sobota, 19 maja 2018

Od Yenny CD Kai

Siedziba miała być ruiną. Okazała się rezydencją. Zadbana, w miarę odnowiona i co najważniejsze, pełna ludzi.  Krzątali się tu i tam, niosąc coś, patrząc w szare niebo, czy niezdarnie omijając kałuże. Pośpiesznie wchodzili do środka, wychodzili w kierunku innych zabudowań i patrzyli na świat zza czystych okien. Budynek zdawał się zapraszać wszystkich do środka, a Yenna chętnie by to zaproszenie przyjęła, wcześniej jednak musiała dotrzeć do stajni. Potem miało już być z górki, może tylko jeszcze ktoś zapisze jej przybycie. Resztą chciała zająć się później. Albo nigdy, wreszcie nie po to przyjechała, by stać się jedną z tych dziwaków.

— Nie pamiętam, żebym się przedstawiła. Lavrance, Yenna Lavrance. Z Birsis, w Nalaesii. — mruknęła, jak zwykle kłamiąc. Z wiekiem przychodziło jej to coraz łatwiej, każde oszustwo stawało się po prostu małym ziarenkiem piasku, które musiała połknąć. Wiedziała, że przez całe życie dużo się tego piachu nałykała i nadejdzie dzień, w którym pójdzie razem ze swoim brudem na samo dno, dusząc się w otaczającej ją prawdzie. Nieśmiało. lecz często śniła, że jednak zamiast tego nadejdzie dzień, kiedy uwolni się raz na zawsze od Yenny Lavrance, wspomnień i zbrodni. Że może kiedyś zapomni. I wyciągnie z otchłani dawną siebie, niewinną i nieświadomą. Może nawet szczęśliwą, kto wie. Dziewczynę, która wedle przepowiedni, znajdzie wreszcie swój dom.

Kobieta wyraźnie uniosła brwi, jednocześnie potakując głową. Zdecydowanie wyczuła fałsz, ale nic nie powiedziała. Yenna stwierdziła, że nie robi tego ze zwykłej dobroci serca. Takich ludzi nie ma już na świecie. Raczej dla późniejszego zysku. Może zamierzała ją zdemaskować przed mistrzem gildii, ostatecznie triumfując? Zmieszać z błotem w towarzystwie innych? Tak czy siak, wszystko jedno. Długo zostać w Tirie nie zamierzała, może tutaj jeszcze ani o niej, ani o starej przykrywce nie słyszeli. Co wcześniej się jej nie zdarzyło, teraz jakoś zapomniała użyć innego imienia. Myśląc tylko o miękkim łóżku czy nawet starym, śmierdzącym sienniku, pragnęła jednego. Byleby było sucho. Ciepło. Spokojnie, wreszcie spokojnie...

Marząc jak małe dziecko, nawet nie usłyszała, gdy jej przewodniczka się przedstawiła. Prawdę mówiąc, nie wiedziała nawet, czy to zrobiła. Wpatrzona w kamienną fasadę, badała każde pęknięcie, każde pnącze, które pięło się w górę, starając się zapomnieć o ostatnich dniach. Nie rozmyślała nad niczym, chciała już tylko odpocząć. 
— ...zza morza.
Słysząc ostatnie słowo, popatrzyła nieprzytomnie na towarzyszkę i nieświadomie ogłosiła światu swoją myśl.
— Czy ja cię gdzieś czasem… — zaczęła, urywając w połowie. Siwa zatoczyła się w bok, szurając ciężko kopytami. Nawet ona miała dość tej podróży, dość much, deszczu i błota. Opuszczając łeb, markotnie wlokła się za nimi, a ospały stuk podków przypomniał Yennie o stajni. Tak, stajni, do której prowadziła ją kobieta. Stajni, przed którą w trójkę stały. Nie czekając dłużej, weszła do środka przez szerokie, dębowe drzwi, by zostać powitaną przez ciepłe powietrze i charakterystyczny zapach, który znała aż za dobrze.

— Hej tam, przyprowadziłam mojego konia! — zawołała resztką sił, zatrzymując się w pustym korytarzu. W odpowiedzi tu i tam usłyszała tylko uparte przeżuwanie i uderzenia ogonów o boki zwierząt. Jakaś zagubiona mucha wleciała jej prawie do ust, gdy chciała jeszcze raz zawołać. Powstrzymała się, zaglądając pobieżnie do wszystkich boksów po kolei.

Obce konie nie zwróciły na nią najmniejszej uwagi, zdecydowanie wolały swoje siano. Żaden nie rzucił się jej w oczy, a to już było coś. Czy udało się jej zgubić ogon, podążający z nią aż tydzień? Jeśli tak, to po kłopocie. Jeśli nie… miała to już gdzieś.

— Halo? Jest tutaj ktoś? — powtórzyła, już wprowadzając klacz do jednego z pustych boksów. Stajenny nadal nie raczył się zjawić, a ona nie zamierzała już dłużej czekać. Wystarczająco zmęczona, postanowiła sama zająć się szkapą. Teatralnie westchnęła, uwalniając ją od wędzidła, zdejmując ciężkie torby, siodło, mitug. Co się dało, powiesiła i szybko przetarła wiszącą na haku szmatką. Żal jej było wiernej klaczy, więc jeszcze chwyciła ostatkiem sił za szczotkę i przeczesała po łebkach zabrudzoną sierść. Siwa spojrzała na właścicielkę z dezaprobatą i odwróciła do Yenny zadem, finalnie w podziękowaniu dzieląc ją mokrym ogonem po twarzy.

Kobieta wyszła na zewnątrz, zamykając boks. Już miała wyjść, gdy w drzwiach pojawiła się jakaś postać. Lavrance dostrzegła młodego człowieka z piórkiem za uchem i chciała go wyminąć, mając w dłoni gotowe kilka monet, gdy coś ją zatrzymało.

Chłopak zbladł. Pierwszy raz w życiu, Yenna także. Historia zatoczyła koło.

Jeszcze raz.

 I gdy wpatrywali się w siebie na wzajem, ciszę przerwał głos ciemnowłosej kobiety. Yenna bez słowa wcisnęła chłopcu pieniądze w dłoń i postanowiła udawać, że nic się nie stało. Ot, może porozmawiać o odbytej podróży przez Tirie, czy wpisać się do rejestru członków. Jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz