niedziela, 11 października 2020

Disobedience will always met with consequences.

tło

,,Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię’’

A wraz z nią swych posłańców, którzy mieli szerzyć pokój i opiekę na całym świecie. Już od pierwszego dnia znałem swoje miejsce i zadania jakie mi powierzono, które rzecz jasna miałem w planach posłusznie wykonywać. Nie stawiałem żadnego oporu w końcu jak mógłbym sprzeciwiać się własnemu stwórcy, który podarował mi to silne, piękne ciało, czystą duszę i wielkie, śnieżne skrzydła. Wierzyłem, że przyłożył do mnie najwięcej pracy i trudu, że byłem jego ulubionym dziełem i pałał do mnie wyjątkową sympatią, lecz z czasem zrozumiałem, że nie różnię się od innych prawie niczym. Tak, kochał mnie, lecz co mi z miłości, która nie jest jedyna, najprawdziwsza i szczera? Stróżowi świata nie wypadało jednak narzekać na jego los, bo tak czy siak miałem szczęście, że egzystowałem u jego boku w niebieskim mieście.

Zastanawiałem się długo, dlaczego z początku naiwnie myślałem, że jestem tym jedynym. Może to przez dar, jakiego mnie nauczył. Nie przypominał mi daru żadnego innego anioła i może właśnie to zbiło mnie z tropu. Ojciec podarował mi umiejętność spełnienia jednego, największego ludzkiego pragnienia. Widział jak niektórzy cierpią i chciał im dać szansę, nadzieję, iskierkę światła w ciemnym tunelu i podarował im właśnie mnie. Wtem zsyłał mnie na ziemię, a ja odnajdywałem zagubione i rozżalone dusze, aby im pomóc i rozświetlić ich ścieżkę. Kochałem to robić, gdyż sprawiało mi to tyle radości ile sobie nie wyobrażałem. Czułem, że stwórca mnie obserwuje,ale przede wszystkim miałem nadzieję, że pała dumą na ten widok.

Osiedlił mnie w pewnym biednym miasteczku Verborn w Nalaesii, gdzie skrzywdzonych dusz nie brakło. Powiedział mi zaś, że wrócę do niego gdy skończę swoją misję na ziemi. Nie chcąc go zawieść codziennie błądziłem szarymi uliczkami, które ani trochę nie przypominały niebios i spełniałem po jednym, najważniejszym życzeniu. Niestety z dnia na dzień wcale nie robiło się lepiej. Zacząłem czuć się źle, jeszcze nigdy nie było wokół mnie tyle nienawiści. Błagałem ojca, aby zabrał mnie z powrotem, lecz ten ignorował moje prośby. Zupełnie przestał się do mnie odzywać i wtedy zrozumiałem, że mnie opuścił.

Lata mijały, a ja stawałem się coraz słabszy. Nie patrzyłem już w niebo, nie miałem tam czego szukać. Przerwałem swoją misję, żal i rozpacz ludzi wpływała także i na mnie czego nie mogłem dłużej znosić. Byłem zrozpaczony, a wtem moja bezczynność doprowadziła mnie do zadbanego dworu pewnego bogatego urzędnika. Widząc żałośnie wyglądającego młodzieńca posłał mnie do stajni, od tamtego dnia miałem zajmować się końmi. Pozwalał mi nawet spać na sianie, które w zimne noce okrywało mnie ciepłem i nadzieją. Te stworzenia nie były takie straszne na jakie wyglądały z góry, gdy patrzyłem jak ojciec je tworzy. Nauczyłem się jak się z nimi komunikować, dbałem o nie jak o własne skarby i dodatkowo otrzymywałem za to pochwały. Zdawało się, że gdy wstanę na nogi ojciec znów się do mnie odezwie. Zacząłem pracować jeszcze ciężej, czasami zgłaszałem się również do innych prac na dworze, gdzie pewnego dnia jesieni spotkałem piękną rudowłosą niewiastę. Siedziała wtedy w ogrodzie z książką wśród kolorowych liści, które wraz z jej złocistymi pasmami tworzyły obraz, na który chciałem patrzeć wiecznie.

Poznałem ją. Moje niskie stanowisko wcale jej nie zraziło, a wręcz wydawało mi się, że dzięki temu patrzyła na mnie jak na kogoś prawdziwego. Traktowała mnie jak najpiękniejszy kwiat przez co zacząłem mieć nadzieję, że stałem się dla niej kimś najważniejszym. Przypomniała mi się wtedy złudna miłość mojego ojca jednak mimo to nie umiałem trzymać jej na dystans. Działała na mnie tak, że czułem się zmuszony codziennie przynosić jej kwiaty, widywać się z nią wieczorami i dotykać jej gładkiej, ciepłej skóry. Czułem jej dreszcze za każdym razem jak tylko ujmowałem jej twarz. Podczas naszych rozmów opowiadała mi o swoich największych marzeniach jednak nie mogłem ich spełnić. Miała ich tyle, że grzechem byłoby dla mnie wybrać, który uszczęśliwi ją na zawsze, więc wstrzymywałem się, a przynajmniej do tamtego wieczora. Dokładnie rok od naszego pierwszego spotkania poprosiła mnie o to, czego się najbardziej obawiałem. Powiedziałem jej rzecz jasna kim jestem, ale nie sądziłem, że w to uwierzy bo nie wiedziałem najważniejszego, a mianowicie, że jej rodzina wierzy w mojego ojca. Dziewczyna zapragnęła poznać prawdziwe imię Boga i wszystkie jego sekrety. Zaślepiony miłością do niej, a nienawiścią do ojca, że mnie opuścił otworzyłem usta, aby o wszystkim jej powiedzieć…

Klęczałem i cierpiałem, a nade mną stał ojciec. Tak surowej miny na jego twarzy jeszcze nigdy nie widziałem i wprowadzało mnie to w ogromny niepokój. Powiedział to. Zawiódł się na mnie i mojej próżności, a także tym, że nie kontynuowałem swojej misji. Pokładał we mnie największe nadzieje i chciał, abym sprawił, iż świat będzie lepszy aż zabraknie na nim nienawiści i biedy, ale zawiodłem. Nie mógłbym dłużej stać u jego boku kiedy tak bardzo ubrudziłem jego święte imię i odwróciłem się od niego w chwilach wątpliwości.

Ostatnim co ujrzałem byli moi bracia patrzący na mnie z żalem, a wtem niebiosa rozwarły się, a ja zacząłem spadać. Leciałem bardzo długo, a moje skrzydła okazały się bezwładne, bez szans uchronienia mnie przed bolesnym upadkiem. Widziałem tylko jak ich czysta i piękna biel zmienia się w brudną i skażoną czerń, która miała już na zawsze przypominać mi o moim niewybaczalnym błędzie.

Wtem zderzyłem się z twardą ziemią i zbudziłem się dopiero po kilku dniach. Nie wiedziałem gdzie jestem, co teraz mam ze sobą począć, gdy w moim życiu brakuje celu, ale zdecydowałem się odwiedzić jedyny sens mojego poprzedniego życia. Błądziłem, podróżowałem, ale w końcu odnalazłem pamiętny dwór, gdzie odkryłem co potrafi moje serce. Niestety jej oczy wcale nie ucieszyły się na mój widok. Wywołałem u niej wręcz strach, ale to jej słowa tak naprawdę rozbiły moje serce na milion kawałków, których nawet magia nie byłaby w stanie poskładać.

- Kim jesteś?

Ojciec odebrał jej pamięć o moim istnieniu, abym nie mógł zwrócić się do niej o pomoc.

Wtedy upadłem po raz drugi, a swoje życie postanowiłem przenieść jak najdalej tamtego miasta, więc zamieszkałem w Tirie.



Pierwsza i na pewno nie ostatnia wersja tej kp, na następny raz postaram się to zrobić trochę profesjonalniej więc nie skreślać mnie! c: Chętnie przyjmę wszelkie wątki po wcześniejszym ich uzgodnieniu. Daje zgodę na kierowanie moją postacią w wątkach, w razie wątpliwości dopowiem co trzeba i czego zabrakło wyżej.

Autorzy: główne zdjęcie - Zara H ;anioł - @marellamoon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz