe półtorej godziny później
wyjąłem z pieca ciepły parujący wypiek. Odstawiłem go na blat w pobliżu okna, a
sam udałem się na zasłużonego szluga. Rozsiadłem się wygodnie na ganku i
obserwowałem spadające krople deszczu. Przyjemna chwila wytchnienia, przed
sprzątaniem po posiłku. Mój kochany wypoczynek został przerwany przez skomlenie
dobiegające z wnętrza. Wpadłem do środka by zobaczyć jak ten cholerny mały niszczyciel
męskich marzeń o kobiecej łazience pożera mój kolejny plan! Czarna bestia
skomlała kiedy wgryzała się w miejsca jeszcze wrzące. W chwili gdy dziabnął
zbyt gorący kawałek doskoczyłem do niego i szybkim acz eleganckim i
dystyngowanym ruchem pochwyciłem go, po czym wepchnąłem do pustego dzbana do
kiszenia ogórków. Nałożyłem pokrywę i przygniotłem kamieniem. Nue szarpał i miotał
się wewnątrz, ale nie był w stanie ruszyć ponad metrowej wielkości glinianego
naczynia, a tym bardziej unieść wielkiego kamulca na pokrywie. Niestety nie
mogłem się zbyt długo ponapawać zwycięstwem. Niedługo po tym do kuchni zajrzał
Shinaru i zaczął się rozglądać.
– Ej, Rawen! Widziałeś może gdzieś
Nue? – powiedział gdy tylko zbliżył się do mnie – Zniknął mi zaraz po tym jak
zaczęło się śniadanie... A jeszcze ani razu nie opuścił posiłku...
– I nie opuścił, nasz dzisiejszy
obiad kisi się w dzbanie. – mówiąc to rzuciłem gniewne spojrzenie w kierunku
naczynie z którego dobiegało drapanie.
Shin? Pora
zacząć wojnę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz