wtorek, 15 maja 2018

Od Rawena do Shinaru

Obudziło mnie delikatne szturchnięcie w ramię. Powoli otworzyłem oczy i głośno ziewnąłem.
– Znowu pracowałeś do późna? – usłyszałem za sobą głos Babci I. Podniosłem się z blatu i przeciągnąłem rozprostowując zesztywniałe mięśnie i stawy, które postanowiły wydać z siebie te irytujące chrupnięcia.
– Ano, trzeba było się ze wszystkim wyrobić przed powrotem Fiony. – uśmiechnąłem i wyciągnąłem papierosa z paczki.
– Dalej próbujesz jej zaimponować? – zapytała z rozbawieniem w głosie.
– Aye – mruknąłem i ruszyłem do chłodni. Zszedłem na sam dół po ciastka które wczoraj przygotowywałem.
– A czy ona ostatnio o mało cię nie zastrzeliła kiedy próbowałeś ją poderwać?
– Mhm... – mruknąłem w odpowiedzi. Nie musiałem głośno odpowiadać, z jej słuchem to by i komara zakradającego się do kuchni w trakcie libacji mistrza usłyszała. W każdym razie musiałem szybko je znaleźć i wykończyć zanim Fiona wróci. Poczułem jak coś zaczyna mi się ocierać o nogi. Gdy zerknąłem w dół zobaczyłem czarne futrzaste stworzonko.
– Co jest Nue? Zgłodniałeś pewnie, hm? – mruknąłem do zwierzaka. Ten się tylko na mnie spojrzał i pokicał w kierunku półki gdzie zostawiłem wczoraj ciastka. Poszedłem za nim, ale ciastek nie uświadczyłem. Gdy się bliżej przyjrzałem zauważyłem sporo okruszków wokół pyszczka tego przeklętego sierściucha. Czarny szczur musiał wyczuć moją żądzę mordu na nim, gdyż spieprzył szybciej niż tu przybył. Zły i zrezygnowany wyszedłem na górę. W wejściu czekała już na mnie Babcia I.
– Coś taki rozeźlony? – spytała zarzucając ścierkę na ramię.
– Ano ten cholerny sierściuch pożarł wszystkie ciastka. Człowiek zarywa nocki żeby coś zrobić, a tu przychodzi taki szczur i wszystko psuje.
– Jak się szybko uwiniesz z przygotowaniem śniadania to może zdążysz dla niej coś innego zrobić, prawda? – uśmiechnęła się zachęcająco. Przebiegła babka z niej. Ale co racja to racja, mogę zdążyć zrobić jeszcze placek jagodowy.
***
Niecałe półtorej godziny później wyjąłem z pieca ciepły parujący wypiek. Odstawiłem go na blat w pobliżu okna, a sam udałem się na zasłużonego szluga. Rozsiadłem się wygodnie na ganku i obserwowałem spadające krople deszczu. Przyjemna chwila wytchnienia, przed sprzątaniem po posiłku. Mój kochany wypoczynek został przerwany przez skomlenie dobiegające z wnętrza. Wpadłem do środka by zobaczyć jak ten cholerny mały niszczyciel męskich marzeń o kobiecej łazience pożera mój kolejny plan! Czarna bestia skomlała kiedy wgryzała się w miejsca jeszcze wrzące. W chwili gdy dziabnął zbyt gorący kawałek doskoczyłem do niego i szybkim acz eleganckim i dystyngowanym ruchem pochwyciłem go, po czym wepchnąłem do pustego dzbana do kiszenia ogórków. Nałożyłem pokrywę i przygniotłem kamieniem. Nue szarpał i miotał się wewnątrz, ale nie był w stanie ruszyć ponad metrowej wielkości glinianego naczynia, a tym bardziej unieść wielkiego kamulca na pokrywie. Niestety nie mogłem się zbyt długo ponapawać zwycięstwem. Niedługo po tym do kuchni zajrzał Shinaru i zaczął się rozglądać.
– Ej, Rawen! Widziałeś może gdzieś Nue? – powiedział gdy tylko zbliżył się do mnie – Zniknął mi zaraz po tym jak zaczęło się śniadanie... A jeszcze ani razu nie opuścił posiłku...
– I nie opuścił, nasz dzisiejszy obiad kisi się w dzbanie. – mówiąc to rzuciłem gniewne spojrzenie w kierunku naczynie z którego dobiegało drapanie.

Shin? Pora zacząć wojnę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz