niedziela, 11 października 2020

Od Cahira cd. Mattii

Cahir popatrzył na kartę. Przedstawiała bogato odzianego młodzieńca o subtelnych rysach twarzy, niewinnym spojrzeniu, łagodnym uśmiechu i przydługich włosach. Zmrużył oczy, przyjrzał się. A może to była kobieta?...
Uniósł wzrok na Mattię.
— Ale jak to: razem?
— Zwyczajnie. Razem. Ty i ja — wyjaśnił astrolog, sięgając po szklankę. Upił łyk. — Pojadę za Belmaro. Cervan wskaże mnie na jego miejsce.
— Jesteś przekonany?
— Absolutnie — odparł bez zastanowienia.
Cahir odetchnął głęboko.
— Trudno mi w to uwierzyć. Z całym szacunkiem dla twoich, hmm, astralnych kompetencji, nadprzyrodzonych zdolności i astrologicznych talentów. — W jego tonie wybrzmiała się nie do końca zamierzona nuta cichej drwiny. Poprawił się, dodał łagodniej, neutralnym głosem: — Z jakiego powodu Cervan miałby nagle odsuwać Belmaro od tego zadania? Chłopak siedzi w tej sprawie od samego początku. Ma gadane, dobry z niego dyplomata. 
Mattia nie wyglądał, jakby przejął się jego słowami. Twarz miał równie pogodną, co wcześniej.
— Wszystko powinno wyjaśnić się podczas wizyty u mistrza, gdy przyjdzie do składania raportu z waszej dzisiejszej wizyty w Nylth. 
— Możliwe. — Cahir wzruszył ramieniem. — Zobaczymy, co będzie jutro. Zostawmy to na razie. Co znaczy ta karta? — Wskazał Dwójkę Denarów ruchem podbródka.
— Ta?
Mattia przysunął bliżej kartę, na której wymalowany został kroczący po linie akrobata. Postać uśmiechała się chytrze, żonglując dwiema intensywnie złotymi monetami. Widniały na nich pięcioramienne gwiazdy.
— To żongler. Symbol osoby biernej, pozostającej w cieniu, zajętej sobą, pozornie niezainteresowanej aktualnie rozgrywającymi się wydarzeniami. Jednocześnie jest to ktoś sprytny, umiejący grać na własną korzyść. 
Cahir zmarszczył brew.
— Ta karta także odnosi się do nas dwóch?
— Tylko do ciebie. Ty ją wskazałeś. 
— Och — zaśmiał się niewinnie, ze źle odegranym rozbawieniem. — To chyba nie świadczy o mnie najlepiej. 
— Niekoniecznie. — Mattia uśmiechnął się lekko, uniósł dłoń, zagestykulował nią dystyngowanie. — Mówiłeś, że ostatnim razem zostałeś wysłany do Nylth jako eskorta? Tym razem też tak będzie. Nie odegrasz w rokowaniach z wójtem większej roli, ale Cervan doceni twój udział w przedsięwzięciu.
— Przynajmniej tyle. — Cahir rozejrzał się po sali. Znaczna część stolików świeciła już pustkami. Większość gildyjczyków albo zdążyła już opuścić stołówkę, albo właśnie się do tego przymierzała. — Mogę wybrać jeszcze jedną?
Mattia przyzwalająco skinął głową.
— Śmiało.
Cahir przebiegł wzrokiem po rozpostartej na blacie talii. Zastanowił się, wybrał kartę, odsłonił ją. Mattia zagwizdał.
— Odwrócone Koło Fortuny. — Twarz astrologa spoważniała, spojrzenie na moment zaszło cieniem, tembr głosu zmienił się nieco. — Ostrzeżenie. Zwiastun pecha, niepowodzenia i złego losu. Wygląda na to, że po drodze do Nylth czeka nas kilka przygód. 
Cahir wbił pusty wzrok w wymalowaną na tekturze czerwono-czarną tarczę, na opartą o nią biodrem śliczną kobietę z przewiązanymi oczami, na siedzącego na jej ramieniu gawrona. W jednej chwili przypomniał sobie, jak bardzo jest zmęczony. Opadł ciężko na oparcie, chwycił szklankę, uniósł ją do ust, żałując, że to woda.
— Cudownie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz